Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Podboje: Horda Żywych

Starożytny Bliski Wchód zamknięty w komiksowych kadrach

Historia ludzkości pełna jest ciekawych postaci, wydarzeń przełomowych, jak również legend czekających na wyjaśnienie. W tematyce bazującej głównie na przeszłości odnajdują swoje powołanie europejscy scenarzyści. Tym tropem podążał również Sylvain Runberg w komiksie Podboje.

Tematyka historyczna na rynku europejskim to bardzo ceniona metoda tworzenia scenariusza komiksu. Czytelnicy na starym kontynencie uwielbiają wszelkiej maści wycieczki w przeszłość kreślone różnymi stylami – mniej lub bardziej realistycznymi. Rzecz jasna podobne zagrywki akceptują również amerykańscy fani obrazkowych historii, ale bezsprzecznie w Europie ten kierunek cieszy się największą różnorodnością.

Komiks (A)historyczny

W kwietniu miała miejsce premiera komiksu Podboje, a dokładniej zeszytu zatytułowanego Horda Żywych. Jest to pierwsza z czterech zaplanowanych części cyklu ukazującego się nakładem Egmontu. Za opowieść odpowiada belgijski scenarzysta Sylvain Runberg. Kojarzycie nazwisko? Nie tak dawno temu recenzowaliśmy inną pozycję, przy której maczał palce. Chodzi oczywiście o szalenie udane Millennium: mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet.

Tym razem utkana przez Belga intryga jest daleka od kryminału. Całość zabiera nas w odległe historyczne czasy, dokładniej w okres świetności starożytnego bliskiego wschodu, na długo przed tym jak Grecy i Rzymianie ruszyli na podój świata antycznego. Scenarzysta nie mógł wybrać chyba bardziej barwnego, pełnego ciekawych wydarzeń i mitów okresu w dziejach ludzkości.

Opowieść Sylvaina obraca się wokół wielkiego konfliktu zbrojnego. Obserwujemy wydarzenia, gdzie wojska imperium Hetyckiego niszczą państwo Urartu. Ekspansja trwa dalej, zaś pobudki, jakimi kieruje się król hetycki wydają się, co najmniej groteskowe, przypominając antyczne mity. W sytuacji zagrożenia trzy koczownicze plemiona scytyjskie postanawiają odnowić stare przymierze zwane Hordą Żywych, by wspólnie przeciwstawić się najeźdźcy.

Cichego poparcia sprawie koczowniczych Scytów udziela Babilonia. Dlatego wraz z Hordą Żywych podąża kronikarka Thusia, mająca za zadanie uwiecznić zwycięstwo przymierza nad Hetytami. Jednocześnie kobieta wchodzi w rzeczywistość całkowicie odmienną od jej, pełną magii i niezrozumiałych zwyczajów. Tym sposobem obserwujemy dwa światy: wielkiej polityki i codziennego życia koczowniczych ludów. Niestety Podboje nie jest pozycją, z jakiej studenci pierwszego roku kierunku historycznego mogą czerpać wiedzę do egzaminu z starożytnego bliskiego wschodu.

Sylvain ze swobodą dobierał fakty i postacie, tworząc pewnego rodzaju historyczny miks. Teoretycznie odniesieniem dla fabuły są czasy babilońskiego władcy Hammurabiego – to on posyła kronikarkę Thusię – czyli okres między 1792 a 1750 rokiem p.n.e. I tu pojawia się problem, bowiem w dalszych przygodach zobaczymy faraona Ramzesa, czyli czasy odległe o pięć stuleci. Ponadto sporą rolę w fabule odgrywają magowie ocaleni z umierającej Atlantydy, czyli ewidentne odwołanie do mitów, plus na niektórych kadrach zobaczymy zwierzęta, które wymarły wraz z ostatnim zlodowaceniem tysiące lat wcześniej.

Warsztatowe mistrzostwo?

Pod względem scenariusza komiks nie robi szału. Jest to prosta fabuła, której osią są wydarzenia zbrojne. Większość głównych postaci nie zdradza swoich pobudek, co może zostawiono na dalsze tomy. Kronikarka Thusia odgrywa rolę poboczną, niezaangażowaną, czym zapewne ma bardziej zbliżyć się do czytelnika. Z drugiej strony niezaprzeczalnie ogromnym atutem komiksu jest strona wizualna. Kanadyjski ilustrator François Miville-Deschênes wzniósł się na absolutne wyżyny, serwując czytelnikowi dopracowane w każdym calu rysunki. Precyzja w odwzorowaniu sylwetek ludzkich, czy też detali otoczenia jest wręcz niepokojąco pedantyczna. Niewiele więcej można zarzucić również kadrowaniu, tudzież płynności narracji. Szczególnie ogromną satysfakcję przynoszą sceny batalistyczne.

Reasumując Podboje: Horda Żywych nie będzie lekturą wymagającą. Scenariusz jest prosty, ale mający swoje smaczki. Pozostaje mieć nadzieję, że wraz z kolejnymi zeszytami rozwiną się poszczególne sylwetki głównych „aktorów”, bowiem póki co prezentują się raczej mgliście. Z drugiej strony to pięknie ilustrowana książka, gdzie sceny batalistyczne i przedstawienie krwawych obrzędów nomadów wywołuje wręcz dreszcz na plecach. Pozycja ta skierowana jest wyłącznie do dojrzałych czytelników i stanowi bardzo dobrą odskocznię od mainstreamu w przystępnej cenie.

Za udostępnienie komiksu do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont