Reklama
aplikuj.pl

USA nie chce europejskich standardów bezpieczeństwa jądrowego

Europa, pomna awarii reaktora w Fukushimie, wzywa świat do zwiększenia środków bezpieczeństwa w elektrowniach atomowych. Ale Ameryka mówi: nie.

Francja, w której ponad 70% energii elektrycznej pochodzi z reaktorów, już zleciła wzmocnienie osłon, instalację chłodzenia awaryjnego oraz zapasowego generatora prądu. Przymierza się do tego także Szwecja. Przypomnijmy, że to właśnie odcięcie energii elektrycznej spowodowało wyłączenie systemów chłodzących w reaktorze w Fukushimie w 2011r., doprowadzając do stopienia się rdzenia i wycieku paliwa nuklearnego. Nie zdołała go zatrzymać nawet dodatkowa stalowa powłoka nad zbiornikiem głównym. Teraz Europa chce pokazać, że odrobiła tę lekcję, dlatego też nie będzie skąpić nakładów finansowych na modyfikację elektrowni atomowych. Kilka państw, na czele ze Szwajcarią, wspólnie wysunęło wniosek o zrewidowanie zasad zawartych Konwencji o Bezpieczeństwie Nuklearnym, która została zawarta jeszcze w 1994r., po wybuchu w Czarnobylu.

Stany Zjednoczone są przeciwne zaostrzaniu regulacji. Zdaniem Marka Higgsa z Carnegie Endowment for International Peace, wynika to z obawy przed zamknięciem wielu elektrowni. Ich rentowność i tak spada – w Ameryce coraz bardziej popularna staje się energia produkowana z gazu ziemnego, z którą trudno cenowo konkurować. Jednak europejska ostrożność nie jest bezzasadna. Trzy lata temu, w elektrowniach Doel i Tihange (Belgia), przebadano 40-letnie stalowe powłoki RPV (zbiornik ciśnieniowy reaktora) i odkryto tysiące mikroskopijnych szczelin. Choć belgijska Federalna Agencja ds. Kontroli Nuklearnej (FANC) uznała, że ryzyko jest niskie i zezwoliła na ponowne uruchomienie stanowisk, w 2014r. przeprowadzono dalsze badania – wewnątrz dwóch pokryw wykazały one liczne uszkodzenia w postaci tzw. flokenów. To charakterystyczne, jasne pęknięcia, zazwyczaj powstają w stali przy dużym sprężeniu podczas kucia oraz zmniejszonej przez gwałtowne chłodzenie rozpuszczalności wodoru. Ich obecność redukuje wytrzymałość zbiornika na wysoką temperaturę i ewentualny wyciek, więc dwa wadliwe reaktory wyłączono. Ponowne otwarcie planowane jest dopiero na 1 lipca br. Jest to jedna z przyczyn, dla których Belgia otarła się tej zimy o kryzys energetyczny.

W lutym dyrektor generalny FANC, Jan Bens, zasugerował, że problem wadliwych RPV może być globalny i należałoby przeprowadzić kontrole we wszystkich 430 elektrowniach atomowych. Szczególnie, że nie byłyby zbyt uciążliwe – łączenia stalowych płyt w pokrywach reaktorów tak czy inaczej są regularnie sprawdzane za pomocą ultradźwięków. Należałoby tylko dodatkowo zbadać stan samych pokryw, jak zrobiono to w przypadku Doel i Tihange. Koncept został ciepło przyjęty przez inne kraje europejskie, na przykład Hiszpanię, która przeprowadziła obszerne testy ultradźwiękowe przed przedłużeniem certyfikatu swojej 44-letniej elektrowni w Garonie. Inspekcje nie wykazały nieprawidłowości.

O pomyśle krytycznie wypowiadają się niektórzy materiałoznawcy. Digby Macdonald, specjalista od korozji z University of California, uważa podobne kontrole za zbędne, dopóki nie dowiedzie się, że flokeny są rzeczywiście powszechnym problemem pokryw oraz powodują ich postępującą degradację. Wysunął też tezę, że przyczyna uszkodzeń w belgijskich RPV leży w pojedynczych atomach wodoru, które pod wpływem ciśnienia przeniknęły do stali z wody chłodzącej systemy. Wewnątrz połączyły się w cząsteczki gazu i utworzyły małe pęcherze. Gaz, zwiększając swoją objętość, rozsadzał metal, powodując powstawanie szczelin. Macdonald sugeruje, że inspektorom w Belgii brakowało dostatecznego doświadczenia w dziedzinie korozji materiałów, aby wychwycić taką możliwość – szczególnie, że na początku badań skupiano się na pęknięciach natury mechanicznej. W kwestii regulacji zaś, amerykański naukowiec zdaje się na Nuklearną Komisję Regulacyjną (NRC), niezależną agencję rządową w Stanach, której zadaniem jest ochrona zdrowia publicznego i bezpieczeństwa w związku z produkcją energii atomowej. Według prawa amerykańskiego, firmy będące w posiadaniu elektrowni nuklearnych nie mają obowiązku inwestowania w zabezpieczenia, które NRC uznaje za zbędne. Do zadań tego właśnie organu będzie należało oszacowanie, czy w reaktorach na terenie U.S. rzeczywiście wymagane jest podjęcie dodatkowych środków ostrożności. Jak na razie, Komisja uznaje stosowane do tej pory procedury za wystarczające.

Źródło: Spectrum; Zdjęcia TEPCO, Nhne-pulse.org