Reklama
aplikuj.pl

DC Odrodzenie i komiksowa porcja recenzji

Wonder Woman, Nightwing, Harley Quinn oraz Batman

Odrodzenie DC nabiera coraz większego rozpędu, nie dając polskiemu czytelnikowi nawet chwili na odsapnięcie. Tym razem przyjrzymy się czterem pozycjom wydanym przez Egmont.

Na łamach WhatNext już mieliśmy okazję zrecenzować trzy albumy wydane pod marką Odrodzenia DC. Więcej na ten temat możecie przeczytać w tym tekście, a także w recenzji albumu opublikowanego pod sztandarem DC Deluxe.

Odrodzone DC Comics

DC Odrodzenie to świeża inicjatywa amerykańskiego wydawnictwa, która ma na celu zarówno rozwinięcie niektórych wątków jak i zamknięcie już otwartych w ramach poprzedniej serii wydawniczej. W 2011 roku włodarze DC zaproponowali zupełnie nowy pomysł na popularne tasiemce suberbohaterskie – The New 52. W Polsce komiksy te wydawał Egmont pod nazwą Nowe DC Comics. Zamysł był zasadniczo prosty, bowiem chodziło o pewne uporządkowanie bardzo rozrośniętego uniwersum, jak również podjęto próbę reinterpretacji niektórych sztandarowych postaci.

Czy się udało? Czy świat, jaki powstał po wielkim wydarzeniu nazwanym Flashpoint, otwierającym The New 52, przemówił do czytelników? Odpowiedź nie jest prosta, bowiem ogólny zamysł spotkał się z aprobatą, ale wiele pomysłów rodziło jednak pewne kontrowersje fanów. Niektórzy czytelnicy gubili się nieco w nowym natłoku faktów, zaś staży wyjadacze byli przekonani, że nie jest to DC, jakie pamiętają.

DC Odrodzenie ma ten stan rzeczy odwrócić, choć podobno głowy na szczycie łańcucha decyzyjnego planują w najbliższej przyszłości większe przetasowanie uniwersum Supermana i Batmana. O jednym z architektów tego śmiałego planu możecie przeczytać tutaj, ponieważ miał okazję odwiedzić ostatnio Polskę, dzieląc się z fanami swoimi przemyśleniami.

Cztery historie

Pod naszą recenzencką lupę trafiły cztery, bardzo różne od siebie pozycje. Są to kolejno przygody Batmana i spółki, solowy występ Nightwinga, Wonder Woman oraz Harley Quinn. Który komiks okazał się najlepszy?

Najsilniejszą pozycją na naszej liście wydaje się być Wonder Woman: Kłamstwa, ze względu na jedno nazwisko – Greg Rucka. Mieliśmy już okazję recenzować napisane przez niego przygody księżniczki Diany z Themysciry. Niebyła to klasyczna historia o komiksowym herosie spuszczającym łomot na prawo i lewo. Diana wydaniu Rucki prócz niewątpliwe atrybutów boskich targana jest również rozterkami moralnymi typowymi dla zwykłego człowieka. Ponadto komiks zawierał wiele ciekawych przemyśleń na temat współczesności w odniesieniu do antycznych mitów i filozofii. Dlatego oczekiwania względem nowego zeszytu stały bardzo wysoko.

Komiks opowiada historię księżniczki amazonek mającej coraz większe wątpliwości względem własnej osoby. Prześladują ją wspomnienia z życia, którego nigdy nie znała, ale ma przeczucie, że może kryć się za nimi szersza prawda. Ponadto Wonder Woman nie może odnaleźć drogi na swoją rodzinną Themyscirę – mityczną wyspę Amazonek. Intryga rozwija się z każdą kolejną stroną, prowadząc do nietypowych sojuszy i pojednań, a cześć opisanego tomu będzie rozgrywać się w samym sercu czarnego kontynentu. Komiks ilustrował Liam Sharp, a efekt prac brytyjskiego artysty zachwyca przez cały tom. W tym wypadku Duet Rucka-Sharp zadziałał idealnie, co oczywiście mocno ponosi poprzeczkę względem następnych przygód o Wonder Woman.

Po przeciwnej stronie stoją dwie historie o postaciach z Gotham. Komiks Batman: Noc Ludzi Potworów i Nightwing: Lepszy niż Batman pod wieloma względami zazębiają się, rozwijając pewne wątki poruszone już w wcześniej opublikowanych pozycjach (Batman: jestem Gotham). „Noc ludzi i potworów” to pierwszy crossover w ramach DC Odrodzenie, gdzie pojawia się naprawdę sporo postaci, a przy tworzeniu całości brał całkiem liczny tłum twórców. Jednocześnie warto dopowiedzieć, że jest to zamknięta historia zajmująca jeden tom. „Lepszy niż Batman” natomiast otwiera znacznie dłuższą opowieść poświęconą Dick’owi Graysonowi – pierwszemu Robinowi i pomocnikowi mrocznego rycerza.

