Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Corto Maltese: Opowieść słonych wód

Wydawnictwo Egmont na łamach serii Mistrzowie Komiksu podjęło próbę przypomnienia polskiemu czytelnikowi twórczości Hugo Pratta – włoskiego rysownika. Decyzja padła na serię Corto Maltese, która uważana jest za klasykę europejskiego komiksu. Warto zatem przyjrzeć się, czy tytuł wytrzymał próbę czasu, mając na karku niemal 50 lat.

To nie pierwszy raz, kiedy rodzimy czytelnik ma okazję chwycić do łapek zeszyt stworzony ręką Hugo Pratta. Jeśli wytężymy pamięć, od razu przed oczami pojawią się okładki dwóch albumów: El Gaucho oraz Indiańskie Lato. Oba wielokrotnie nagradzane na przeróżnych festiwalach, i oba skierowane do dojrzałego odbiorcy.

Teoretycznie statystyczny (młody) czytelnik Marvela lub DC Comics nie ma, czego tu szukać – recenzowany komis rządzi się zupełnie innymi prawami komunikacji z odbiorcą. Niemniej warto sprawdzić przede wszystkim, czy Corto Maltese wytrzymał próbę czasu. W 1976 seria zgarnęła prestiżową nagrodę na festiwalu w Angouleme, ale prace nad nią trwały już od 68. albo 69. roku.

Na wodach oceanu

Rok 1913, wyspy Oceanu Spokojnego. Mimo że to praktycznie kraniec świata, wszyscy zdają sobie sprawę z wiszącej w powietrzu wojny. Znajdujące się w koloniach siły zbrojne europejskich mocarstw, a także japońska marynarka wyczekują rozkazu rozpoczynającego konflikt. Wielka historia stanowi jednak wyłącznie tło, dla fabuły opowiedzianej przez Hugo Pratta.

Akcja albumu „Opowieść słonych wód” zaczyna się – jak każda dobra awanturniczo-piracka opowieść – od wyłowienia rozbitków. Statek pod wodzą szalonego (dosłownie) kapitana Rasputina ratuje dwójkę młodych ludzi – Pandorę i jej kuzyna Caina. Oboje są ocalonymi po katastrofie jachtu należącego do bardzo majętnej i wypływowej rodziny Groovesnore. Nie mija dużo czasu, gdy załoga pod wodzą Rasputina napotyka kolejnego rozbitka, tym razem tytułowego Corto Maltese, który przywiązany do kilku zbitych na krzyż desek dryfował po oceanie. Jak się okazuje, jego załoga zbuntowała się, spacyfikowała swojego kapitana, następnie porzucając go na pastwę losu.

Jak się wkrótce okaże Corto i Rasputin wiodą iście piracki tryb życia, pracując dla niejakiego Mnicha. Zanim poznamy zakapturzoną szarą eminencję, dostajemy zdawkowe informacje, a raczej legendy na jego temat. Niemniej Mnich poczynił dalekosiężne plany skumania się z niemiecką admiralicją, która wykorzystuje znajomość tamtejszych wód przez piratów, a także ich zaplecze, do atakowania alianckich jednostek. Jednocześnie przypatrujemy się jak w wirze wojennej zawieruchy rozbitkowie Cain i Pandora starają się przetrwać, szukając okazji do ucieczki…

To nie był pierwszy raz

Publikacja Egmontu nie jest debiutem na polskiej ziemi awanturnika Corto Maltese. W latach 2004-2011 z ramienia wydawnictwa Post ukazało się pięć albumów i to bardzo w nieregularnych odstępach, przy jednoczesnym pomieszaniu kolejności. Co więcej wersja sprzed kilku lat była czarno-biała, tak jak oryginał, natomiast obecny przedruk wzbogacono akwarelowymi kolorami Patrizii Zanotti. Ten ruch wydaje się jak najbardziej trafiony, albowiem kolorystyka współgra z minimalistycznymi szkicami Hugo. Jeśli dać wiarę zapewnieniom wydawcy, tym razem doczekamy się wszystkich trzynastu opowieści w sensownych odstępach czasu.

