Reklama
aplikuj.pl

Powrót do przeszłości – sequele i rebooty starych gier skazane na porażkę?

Monobloss: Zaczynając swoją przygodę z grami czy też filmami, każdy z nas powoli wyrabia sobie opinię na temat całego gatunku. Wszyscy z pewnością pamiętacie swoje pierwsze gry i niewyobrażalną frajdę, jaką sprawiało ogrywanie wybranego tytułu zapominając o bożym świecie. Jednak czas przemija, wszyscy się starzejemy a jednak nasze opinie i wyobrażenia pozostają daleko w przeszłości. Nostalgia, bo z takim zjawiskiem właśnie mamy do czynienia, często zmienia wizję rzeczywistości na korzyść emocji i doznań z czasów naszej niewinnej młodości. Wszyscy uwielbiamy wspominać dawne czasy i przy tym narzekać jak to dzisiaj jest beznadziejnie. A teraz pora zastanowić się ile jest w tym prawdy, a ile naszej subiektywnej wizji opartej na doświadczeniach z przed lat. Czy każda zmiana jest zła? Czy wszystko, co nowe z góry skazujemy na niepowodzenie? Czy wszyscy mamy w sobie trochę z „fanboy’a”? Co prawda każdy z Was drodzy czytelnicy musiał by sam odpowiedzieć sobie na to pytanie, a ten felieton jest swego rodzaju spojrzeniem w głąb ludzkiej psychiki. Dyskusję rozpocznie mój redakcyjny kolega Kroogah, który z pewnością sam, chociaż raz padł ofiarą nostalgii.

SHill2_conceptart_uCtku

Kroogah: Dziękuję, profesorze Monobloss, nadwyraz inteligentnie rozpoczął pan ową dyskusję ichnią prezentacją. Fiu bździu, koniec tej zabawy. Z mojej strony już wyraziłem opinie na temat w moim felietonie, aczkolwiek wykorzystując Silent Hilla 2 z mego tekstu poruszę inny temat również mający wpływ na nostalgię – mianowicie rebooty oraz sequele. Według mnie SH2 miało swój „urok” i mnie solidnie straszyło, gdy byłem dzieckiem. Wtedy także nie rozumiałem wszystkich metafor i niesamowicie głupich puzzli, wszystko wciągałem w siebie i akceptowałem, bo po prostu miałem okazję zagrać w grę. Dzisiaj już wiem, że Silent Hill 2 nie jest niesamowite. To solidna gra, bardzo ambitna jak na swój czas (co należy wychwalać), ale koniec końców – to jest tylko niezła gra. To jest oczywiście moja opinia, inni odbierają tą grę za arcydzieło, wierzchołek horrorów i gier artystycznych. W końcu jak można mi ufać skoro lubię Bioshock 2, co nie? Ale patrząc na Silent Hill, jest to seria, która po trzeciej części się w pewnym sensie zagubiła. Konami nie wiedziało co z nią zrobić, oferując nam gry z większym nastawieniem na akcję niż na interesującą fabułę, ohydne i obrzydliwe potwory, a także niezręczne miejscówki z których jak najszybciej chcielibyśmy uciec. Ostatni Silent Hill z podtytułem Downpour to była odważna próba na powrót serii, ale nie wypaliła, nie trafiła do fanów jak i recenzentów. I tu powstaje pytanie: czy warto robić rebooty/sequele „gier perełek”? Warto się wysilać by zaoferować coś ciekawego, nowego, ale także czegoś co fani mogą wyśmieją i zatopią w morzu negatywnych komentarzy?

Dante

Monobloss: Bardzo dobre pytanie, idealnym przykładem jest nowy Devil May Cry. Po zapowiedzi reboota serii wszyscy zaczęli wspominać sobie stare czasy jak to się kiedyś białowłosym badassem zabijało wszelkie istoty nieczyste. Gra była hitem jeszcze przed premierą, ale do czasu… Do czasu pierwszego zwiastuna gdzie po obrazie przeszłości, który utkwił w naszej pamięci pozostał tylko pył tego, co wcześniej znaliśmy. Dante przemienił się w ciemnowłosego chłopaczka, który swoim wyglądem przypominał emo ćpuna. No i zaczęło się, twórca gry dostał nawet pogróżki, że zostanie zabity, jeżeli wypuści grę kalającą dobre imię starego Dantego. A wszystko to przez magiczną nostalgię dawnych czasów i blokadę, która jej towarzyszy. Ci, którzy zagrali w poprzednie części Devil May Cry i potraktowali je jak zwyczajne dobre gry nie wyrażali sprzeciwu i byli zwyczajnie zaciekawieni zmianami. Niektórzy fani serii natomiast nie mogli przełknąć zmian i zwyczajnie bojkotowali grę w imię przeszłości. Do tego grona można zaliczyć również mnie. Zdaje sobie sprawę, że krytyka nie jest obiektywna, ponieważ z recenzji wynika, że nowy Devil May Cry to udany reboot. Mimo to nigdy nie zagrałem w ten tytuł z uwagi na to jak potraktowany został główny bohater, który za czasów młodości wbił bił mi się w psychikę a w świecie gier wideo został swego rodzaju ikoną produkcji z gatunku slasherów.

