Reklama
aplikuj.pl

Usprawnienie perfekcji, czyli test Samsung Galaxy S8+

Można powiedzieć śmiało, że rynek smartfonów na dzień dzisiejszy zatrzymał się nieco w miejscu, ale też i konsumenci stali się niezwykle wybredni. Producenci silą się na różnego rodzaju „rewolucje”, ale rzadko która odnosi sukces, albo jest w stanie w ogóle zaintrygować i tak nasycony już mobilnymi urządzeniami rynek. Samsung przy okazji S7 dopieścił i tak świetną już formułę S6, a dalszy postęp wydawało się mógł być przy okazji S8 nieznaczny. Koreańczycy skupili się jednak na dopieszczeniu i tak świetnego już designu, czego skutkiem jest ewolucja ich nowego flagowca z rodziny Galaxy.

Jestem w stanie w zupełności zrozumieć wszelką krytykę wobec S8 oraz S8+. Nie są to tanie telefony, bo ich cena zaczyna się na zatrważających 3500 złotych. To już kwota za którą można skonstruować porządny komputer, nabyć dobrego laptopa, kupić innego, świetnego smartfona i do tego kartę graficzną, albo spróbować upolować w miarę jeżdżący samochód. Co za to dostajemy? Cóż, jakby nie spojrzeć głównie usprawnienie wizualnych kwestii lub też czysty upgrade designu. Aparat jest praktycznie ten sam, wydajność różni się nieznacznie, więc miłośnicy przeskoków technologicznych mogą się na tym telefonie mocno zawieść. Nie mniej jednak jest coś, co jako osobę, która testowała S7 Edge niezwykle do nowego S8 ciągnie, nawet do jego „ogromnej” na papierze wersji Plus. W czym tkwi cała magia?

Nieskończony wyświetlacz

Zacznijmy może najpierw od wyświetlacza, bo to on gra tutaj główną rolę. Samsung stworzył opływowy ekran w proporcjach 18:9, który został ochrzczony mianem Infinite Display. Podobnie jak miało to miejsce w LG G6, górne oraz dolne ramki praktycznie tu nie istnieją i mam wrażenie, że tutaj są jeszcze cieńsze niż u konkurencji. Nie mniej jednak połączenie tego rozwiązania z opływowymi wyświetlaczami było naprawdę genialnym pomysłem. Skrócenie krawędzi spowodowało, że non stop towarzyszy nam uczucie trzymania nie telefonu, a jednego wielkiego wyświetlacza, który dodatkowo rozchodzi się gdzieś po bokach, by oferować niespotykaną dotąd immersję. Wszyscy znajomi byli wręcz zszokowani tym, jak ekran prezentuje się w pełnej okazałości, a efekt potęgował się, gdy uruchomiłem rozciągniętą wersję filmiku na YouTube. Tak, Infinite Display to czysty zachwyt.

Do testów otrzymałem wersję S8+, która ma wyświetlacz o przekątnej 6,2 cala. Wykonany został w technologii Super AMOLED i generuje on obraz w rozdzielczości UHD, czyli 2960 na 1440 pikseli. To niewiele więcej niż S7, ale wynika to z wydłużenia całej konstrukcji. Jak przystało na ekrany Samsunga, jakość jest oczywiście najwyższych lotów. Kolory są bardzo żywe, czerń jest czarniejsza niż smoła, zagęszczenie rzędu 529 pikseli na cal daje bardzo wysoką ostrość, a o jasność też nie ma co się zbytnio martwić. Zatem kwestie techniczne są dopięte na ostatni guzik.

Nowy wymiar ergonomii

Nie byłem do tej pory przekonany do ekranów Edge od Samsunga, bo choć oferowały świetne wrażenia wizualne i niepowtarzalną konsumpcję treści, to trawiły je bolączki związane z ergonomią. Zbyt łatwo dotykało się bocznych krawędzi, przez co ekran potrafił wariować, a trzymanie telefonu było bardzo niewygodne, przez wżynające się w dłonie paski aluminium.

