Reklama
aplikuj.pl

Recenzja komiksu Deadpool: Dobry, Zły i Brzydki

Złote lata 70-te

Ostatnimi czasy temat komiksów zszedł na drugi plan w redakcji, ale nie z powodu braku materiału, bowiem na ilość ukazujących się pozycji każdego miesiąca narzekać nie możemy. Natłok zajęć i brak rąk do pracy był główną przyczyną posuchy w dziale komiksowym, ale postaramy się w miarę szybko zmienić obecną sytuację. Dlatego na pierwszy ogień pójdzie kolejny zeszyt przygód Deadpoola.

Po filmowej premierze Deadpoola polski wydawca Egmont podjął słuszną decyzję o publikacji komiksu traktującego o przygodach rozgadanego i niezrównoważonego najemnika na rodzimym rynku. Warto o tym wspomnieć, bowiem mimo masowego zalewu amerykańskich zeszytów komiksowych spod szyldu DC i Marvela w Polsce, jaki miał miejsce przed 2000 r., wiele kultowych postaci – w tym także Deadpool – nigdy nie ukazały się, przez co są mniej znane dla statystycznego czytelnika. A przecież zaległości warto jednak nadrabiać, prawda?

Dobry, Zły i Brzydki

Ofensywa wydawnicza Egmontu trwa w najlepsze, a ponoć to tylko początek, ponieważ rok 2017 zapowiada się jeszcze lepiej. Zanim jednak wybiegniemy wyobraźnią w przyszłość, skupmy się na tym, co jest już dostępne. Deadpool zaserwowany przez warszawskie wydawnictwo jest częścią składową większej serii ukazującej się pod nazwą Marvel Now! Kilkanaście historii opowiadających o Avengers, New Avengers, X-Man, Guardians of Galaxy, Thanosie, Ultronie, itd. tworzy jedną spójną całość, prowadząc do wielkiego wydarzenia nazwanego Nieskończoność.

Deadpool na tle wielkiej bitwy rozstrzygającej losy Ziemi pasuje niemal jak pięść do nosa, ale paradoksalnie właśnie dzięki dużej dawce surrealizmu, absurdu, względnie niepoprawnego humoru idealnie spisuje się, jako odskocznia od głównych wydarzeń uniwersum. W poprzednich zeszytach Wade Wilson (prawdziwe imię Deadpoola) spotkał martwych prezydentów, walczył z ogromnymi potworami – słowem robił to wszystko, za co komiksowi fani go kochają.

Trzecia książka uderza w nieco inną nutę, zdawałoby się poważniejszą, co szczególnie dziwi, gdyż początek komiksu zaczyna się w typowym stylu Deadpoola, czyli dzieje się wiele i bez większego ładu ani składu. Najpierw przenosimy się do końcówki lat 70., okresu szerokich spodni, dziwnej muzyki i fryzur. Stylistyka opowieści przypomina klasyczne komiksy z okresu pod względem technik wypełniania kolorami poszczególnych kadrów oraz dopracowania szczegółów szczególnie postaci. Wade sprzymierza się z Iron Fistem i Power Manem (znanym również, jako Luke Cage), choć określenie wprasza się na „imprezę” pasuje tu chyba bardziej, celem pokonania niegodziwca o pseudonimie Biały Człowiek. Historia ta, po burzliwym romansie Deadpoola i nieoczekiwanym zwrocie akcji, znajdzie swój finał dwadzieścia-parę lat później, gdy trójka bohaterów ponownie połączy siły, aby zamknąć definitywnie sprawy z przeszłości.

Śmieszna opowieść stanowi jednak wyłącznie wstępniak do dalszych przygód, gdzie główne skrzypce odgrywać będzie przeszłość Deadpoola, jako królika doświadczalnego w programie Weapon-X. Dla niezaznajomionych w temacie tłumaczymy szybko, o co chodzi: ów program, to wymysł rządu i nadzorowany przez tajną jednostkę wojskowo-badawczą, gdzie starano się przekształcić mutantów w skuteczną broń. Efektem końcowym był m.in. Wolverine, który ostatecznie wywalczył sobie wolność, wybijając przy tym batalion żołnierzy oraz setkę personelu naukowego.