david_hayter-july07

Kolejnym przykładem jest zmiana głosu głównego bohatera Metal Gear Soild. David Hayter od 15lat podkładał głos pod postać Naked oraz Solid Snake’a i nagle dowiadujemy się, że twórca serii Hideo Kojima zwyczajnie olał ponad dekadę współpracy. Hayter opisał całą sytuację i wyraźnie powiedział, że Kojima nawet nie zadzwonił. W głębi serca mam nadzieję, że jest to kolejny wielki trolling ze strony tych dwóch, ale sprawa wygląda zbyt poważnie. W mojej głowie Snake to David Hayter, a David Hayter to Snake i inaczej nie będzie. Gdybym wcześniej nie grał w MGS i DMC, to zwyczajnie olałbym obie zmiany. Dodatkowo sama zmiana bohatera lub jego głosu nie wpływa na rozgrywkę a jednak dla mnie obie gry straciły, na jakości w stopniu znacznym. Wygląda na to, że taka jest już nasza natura. Cała ta sytuacja idealnie odnosi się również do innych aspektów naszego życia. Przeglądając stronę główną na wykopie można zauważyć, że najbardziej popularne są znaleziska traktujące o przeszłości, o historii o tym, co już było. Wszyscy chcą wspominać i są jednozgodni, że kiedyś było lepiej. Wyroby były lepsze, muzyka była lepsza, filmy były lepsze.

dark-knight

Kroogah: Oj brniesz za daleko, nie do końca się z Tobą zgadzam. Wystarczy, że spojrzymy na jedną z najważniejszych gier tego roku – Bioshock Infinite i Twoja teza już upada, bo wiem, że wolisz tą część bardziej niż pierwszą. Ja z kolei wolę jedynkę, ale nie uważam, że to co nowe musi być kiepskie. Podobnie z Tomb Raider, którą to grę oceniłeś całkiem wysoko w swojej recenzji.  Nie wolno oceniać rebootów bądź sequeli poprzez pryzmaty poprzednich części i ugnieżdzonej w głowie nostalgii. Gdyby tak było to byśmy skazali na porażkę Batman Begins Christophera Nolana i nigdy byśmy nie otrzymali fantastycznego Mrocznego Rycerza. Podobnie jest z grami. Jestem w stanie zrozumieć, że tak już się przyzwyczaiśmy do naszych klasycznych bohaterów, że każde zmiany są niewygodne i nienormalne. Z jednej strony to może doprowadzić do pozytywnych sytuacji (XCOM Enemy Unknown wyproszony przez fanów zamiast wersji FPSowej), z drugiej strony do negatywnych (średnia sprzedaż i opinia publiczna wymienionego przez Ciebie DMC, pomimo bardzo udanej gry). Z Hayterem się zgodzę, bo to ikona. On jest Snake’iem, a Snake nim. To jest część jego życia tak jak Mark Hamill i komiksowy/animowany Joker. Nie można zrzucać wszystkich rebootów i sequeli do jednego pudełka, na którym jest wypisane mazakiem „KWARANTANNA! KIEPSKIE KONTYNUJACJE GIER, NIE OTWIERAĆ!”.