Koreańscy inżynierzy poszli po rozum do głowy i tak jak przy okazji Note 7 (spoczywaj w pokoju), zaokrąglony został nie tylko przód, ale również tył urządzenia. Efekt jest taki, że smartfon naprawdę, ale to naprawdę wygodnie leży w dłonie, wręcz naturalnie się w niej układa. S8 to jeden z najbardziej komfortowych telefonów dostępnych obecnie na rynku. LG G6 nie miał może zakrzywionych krawędzi, ale nadal w ręku leżał jakby pewniej. Nie mniej jednak z zaokrąglonymi obiema stronami, całość ma wreszcie ręce i nogi.

Sporo osób (a zwłaszcza te, które nie miały telefonu w ręku) narzekają na jego ogromny rozmiar, bo statystyka 6,2 cala od razu klasyfikuje S8 jako phablet. Nic bardziej mylnego. S8+ jest niewiele dłuższe od S7 Edge, zaś szerokość pozostała bez większych zmian. W praktyce sprowadza się to oczywiście do tego, że trzeba czasem użyć drugiej ręki do uzyskania pełni komfortu, ale w moim odczuciu na S8+ pracuje się bardzo wygodnie. Zwykle operowałem smartfonem przy pomocy jednej z dłoni – a mam je stosunkowo niewielkie – bez większych przeszkód.

Dużym obiektem krytyki jest też też nieco felerne rozlokowanie czytnika linii papilarnych, które wygląda groźnie jedynie na zdjęciach. Odblokowanie telefonu przy pomocy tego skanera, nie wymagało ode mnie jakiejś chorej gimnastyki, a jedynie delikatnie dłuższego wyciągnięcia palca. Owszem, świetnie byłoby, gdyby Samsung umieścił ten element nieco niżej, ale jego obecne miejsce specjalnie mi nie przeszkadzało. Nie zdarzyło mi się też, żebym jakoś nagminnie w niego nie trafiał, co kończyłoby się w teorii zamazaniem obiektywu aparatu. Moja pamięć mięśniowa po dniu czy dwóch nauczyła się, jak radzić sobie z czytnikiem odcisku palca w S8.

Zauważyłem też, że S8+ nie miał kompletnie problemu z wysoką czułością ekranu krawędziowego. Samsung musiał dopracować tę kwestię stricte w oprogramowaniu, bo podczas testów nie zdarzały mi się sytuacje, w których telefon wariował od zbyt dużej ilości wciśnięć w różnych miejscach. W takim przypadku absolutnie rozumiem odejście od standardowych ekranów, na rzecz tych o zaokrąglonych krawędziach. Wreszcie piękno nie szkodzi użyteczności.

Jeśli chodzi o jakość wykonania, to Samsung zdążył nas już przyzwyczaić do wszechobecnego szkła. Galaxy S8+ to w zasadzie wielka sztaba tego materiału z delikatnym, metalowym akcentem na ramkach. Nadal S8 ma duże problemy z pozostającymi i rzucającymi się w oczy odciskami palców. Szkło ma też oczywiście tendencje do częstego rysowania się. Nie mniej jednak telefon sprawia wrażenie naprawdę solidnego, choć obstawiam, że jego bliższy kontakt z podłożem mógłby skończyć się całą garścią pajęczyn.

Moc jest silna w tym telefonie

Galaxy S8+ ukazał się na naszym rynku z ośmiordzeniowym układem Exynos 8895, zaś Amerykanie otrzymali Snapdragona 835 od Qualcomm. W obu wersjach jest on wspierany przez 4 GB RAM. Różnią się też jednostki graficzne – ja testowałem sprzęt z Mali-G71 MP20, zaś Snapdragon do pary ma układ Adreno 540. Oba procesory są wykonywane w technologii 10nm, przez co powinny one dostarczyć więcej mocy obliczeniowej, przy jednoczesnym zmniejszeniu poboru energii. Nowy Exynos jest oczywiście sprzętem wydajniejszym, ale przeskok pomiędzy nim, a takim Snapdragonem 821 jest naprawdę niewielki. Różnica się sięga kilkunastu procent i podczas użytkowania jest ona praktycznie niezauważalna, aczkolwiek jej niewiele większa ilość wyjdzie pewnie po dwóch latach, kiedy poprzednim układom zacznie brakować dodatkowej „siły przerobowej”.