Badań oczywiście nie zaprzestano, inicjując kolejny program o nazwie Weapon-Plus, podejmując karkołomne zadanie mutacji zwykłych ludzi w żywą broń. Zdesperowany Wade zgłosił się do eksperymentu na ochotnika, bowiem rak wchodzący w zaawansowane stadium trawił jego ciało, kradnąc cenne godziny życia. Jego przeszłość najemnika (i to skutecznego jak diabli) odegrała również ważny atut, gdyż byle chłystka z ulicy nie przyjęto by do badań.

deadpool_kadr

Eksperyment udał się – Wade otrzymał zdolność regeneracji tkanek jak u Wolverine’a, zwalczając tym samym chorobę, ale cena była bardzo wysoka. Mówiąc pokrótce jego zdeformowana twarz do najpiękniejszych nie należy, zaś zdrowy rozsądek pod wpływem szoku spakował manatki, wyprowadzając się na dobre z głowy Deadpoola.

Jak się jednak okazuje ten etap życia bohater nie może uznać za zakończony. Jak udaje mu się ustalić ktoś nieustannie obserwuje każdy jego ruch. Prowadzone śledztwo prowadzi do wniosków jasno sugerujących, że program Broni-Plus jest wciąż aktywny. Ostatnim, czego potrzebuje ten świat to kolejni, nieobliczalni i śmiercionośni super żołnierze, dlatego trochę jak w starym westernie Deadpool (Brzydki) werbuje na swoją stronę Kapitana Amerykę (Dobry) i Wolverine’a (Zły), aby zgłębić kolejną tajemnicę. Oczywiście dwójka członków Avengers z początku niechętnie słucha argumentów Deadpoola, ale akurat ten stan rzeczy zmieni się dość diametralnie, gdy ślady zaprowadzą wszystkich do zapomnianego przez Boga kraju rządzonego brutalną ręką przez ludzi pozbawionych kręgosłupa moralnego.

Huśtawka emocjonalna

Więcej szczegółów fabularnych zdradzać nie będę, bo zepsuję tak czytelnikom zabawę podczas ewentualnej lektury. Trzeci zeszyt Deadpoola niemniej jawi się, jako pozycja dość nierówna – zaczynamy zabawę w kolorowych i pełnych humoru kadrach, by następnie przeskoczyć do plansz mniej obfitujących w detale, szczujących ponurymi brawami, gdzie narracja nabiera stanowczej powagi. Przy zagęszczeniu klimatu udzielają się także wspomnienia z przeszłości całej trójki, czyli Kapitana Ameryki, Logana i Deadpoola, które jak pewnie podejrzewacie, do najszczęśliwszych nie należą. Ikona amerykańskiej demokracji przywołuje wydarzenia z drugiej Wojny Światowej, gdy wyzwalano nazistowskie obozy zagłady, zaś Wolverine podobnie jak Deadpool nie może mimo minionych lat przezwyciężyć traumy wywołanej przez tajne eksperymenty.

Jednym słowem lektura funduje huśtawkę emocjonalną. Czy to dobrze, czy źle trudno jednoznacznie ocenić, bowiem komiks zaskakująco czyta się dobrze. Narracja idzie płynnie przez kolejne rozdziały, dlatego o rwaniu tempa nie ma mowy. Gerry Duggan oraz Brian Posehn dostarczając scenariusz wywiązali się dobrze z powierzonego zadania, co jest istotne szczególnie w przypadku drugiego mości pana, bowiem to jego pierwsze rodeo w świecie obrazkowych historii. Za oprawę wizualną zadbał duet Declana Shalvey i Scott’a Koblisha – dwóch rysowników związanych ze sceną brytyjską i amerykańską, od lat tworzących dla wydawnictwa Marvel. Mimo iż warsztatowo nie reprezentują poziomu np. Romity Jr. Czy Immonenta, ale jednak Deadpool w ich wykonaniu wypada znacznie lepiej niż choćby pierwszy tom Thunderbolts zatytułowany Bez Pardonu.

Reasumując mimo silnego przekonania, iż lepiej dla komiksu, aby utrzymał żywy i mocno komediowy styl pierwszych dwóch rozdziałów, tak jednak nie mogę powiedzieć, abyście całkowicie unikali trzeciego tomu Deadpoola. Jeśli macie już dość międzygalaktycznych bitew, względnie rozstrzygania losów Ziemi, myślę w tym wypadku, że warto dać szansę najemnikowi z nawijką.