W zachodnich mediach branżowych opowieść o Gotham niszczonym przez ogromne kaijū, będącymi efektem knowań doktora Hugo Strange’a spotkała się z ciepłym przyjęciem. Opowieść ta aż nazbyt przypominała mi wydarzenia rozgrywające się w Batman: Bloom, a jak pamiętamy opowieść pisana ręką Scotta Snydera nie trafiała w gusta starych fanów rycerza Gotham. Podobnie jest i w tym przypadku. Wielkie monstra pustoszące metropolię nie są tym, czego bym oczekiwał po opowieści z Batmanem w roli głównej. Warstwa wizualna przedstawia bardzo nierówny poziom, choć dokuczać może tak naprawdę dość szarpane tępo akcji, nabierające wręcz sprinterskiego pędu pod koniec lektury.

Zdecydowanie lepiej wypada występ Nightwinga, mocno przypominając kryminalne historie Batmana, jakie mieliśmy okazję czytać w latach 90. dzięki TM-Semic. Rzecz jasna nie jest on aż tak mroczny, zdecydowanie pozbawiony tego dość specyficznego „dreszczyku” tamtych zeszytów, ale myślę, że obrano dobry kierunek. Zwłaszcza, że duet Tima Seeley’a i Javiera Fernándeza nie do końca planował skopiować klimat dawnych przygód obrońcy Gotham. Już na pierwszy rzut oka widać próbę poszukiwania nowej formuły na stare pomysły, przy jednoczesnym określeniu wyrazistego charakteru postaci, odbiegającego daleko od cech swojego starszego mentora. Generalnie całkiem udany start.

Największą zagadką i jednocześnie zaskoczeniem okazuje się tomik „Umrzeć ze śmiechem”, czyli solowy występ Harley Quinn. Antybohaterkę stworzyli Paul Dini i Bruce Tim dla potrzeb animowanego serialu o Batmanie. Tak naprawdę nazywała się Harleen Quinzel i po skończonych studiach rozpoczęła pracę psychiatry w Azylu Arkham, gdzie spotkała człowieka, który wywrócił jej życie do góry nogami – Jokera. Mimo niezaprzeczalnej popularności Harley do komiksów zawędrowała siedem lat później po jej serialowym debiucie. Postać ta dużą furorę robiła również na ekranach monitorów, dzięki serii gier Arkham, natomiast o filmowym występie w Suicide Squad lepiej nie wspominajmy.

Komiks? Próbę wykreowania z drugoplanowej postaci na grającą pierwsze skrzypce podjęto już podczas The New 52. Pierwszy tom opublikowany w ramach DC Odrodzenie jest zaskakująco dobry głównie, dlatego, że odbiega mocno od tego, co DC Comics ma w ofercie. Harley Quinn w kreacji Amandy Conner i Jimmy’iego Palmiotti’ego ewidentnie przypomina to, co Marvel oferował czytelnikom w przygodach Deadpoola. Mamy (anty)bohaterkę stojącą na pograniczu dobra i zła, ciągnąc raz to w jedną, raz to w drugą stronę. Absurd goni absurd, rodząc wrażenie jazdy kolejką górską bez trzymanki po zażyciu sporej dawki środków „rozweselających”.

Z jednej strony opowieść jest mocno odklejona od głównego pionu DC Comics, posiadając jednocześnie sporo nawiązań do niektórych rozpoznawalnych wątków. Dla odmiany akcja przenosi nas do Nowego Jorku, a dokładniej Coney Island, gdzie nasza pocieszna albinoska zarządza kamienicą zamieszkaną przez przeróżne dziwadła. Przygodę zaczynamy od inwazji zombie, by potem przejść do nieco muzycznych klimatów. Po drodze oczywiście nadarzy się okazja do walki z korporacyjnym uciskiem, a wszystko to przy towarzystwie całkiem pociesznego humoru. Generalnie Harley Quinn potrafi rozśmieszyć, nie szczędząc również nutki pikanterii, a wszystko to jest diabelnie dobrze ilustrowane, dzięki czemu płyniemy przez lekturę.

Słowem podsumowania

DC Odrodzenie przedstawia się w coraz ciekawszych kolorach. W ostatnim zestawieniu wynik pozycji wartych przeczytania względem słabych zapychaczy wypadał jak 2:1. Tym razem również jest nieźle, bowiem na cztery opisane komiksy jeden stanowczo wybija się ponad całość, a dwa są zdecydowanie warte polecenia. Niestety zawiódł Batman: noc ludzi i potworów, bowiem obytemu w komiksach czytelnikowi szalejące potwory i zagłada miasta, czyli totalna rozwałka już nie wystarczy. Z ciężkim sercem stwierdzam, iż lektura momentami nużyła.

Na tę chwilę wydaje się, że Wonder Woman to obowiązkowa pozycja, bowiem Greg Rucka pokazał, że jest w formie. Zaskakująca jest również przygoda Harley Quinn – pokręcona, mocno abstrakcyjna, zdradzając tym samym dość spory potencjał postaci. Jednocześnie Nightwing wypadł na plus, po części mrugając do fanów starych przygód Mrocznego Rycerza. Dlatego słowem podsumowania, możemy powiedzieć, że dla polskich czytelników DC Comics nastał bardzo dobry okres.