Testy praktyczne przebiegły oczywiście świetnie. Galaxy S8+ działa jak rakieta i nie ma tu w zasadzie mowy o czymś takim, jak nagłe spowolnienia czy przycięcia. Jeśli już takowe występują, to zwykle jest to wina leżąca po stronie oprogramowania. Smartfon, jak przystało na flagowca, pracuje szybko, płynnie i jest niezwykle responsywny.

Na dzień dzisiejszy 4 GB RAM jest ilością, którą ciężko mi jest zapchać i to nawet jeśli uruchomię całą masę aplikacji. Owszem, żeby zabezpieczyć się na przyszłość, miło byłoby zobaczyć 6 GB pamięci, ale dobre zarządzanie nią, pozwala wyjść „eSÓsemce” obronną ręką przy okazji multi-taskingu.

O akumulatorze słów parę

10 nm wiąże się z mniejszym poborem energii, o czym zdążyłem już wcześniej wspomnieć. Bateria w wersji Plus ma pojemność 3500 mAh, co jak na ekran 6,2 cala z tak dużą rozdzielczością nie jest liczbą powalającą. Sporo osób narzeka na pracę akumulatora w standardowej wersji S8 oraz S8+, ale nie jest aż tak tragicznie jak mogłoby się wydawać. Jeśli w trakcie dnia nieco intensywniej korzystamy ze sprzętu, to zwykle ten rozładuje nam się pod koniec dnia. Wraz z mniejszym użytkowaniem ta wartość wydłuża się do 1,5 dnia, czasem nawet uda się osiągnąć lepszy wynik, ale nie udało mi się raczej wykręcić 2 dni czasu ciągłej pracy. Oczywiście można powyłączać w smartfonie nieco bajerów, włącznie z Always-On Display i spróbować zaoszczędzić nieco mocy.

Koreańczycy nieco usprawnili Always-On Display i teraz zamiast standardowego zegara, wyświetla on w delikatny sposób motyw, który startowo nazywa się „efektem nieskończoności”. Dodatkowo można na zablokowanym ekranie ustawić teraz niewielkie zdjęcie. Nie pamiętam czy było to w poprzedniku, nie mniej jednak Always-On Display nieco zyskał na swoim ogólnym wyglądzie, przez co zablokowany sprzęt ładniej się prezentuje.

Aparat? Bez większych zmian

Samsung nie zamierza niczego ukrywać, zastosował on identyczną jednostkę do robienia zdjęć, co w przypadku Galaxy S7. Ilość poprawek w stosunku do poprzednika jest jednak naprawdę niewielka i zauważenie różnic gołym okiem jest niezwykle trudne. Fotki w stosunku do S7 wychodzą niemal identycznie, choć S8 w porównaniu wygląda tylko delikatnie lepiej, co pewnie jest winą lepiej dopracowanego oprogramowania stojącego za sensorem.

Główny aparat nadal ma rozdzielczość 12 MP i nadal robi wysokiej jakości zdjęcia, nawet w gorszych warunkach oświetleniowych. Aplikacja włącza się błyskawicznie, a uzyskane przy jej pomocy fotografie są żywe, szczegółowe, zaś autofocus działa strasznie szybko.

Przednia kamerka nadal sprawdza się świetnie i tutaj akurat Samsung zdecydował się na lekkie usprawnienia. Od teraz sensor ma rozdzielczość 8 MP, zamiast 5. Dodatkowo przy nagrywaniu filmików, włącza się z przodu funkcja optycznej stabilizacji obrazu, co pokochają wszelcy miłośnicy kręcenia pseudo-vlogów z wakacji dla swojej rodziny.

Samsung w przypadku nagrywania filmików zaimplementował też lepszą stabilizację w głównej kamerce i ta działa teraz również w trybie nagrywania 4K. Sporo aparatów dostępnych na rynku mobilnym ma z tym problemy, stąd pojawienie się tej funkcji w nowym S8 bardzo cieszy. Materiały uzyskane przy pomocy nowego flagowca wypadają świetnie, zwłaszcza w 4K oraz 1080p/60FPS. Czujnik ma czasem problem z łapaniem dynamicznej ostrości, ale jeśli takie kłopoty będą się ciągle pojawiać, zawsze można dokonać korekcji manualnie z poziomu podglądu na ekranie.

