Reklama
aplikuj.pl

Trzecie niepisane prawo fotgrafii ślubnej

Trzecie niepisane prawo rządzące fotografią ślubną głosi: jeśli lampa błysnęła – jest zdjęcie. Tak, oto jak prosta jest reguła lampy błyskowej.

Fotografując śluby, wesela, chrzciny, urodziny, roczki, komunie, studniówki i wszelkiego rodzaju i sortu imprezy okolicznościowe, rodzinne, pracownicze, szkolne, jakiekolwiek bądź, nauczyłem się jednej, bardzo ważnej dla okolicznościowego fotografa zmiennej. Mianowicie, jeśli lampa zamontowana na gorącej stopce aparatu błyska, to znaczy, że fotograf pracuje, że fotograf robi zdjęcia. Niby nic, ale to jak wpływa takie myślenie na fotografowanych uczestników wesel czy innych imprez okolicznościowych, to już warte rozważenia.

Fotografując ceremonię ślubną w kościele, wiadomo dość powszechnie kiedy zdjęć robić nie wolno. Jasne, goście są bardziej uprzywilejowani i im ksiądz palcem nie pogrozi, kiedy błyskają lampami z kościelnych ławek. Z fotografem jest inaczej, tego dookreśla pewna etyka i szacunek do ceremonii, miejsca, ludzi. Poza tym, przed niemal każdym ślubem dane jest mi spotkać się z księdzem prowadzącym ceremonię i wysłuchać, co mi wolno, a czego nie. Co ciekawe, to właśnie w przypadku fotografowania w kościele, reguła lampy błyskowej, nie dość że sprawdza się doskonale, to jeszcze przynosi same pozytywy. Otóż zarówno goście, jak i ksiądz są mniej speszeni kiedy nie błyskam im lampą po oczach. To ułatwia pracę, czyni ją przyjemniejszą, a efekty bardziej naturalnymi, więc dokładnie takimi, jakie cieszą mnie najbardziej. Kiedy tylko mam, więc możliwość i sposobność nieużywania lampy błyskowej, kiedy nie mam przymusu, kiedy ustawię optymalną ekspozycję bez potrzeby błysku, to nie błyskam. Zdjęcia są wtedy bardziej naturalne, ludzie mniej stremowani, a ksiądz szczęśliwszy i bardziej skupiony na przeprowadzeniu młodych na nową drogę życia. Same plusy.

_IGP2286_B02

Inaczej zgoła reguła lampy błyskowej sprawdza się podczas przyjęć weselnych. Na początku wiadomo, stres wśród gości jakiś tam jest, bo ktoś robi im zdjęcia. To normalne i naturalne. Później jednak, kiedy twarda woda zaczyna krążyć w żyłach i zmieniać charaktery poszczególnych weselników, masowo przetwarzając wszystkich introwertyków w zaawansowanych ekstrawertyków, mamy do czynienia z bardzo powszechnym wśród różnych celebrytów zjawiskiem parcia na szkło. Nagle bowiem wszyscy, ale to wszyscy chcą być na zdjęciach. Wszyscy szczerzą się do obiektywu, wszyscy wpychają się pod obiektyw. Wówczas to reguła lampy błyskowej aktywując się, może nas co najwyżej postawić w negatywnym świetle. Wyobraźmy sobie bowiem moment w którym ktoś chce byśmy zrobili mu zdjęcie i oczekuje błysku lampy, oczekuje, że flesz wypali mu na jakiś czar białe kropki w polu widzenia gałek ocznych, dzięki czemu będzie miał dziką pewność, że właśnie został uwieczniony po wsze czasy na fotograficznej pamiątce z wesela. A co jeśli lampa nie błyska, a fotograf uśmiecha się jak debil, kiwając głową i dziękując swojemu chwilowemu modelowi pokazując gest uniesionego w górę kciuka? Proste: fotograf zgrywa głupka, udaje, oszukuje szczerzącego się do obiektywu weselnika, że niby to zrobił zdjęcie, a w gruncie rzeczy olał biednego nieszczęśnika, nie docenił jego teatralnych starań, zmierzających do tego, by dobrze wyjść na zdjęciu.