Bidoofshock

Monobloss: Oba tytuły mnie się podobały, ponieważ podchodziłem do nich z otwartym umysłem. Pomogło też to, że wcześniej nie byłem fanboyem żadnej z tych serii. Potraktowałem je zwyczajnie, jako dobre gry. Wychodzę z założenia, że wszyscy powinniśmy tak robić, ale ciężko jest się przełamać w niektórych sytuacjach. Bioshock Infinite to jeden z nielicznych sequeli, które faktycznie były udane, a nawet przebiły, bądź dorównały poprzednikom. Jest jeden problem, nie była to seria nastawiona na opowiadanie historii jednego bohatera, więc nie zdążyła wyrobić sobie nostalgicznej otoczki. Po drugiej części gry Rapture również zostało wykorzystane już do cna możliwości. Wracając do sedna tematu, wiele osób uważa, że starsze produkcje są dużo lepsze niż te, które mamy dzisiaj. Prawda jest jednak taka, że w głównej mierze wychwalamy je ze względu na wspomnienia z nimi związane. Tę gorzką prawdę poczułem na własnej skórze. Podczas promocji na PlayStation Store kupiłem wszystkie części Tomb Raider i nie mogłem wyjść z podziwu jak archaiczne jest sterowanie, wspomnienia jednak były inne. Gdybym dzisiaj nie zagrał w tą grę ponownie, to dalej z przyjemnością wspominałbym, że te stare Tomb Raidery to miały klimat… Klimat może i tak, ale reszta pozostawiała wiele do życzenia. Musisz przyznać, że właśnie te wspomnienia potrafią zniekształcić obraz rzeczywistości i utrzymywać nas w błędnym przekonaniu. Zdarzają się produkcje ponadczasowe, w które z przyjemnością gram do dziś, ale głównie ze względu na ogólny klimat i fabułę. Dlatego właśnie wychodzę z założenia, że gloryfikowanie starszych produkcji z czasów młodości jest oparte głównie na świetnych wspomnieniach. Dzisiaj dzieci w wieku 8 lat (o zgrozo, ale niestety taka jest rzeczywistość), które grały w Call of Duty Modern Warfare 3, za 10 lat powiedzą, że to była gra, a ten Call of Duty Future Warfare 5 to zwyczajny skok na kasę i dno.

tomb-raider

Kroogah: Nie odkryłeś Ameryki Mono, tak zawsze było i będzie. Nie jest to tylko w grach, ale także w filmach, komiksach, serialach. Pamiętasz może Pocahontas lub też inne mniej udane filmy Disney’a? Jakby dzisiaj je obejrzeć to byśmy doszli do wniosku, że są one niesamowicie płytkie i przepełnione bezmyślnymi postaciami. Są oczywiście wyjątki jak chociażby Mulan lub też Herkules, ale to naprawdę nie jest nic nowego. Najważniejsze jest to, żeby nie zachowywać się jak osoba zamknięta w sobie, ze swoimi ukochanymi wspomnieniami, która ignoruje wszystkie ambitne rebooty oraz sequele. Trzeba podejść do tematu z otwartym umysłem, a także nadzieją – tym bardziej jeżeli jest się wiernym fanem. Jeżeli nie wypali, no to trudno gra jest słaba. Ale absolutnie nie wolno zabierać szansy tym produkcjom. Kto wie, może komuś nowa część się aż tak spodoba, że będzie większym faworytem niż oryginalna ulubiona gra. Ty tak miałeś z Bioshock Infinite, ja tak miałem z Red Dead Redemption. Myślałem, że nic nie przebije cudownego Vice City, a tu proszę – John Freaking Marston przebija wszystko co tylko się da. Nostalgia to przede wszystkim świetny sposób na manipulcję. Poczuć to mogą wszyscy co kupili kolekcje HD swoich ulubionych serii bądź też fani Nintendo. Mi nie przeszkadza granie po raz n-ty w Snake Eater, tym razem w HD z mniej zamazanymi teksturami, a fanom Zeldy nie przeszkadzają wersje HD Ocariny oraz Wind Wakera. Wydawcy to wykorzystują, a nam nostalgia podpowiada, że pomimo znania gry w szerz i wzdłuż, tak czy inaczej kupimy owe wersje, gdyż mamy z tymi grami tak fantastyczne wspomnienia. I co tu zrobić? Jak tu wygrać z tak wścibską rzeczą jak nostalgia, która w wielu przypadka odrzuca kreatywność i innowację rebootów oraz kontynuacji? Ano jest tylko jedna metoda – trzeba logicznie podejść do sytuacji. Najlepiej przemyśleć sobie na spokojnie czy dany tytuł rzeczywiście zasługuje na hejt i ignorancję z naszej strony. I co Mono, nadal nie chcesz spróbować nowego DMC? Może kupisz sobie DLC ze starym ubiorem Dantego?

Wind-Waker-HD

Monobloss: Widzisz… Wpadłem w tą właśnie pułapkę i pomimo tego, że mógłbym się z niej wydostać to nie chcę tego robić, przynajmniej w przypadku Devil May Cry. Dlaczego? Ponieważ sami twórcy tej produkcji śmieją się w twarz takich jak ja robiąc humorystyczną cut-scenke gdzie na głowę Dantego spada jakiś biały mop i on sam śmieje się ze swojego wyglądu. Humor humorem, ale to już dla mnie przegięcie i odgrywanie się na tych, których sytuacja najbardziej boli. Och ta nostalgia… Nie jest to logiczne podejście i trzeba koniecznie z tym walczyć, sam kupiłem mnóstwo tytułów z PS2 w wersji HD ze względu na wspomnienia. Czy jest w tym coś złego? Nie. Trzeba jednak podchodzić do wszystkiego z otwartym umysłem i nie dać się porwać klątwie przeszłości, która zakłada nam różowe okulary.

ete1