Żegnaj TouchWiz! Witaj Samsung Experience!

Koreańczycy zrywają z poprzednią nazwą swojej nakładki, która wielu osobom kojarzy się z piekielnie tnącymi się telefonami. Od teraz Samsungi nie korzystają już z TouchWiza, a z Samsung Experience. Czy doczekaliśmy się w związku z tym wielu zmian? Głównie wizualnych. System wygląda teraz bardzo minimalistycznie i przejrzyście. Widać to przede wszystkim w menu Ustawień, gdzie dobranie się do kilku nawet skrajnych opcji telefonu jest teraz znacznie łatwiejsze.

Nie mniej jednak oprócz wyglądu, w kwestii funkcjonalności zmieniło się niewiele. Głównie czyste szczegóły, które mało mnie obchodziły. Dla przykładu przeglądarkę aplikacji aktywuje się przeciągnięciem palcem z dołu do góry lub z góry na dół w losowym na ekranie miejscu.

Zamiast fizycznego przycisku HOME, jest klawisz heptyczny, który działa podobnie jak w przypadku 3D Touch w iPhone’ach. W jednym miejscu, jeśli odpowiednio przyciśniemy wyświetlacz, tak jakbyśmy chcieli wcisnąć przycisk, to odczujemy wibracje symulujące ten proces. Wrażenie jest naprawdę niezłe, bo faktycznie ma się wrażenie, jakbyśmy naciskali prawdziwy guzik, ale po jakimś czasie efekt ten zaczyna zanikać, bo zdążymy się do niego przyzwyczaić. HOME aktywuje się, nawet jeśli nie jest podświetlony na wyświetlaczu, dzięki czemu można powiedzieć, że jego fizyczna wersja zniknęła już praktycznie na zawsze.

Ekran 18:9 pozwala prowadzić multi-tasking na dwóch identycznych okienkach, z czego korzystałem sporadycznie, ale było to bardzo komfortowe rozwiązanie. W dodatku jeśli uruchomimy filmik na YouTube, to w przeciwieństwie do LG G6, pojawia się możliwość jego rozciągnięcia do proporcji 18:9. Konsumpcja treści jest w ten sposób wręcz niebiańska. Mamy wrażenie jakbyśmy trzymali wyłącznie czysty ekran, przez co widowisko mocno na tym zyskuje. Niestety rozciągnięcie wiąże się z utratą skrawków ekranu, przede wszystkim górnej i dolnej części, boczna w większości przypadków pozostaje identyczna.

Pojawiła się też możliwość odblokowywania telefonu przy pomocy siatkówki oka oraz twarzy. Ten drugi sposób odradzam, bo Galaxy S8+ można oszukać zwykłym zdjęciem na papierze. Z kolei w moim przypadku skaner oka nie zawsze działał tak, jakbym tego chciał. W gorszym świetle odblokowanie było często niemożliwe, a ustawienie twarzy tak, jak robiliśmy to przy konfiguracji tejże funkcji to istne piekło. Jeśli już jednak jakimś cudem uda nam się całość skonfigurować poprawnie, to sama aktywacja okiem działa bardzo szybko, co jest akurat miłym zaskoczeniem. Osobiście korzystałem standardowo z czytnika linii papilarnych, który w Galaxy S8+ jest błyskawiczny i rzadko kiedy miałem z nim jakiekolwiek problemy, nawet z lekko wilgotną ręką.

Bixby? Raczej Bixbye!

Galaxy S8+ to też debiut nowego asystenta Samsunga – Bixby. Jego aktywacji możemy dokonać przez przeciągnięcie palcem na ekranie głównym, ale przypisany został mu też specjalny guzik po lewej stronie telefonu. Szybko jednak zapomniałem o samym AI oraz przycisku. Niestety, jej funkcjonalność jest śmiesznie niewielka i w zasadzie Bixby wyświetla mniej detali niż takie Google Now. Standardowo klawiszowi nie można przypisać innej funkcji i umożliwiają to tylko zewnętrzne aplikacje. Dodatkowo największy atut, czyli możliwość sterowania głosem, jest w naszym języku niedostępna i taki stan rzeczy zapewne utrzyma się jeszcze przez bardzo długi czas.