Pytanie jednak nasuwa się jedno: czy warto czekać? Zacznijmy od zalet. Po pierwsze Hugo Pratt znakomicie manipuluje, czy wręcz bawi się czasem i przestrzenią. Wydarzenia opowiedziane w komiksie mają miejsce między listopadem 1913 roku, a końcem 1915. Mimo tego wydaje się nam, jakby całość rozciągnięto na przestrzeni tygodnia, może dwóch. Bohaterowie przez ten czas pozostają w ruchu, odwiedzając zarówno realne wyspy Oceanu Spokojnego, jak i fikcyjne lokacje geograficzne wymyślone przez autora.

Największą ciekawostką dla czytelnika pozostaje sama narracja, a raczej jej tempo. Akcja nie postępuje żwawo z strony na stronę, lecz posuwa się do przodu dość leniwie. W najmniej oczekiwanych momentach twórca komiksu serwuje nam mocniejszy akcent i dopiero pod koniec wydarzenia toczą się już lawinowo. Sposób narracji dzięki temu współgra z tłem historycznym – zabawa w kotka i myszkę wrogich sobie marynarek jest czasochłonna – jednocześnie wkomponowując się w przedstawione pejzaże – bezkresne wody oceanu i spokojne, malownicze wysepki.

W potencjalnym czytelniku kłócić się może niestety koncepcja przedstawionych postaci. Większość z nich to raczej sylwetki jednowymiarowe, często aż nazbyt przewidywalne. Innym razem natomiast jesteśmy światkiem wręcz niewyobrażalnych przemian na tle mentalno-duchowym. Na jednym kadrze ktoś chce kogoś pozbawić życia, by w następnym wpaść mu w ramiona wyznając głębokie uczucia.

Na tle tego obrazka tytułowy Corto Maltese wypada całkiem dobrze. Widać, że zawód pirata nie jest jego życiową aspiracją, i kiedy przychodzi taka konieczność, to potrafi zachować się wręcz przyzwoicie. Mimo tego nie jest on głównym charakterem, ponieważ komiks rozbito na kilka wątków. Jednym z ciekawszych są rozterki niemieckiego oficera Slüttera, zmuszonego wybierać pomiędzy lojalnością wobec ojczyzny a własnym honorem.

Słowem podsumowania

Za 80 zł otrzymujemy gruby, obity w twardą oprawę tom. Zasadniczo sposobowi wydania komiksu nie można niczego poważnego zarzucić. Ale czy komiks zdołał wytrzymać próbę czasu, i przemówi do współczesnego czytelnika? Po upływie niemal pięciu dekad, trzeba jasno stwierdzić, iż ząb czasu nadgryzł nieco awanturnika Corto Maltese. Widzimy to szczególnie w kreacji poszczególnych postaci – rysunkach i charakterach, często motywacjach działań. Ponadto niektóre kadry wydają się niemal statyczne, zakłócając płynność lektury, plus pewne dialogi są aż nader sztywne.

Paradoksalnie jednak, po przebyciu pierwszych stron im dalej w las, tym lepiej. Gdy zdołamy się przekonać do lektury, do czego potrzebne jest przeformatowanie myślenia o komiksie (szczególnie, jeśli zbyt długo obcujecie z amerykańską twórczością), to tytuł zaczyna wciągać. Dopiero po zakończeniu „Opowieści słonych wód” dochodzi do nas jak bogatym warsztatem dysponował Hugo Pratt. Dlatego pozycję tę warto polecić przede wszystkim czytelnikom już ukształtowanym, chcącym poszerzyć swoją wiedzę o komiksie oraz posiadaną kolekcję.

Za udostępnienie komiksu do recenzji dziękujemy wydawcy Egmont