Reklama
aplikuj.pl

Recenzja filmu Straight Outta Compton

Gdyby nie interwencja polskiego internetu, „Straight Outta Compton” ominąłby nasze kina szerokim łukiem. Film szybko zyskał ogromną popularność w USA, stając się niepodważalnym liderem box office’u. Obraz w Polsce nie miał nawet dystrybutora, a premiera kinowa miała nigdy się nie odbyć. Reakcja internetu była natychmiastowa i facebookową petycję podpisało prawie 30 tysięcy ludzi. Trzy tygodnie po premierze w Stanach, film zadebiutował w polskich kinach. Bez wątpienia jest to propozycja, obok której obojętnie nie przejdzie żaden fan rapu.

„Straight Outta Compton” to tytuł debiutanckiego albumu grupy N.W.A. (Niggaz Wit Attitudes), wydanego w 1988 roku. Nie byli oni pierwsi w rapie, ale na pewno dołożyli bardzo ważny kamień pod fundamenty popularyzacji całej popkultury hip-hopowej. Teraz po tylu latach świat przypomniał sobie o legendarnej grupie, stawiając im laurkę w postaci doskonałej biografii. Sam wychowywałem się w czasie, kiedy największe triumfy świecił Eminem czy 50 Cent. Jednak za każdą wielką gwiazdą stoi ktoś inny, w przypadku obu raperów są to Dr. Dre, który pierwsze kroki w produkcji i didżejce stawiał w N.W.A., wraz z Ice Cubem (dziś bardziej znanym z roli aktora niż artysty) czy nieżyjącym już Eazy-E.

4

Nad produkcją filmu czuwał zarówno Dr. Dre jak i Ice Cube. Ten pierwszy z początku przeciwny był powstaniu obrazu o nich samych, ale ostatecznie nie skończyło się jedynie na jego wyprodukowaniu; stworzono również pierwszy nowy album od prawie dwóch dekad, który stał się ścieżką do tegoż filmu. Zresztą nie ma co się dziwić aktywności Dre, bo najważniejsze w „Straight Outta Compton” jest muzyka. Oprócz kilkunastu oryginalnych utworów Dr. Dre, znalazło się tu z oczywistych względów wiele znanych kawałków z pierwszego albumu N.W.A.

Na niektóre filmy warto wybrać się do kina ze względu na wrażenia wizualne. Tę produkcję warto obejrzeć na wielkim ekranie ze względu na doskonałe udźwiękowienie. „Fuck the Police” nigdy nie będzie brzmiało tak dobrze na małym ekranie, jak w ogromnej sali kinowej pełnym umieszczonych w suficie głośników.

Można było mieć obawy, czy dwójka członków nieistniejącej już grupy nie wybieli obrazu ich samych, zarzucając wszystko co najgorsze, nie mogącego zabrać głosu Eazy’emu, ale okazały się one na szczęście nieuzasadnione. „Straight Outta Compton” w sposób kompletny i wiarygodny buduje historię grupy, burząc fałszywy obraz przemocy, radzenia sobie z codziennymi trudnościami życia w getcie, czy ciągłemu balansowaniu na krawędzi z gnatem przy skroni. Oczywiście nie mogło zabraknąć kilku przekłamań czy pominięć, które skutecznie nakręcają dalsze wydarzenia, ale są one na tyle dobrze nakręcone, że ciężko teraz wyobrazić sobie bez nich film. Słynny koncert w Detroit miał zupełnie inny przebieg, niż zaprezentowano w filmie, ale to scena, która doskonale kontrastuje z charakterem całego obrazu oraz społecznym przekazem.

STRAIGHT OUTTA COMPTON, O'Shea Jackson Jr., as Ice Cube, 2015. ph: Jamie Trueblood/©Universal Pictures/courtesy Everett Collection

Ten obok historii samej grupy jest niezwykle ważny dla całej opowieści. Nie bez przyczyny FBI nazwało N.W.A., najgroźniejszą grupą świata. Gangsta rap w latch 80. i 90. był bezpardonowy i artyści za nic mieli poprawność polityczną. Nikt jednakże nie nawoływał do tak otwartej nienawiści do służb porządkowych jak robili to Ice Cube, Eazy-E i Ren. Ich teksty inspirowały tysiące Afroamerykanów do pokazania otwartego sprzeciwu na niesłuszne traktowanie czarnoskórych przez policję. I choć kulisy powstania słynnego utworu napisanego przez Cube’a były zupełnie inne, to w filmie mają potrzebny wydźwięk. Zresztą społeczne przesłanie w „Straight Outta Compton” jest nadal bardzo aktualne po niedawnych wydarzeniach z Baltimore i Ferguson. W Ameryce funkcjonariusze prawa pozostają bezkarni, pomimo ich jawnych rasistowskich działań. Dlatego też ogromne wrażenie robi scena, w której Ice Cube przejeżdża przez zrujnowane miasto po starciach z policją, gdzie przedstawiciele dwóch najgroźniejszych gangów, czyli Bloods i Crips, manifestują razem niesprawiedliwość, wiążąc chusty z barwami obu gangów.

O samej produkcji głośno zrobiło się w momencie, gdy okazało się, że w Ice Cube’a wcieli się jego najstarszy syn, O’Shea Jackson Jr. Nie dość, że wygląda jak ojciec, to jeszcze świetnie potrafi odegrać jego słynne miny czy sposób zachowania. Wymarzony debiut aktorski. Równie świetny jest Jason Mitchell jako Eazy-E. Aktor miał szczególnie trudną rolę, bo sama postać Eazy’ego jest niełatwa w przedstawieniu, a co dopiero w odegraniu, ale Mitchell wyszedł z tego obronną ręką. Najwięcej zastrzeżeń można mieć do postaci filmowego Dr. Dre. Choć Corey Hawkins spisał się bardzo dobrze, to scenariuszowo nie pozwolono aktorowi rozwinąć skrzydeł. Dre wydaje się trochę zbyt ugrzeczniony i pokazuje pazur dopiero w końcowych minutach filmu. Tym niemniej cieszy fakt, że postacie Ice Cube i Eazy’ego pokazano jako pełne charakteru i osobowości.

5

„Straight Outta Compton” stworzony został dla fanów rapu i nie traktuje widza jak idioty. W filmie zostało zawartych wiele smaczków, którzy fani rapu momentalnie odkryją. Przede wszystkim świetne wrażenie robi wejście jednej z postaci, która wkrótce potem stała się gwiazdą. Jest to o tyle zaskakujące, że niektórzy mogliby nie wiedzieć, że Dr. Dre odkrył wielu znakomitych raperów, większych i lepszych nawet od Eminema. Produkcja ma także jedne z najlepszych w historii podsumowanie dorobku wciąż żyjących członków ekipy. W dwie minuty, przeplatane napisami końcowymi, została zawarte całe późniejsze życie Ice Cube’a czy Dr. Dre. Nie zabrakło także wypowiedzi znanych raperów. Stanowi to także podsumowanie samego filmu, który jest jednym z najlepszych filmów o rapie, stworzony od wielkich artystów dla fanów.