Większość czasu korzystałem z Google Now, które nadal cały czas żyje gdzieś w tle, a Bixby oraz sposób jej implementacji na dzień dzisiejszy uważam za jedną z największych pomyłek Samsunga, przynajmniej w kwestii oprogramowania.

Głośnik i łączność

S8+ nadal posiada certyfikat IP68, co pozwala mu przeżyć kontakt z wodą oraz zanurzenie telefonu na niewielką głębokość. W związku z tym głośnik nie powala swoją jakością, ale mam wrażenie, że jest nieco lepiej niż w przypadku S7, gdzie wydobywający się dźwięk był wypychany jakby z akwarium. Tutaj efekt ten zaginął w akcji, przez co całość zyskała nieco na jakości. Nie ma jednak co oczekiwać cudów po małym głośniczku działającym w mono. Sprawdzi się do posłuchania muzyki pod prysznicem czy oglądania filmików, ale autobusowi DJ-e nie wykręcą z niego za dużo.

Kwestie łączności, poza Wi-Fi, działają świetnie. Galaxy S8+ nie miał żadnych problemów z łapaniem danych komórkowych. Niestety, w trybie czuwania telefon często gubił mi zasięg Wi-Fi i te na jakiś czas się wyłączało, żeby obudzić się po kilku minutach, odcinając mnie tym samym od niektórych powiadomień. Ciężko mi powiedzieć czym może być to spowodowane.

Należy pamiętać, że w nowym Samsungu pojawił się też nowy moduł Bluetooth w wersji 5.0. Wzrósł jego zasięg, szybkość, ale też zyskaliśmy funkcję, np. puszczania dźwięku z dwóch różnych głośników Bluetooth, co wydaje mi się bardzo ciekawym rozwiązaniem.

Samsung chwali się też swoją przystawką DeX, która zamienia S8 w mały komputerek po jego podpięciu do monitora. Niestety, samego gadżetu na testy nie otrzymałem i nie miałem okazji sprawdzić jak cała ta technologia działa. Z tego co jednak wiem, Snapdragon 835 i Exynos 8895 pozwalają na uruchomienie nawet prostej wersji Windowsa, dzięki czemu w niedalekiej przyszłości smartfony mogą zastąpić u niektórych komputery całkowicie.

Nowa ewolucja?

Samsung Galaxy S8 oraz S8+ to mała ewolucja w portfolio Samsunga. Za każdym razem, gdy chwytam ten telefon, to dziwię się jak Koreańczykom udało się wykrzesać jeszcze więcej w kwestii designu, czyniąc ten telefon praktycznym oraz niesamowicie prezentującym się pod kątem wizualnym. Teraz każdy inny smartfon będzie wydawał się nudny, za co będę na Samsunga okropnie zły. Jednakże poza samym designem, ciężko doszukiwać się sporych zmian w stosunku do poprzednika. Aparat działa delikatnie lepiej, wydajność jest nie aż tak znacząco wyższa i tak naprawdę mało rzeczy przemawia za tym, żeby wydać na ten telefon (wersję Plus) aż 4000 złotych. Dlatego jeśli myślicie teraz o zakupie telefonu, ale decyzji dokonujecie głównie portfelem, to najlepszym rozwiązaniem będzie zaopatrzenie się w standardową wersję S7 albo S7 Edge, z czego tą pierwszą można teraz dostać w kwocie mniej więcej 2000 złotych.

Jeśli jednak portfel macie obszerny i nie szczędzicie pieniędzy na smartfony, to no cóż… obecnie nie ma na rynku równie spektakularnego oraz mocniejszego smartfonu niż Galaxy S8+. Samsung przez pewien czas w 2017 roku będzie w zasadzie bezkonkurencyjny na najwyższym szczeblu telefonów, z czym trzeba się pogodzić. Mam nadzieję, że Koreańczycy równie dobrze zaskoczą mnie przy okazji Note 8, a także S9, bo to co stworzyli na dzień dzisiejszy to istny majstersztyk.