Powyższe rozważania, to wcale nie gdybanie, nie luźne rozmyślanie. Wielokrotnie zdarzyło mi się być gonionym po całej sali przez kogoś przekonanego, że jego gęba uświetni fotorelację z wesela tylko wówczas, gdy błysnę mu w oczy lampą. Mało tego, kiedyś, na jakimś tam, którymś z kolei weselu, zostałem zapytany o to, dlaczego nie robiłem zdjęć podczas weselnego pociągu. Wiecie, konduktorze łaskawy i takie tam. Pamiętam, że wyjaśniająco odpowiedziałem, wytłumaczyłem że robiłem zdjęcia, ale nie miałem potrzeby dopalać ich lampą. Wierzcie mi lub nie, ale nie byłem w stanie wytłumaczyć gościowi, że zdjęcia z pociągu jednak znajdują się na mojej karcie pamięci i uwierzył mi, niewierny Tomasz cholera, dopiero kiedy pokazałem mu fotografie na podglądzie. Ot, przykład chronicznego niedowiarka dręczonego regułą lampy błyskowej, który potrafi napsuć trochę krwi.

Reguła lampy błyskowej, o dziwo, zwykle nie obowiązuje podczas sesji ślubnej. Chyba, że mam ze sobą parasolki i inny majdan. Nie wiem w sumie od czego to zależy, ale obstawiam, że zwyczajowym myśleniem jest przekonanie o tym, że jak świeci słońce, to zdjęcia będą spoko i nie trzeba błyskać lampą. Zwykle może i nie trzeba, ale czasem do rozbicia cieni, lampa jest lepsza niż blendy i inne dziwadła. Zresztą, to czy ktoś błyska czy nie błyska lampą w słoneczny dzień, uzależnione jest od efektu, jaki ów ktoś chce uzyskać. Tylko tyle i aż tyle. Hmm, to w sumie kolejny z mitów fotografii w ogóle i kolejne z niepisanych praw rządzących fotografią ślubną. Muszę sobie to zapisać.

_IGP8855_B02

Co ciekawe, dla ludzi przekonanych do absolutnego braku odstępstwa od reguły lampy błyskowej, od trzeciego opisywanego przeze mnie prawa fotografii ślubnej, brak błysku lub (nie daj Boże!) brak lampy błyskowej na gorącej stopce, to często dowód na niekompetencję fotografa. Raz jeden zdarzyło mi się, że panna młoda podczas sesji ślubnej zapytała mnie wprost dlaczego robię zdjęcia bez lampy, przecież w top model błyskają lampami. W jakimś mega szoku nie byłem, nie było to bowiem pytanie które rozłożyłoby mnie na łopatki, ale jednak szczęka była mi nieco opadła. Z drugiej strony, kobieta dobiła mnie potem pytaniem, o to dlaczego używam na sesji ślubnej takiego małego obiektywu? Odpowiedź w żadnej mierze jej nie satysfakcjonowała, ale cóż począć? Mi też mechanik miał problem z wytłumaczeniem czym jest kolektor dolotowy i po co w ogóle znajduje się on pod maską mojego auta. Nie w każdej dziedzinie można być ekspertem, jak uczy życie. W każdym razie, wątpiąca panna młoda, to mały pikuś. Grunt, że zdjęcia się podobały. Bardziej zwykłem uśmiechać się pod nosem, widząc parę młodą łażącą po parku z fotografem okupionym sprzętem za grubą kasę, który lampę założył na korpus, bo wypada i wygląda. Tacy spece są o tyle zabawni, że gdy przychodzi co do czego, czyli nadchodzi czas robienia zdjęć, ustawiania młodych, kombinowania i trzeba się jakąś inwencją wykazać, to okazuje się, że sprzęt sam w sobie nie rozwiązuje wszystkich problemów.

Trzecie niepisane prawo fotografii ślubnej jest przykładem na brak elastyczności w postrzeganiu różnych fenomenów. To tak samo, jak choćby z rolkami. Każdy wie, jak wyglądają i każdy myśli, że nic jego wiedzy nie podważy. Każdy też jest zwykle poważnie zdziwiony dowiadując się, ile istnieje wariantów popularnych rolek, tudzież łyżworolek. Przykład może dziwny i kompletnie z innej bajki, ale reguła lampy błyskowej działa tak samo. Ktoś myśli, że coś wie lub przyzwyczaił się do czegoś, skąd przekonany jest, że coś o tym wie, a gdy przychodzi co do czego, to jego wyobrażenie poddane zostaje próbie. Najważniejsze zaś dla fotografa, muszącego radzić sobie z mitami o błyskaniu lampą, to umiejętne wykorzystanie przewag błyskania nad niebłyskaniem i niebłyskania nad błyskaniem.