To nie czarnowidztwo, a odczytywanie sygnałów, które nas otaczają. Już wkrótce ludzkość może doświadczyć pandemii, czyli globalnej epidemii śmiertelnej choroby. Pytanie brzmi nie „czy”, a „kiedy”.
Eksperci z całego świata ostrzegają, że prawdopodobnie w ciągu najbliższych 15 lat dojdzie do wybuchu epidemii szybko rozprzestrzeniającego się patogenu. Co to będzie? Nie wiadomo. Może agresywny szczep grypy, a może coś gorszego. Minęło już sto lat, odkąd grypa hiszpanka zabiła co najmniej 50 mln osób na całym świecie. Taka epidemia już się nie powtórzy, bo medycyna od tego czasu znacznie się rozwinęła. Postęp to jednak miecz obosieczny, bo brak barier i możliwość przedostania się w dowolne miejsce na świecie dosłownie w okamgnieniu, ułatwia transmisję wszelkiego rodzaju patogenów. Także tych zabójczych. Oto 5 symptomów, które mogą świadczyć o tym, że do pandemii dojdzie szybciej niż później.
Coraz więcej osób żyje w miastach
Podczas wybuchu epidemii grypy hiszpanki na świecie żyło mniej niż 2 mld ludzi. Pandemia doprowadziła do śmierci ok. 2,5% światowej populacji, czyli ok. 50 mln ludzi. Obecnie na świecie żyje 7,6 mld ludzi, więc podobna epidemia o podobnym współczynniku umieralności doprowadziłaby do 190 mln zgonów. Ponad połowa światowej populacji mieszka na obszarach miejskich, gdzie choroby zakaźne rozprzestrzeniają się błyskawicznie. Dodając do tego slumsy, w których warunki higieny są karygodne, otrzymujemy tykającą bombę. W przypadku pandemii, choroba będzie rozprzestrzeniać się błyskawicznie – najbezpieczniejszymi lokalizacjami staną się wsie i inne odludzia, z dala od cywilizacji.
Wzrost antybiotykooporności
Od 70 lat antybiotyki są stosowane do leczenia wielu zakażeń wywoływanych przez bakterie. Ale ponieważ ich nadużywamy, bakterie mutują i stają się oporne na antybiotyki. Infekcje wywołane przez antybiotykooporne bakterie (tzw. superbakterie) są bardzo trudne, a czasem nawet niemożliwe do wyleczenia. Szczególnie niebezpieczne wydają się być oporne na karbapanemy enterobakterie (CRE). Karbapenemy to klasa antybiotyków „ostatniej szansy”, które działają w sytuacjach, w których inne leki zawodzą. A tempo produkcji nowych antybiotyków jest zbyt wolne, by można było zaliczyć je jako terapeutyczną zaletę.
Ruch antyszczepionkowy
Chyba jeszcze groźniejszym zjawiskiem od nieskutecznych antybiotyków jest świadome odrzucanie dobrodziejstw medycyny. Nie chodzi bynajmniej o religijne zakazy transfuzji krwi czy nie godzenie się na pobieranie narządów do przeszczepów, a o coś bardziej błahego. Mowa o szczepieniach ochronnych. Pomijając bezzasadność argumentów przytaczanych przez antyszczepionkowców, rezygnacja ze szczepień ochronnych szkodzi nie tylko im, ale nam wszystkim. To dlatego, że maleje tzw. odporność populacyjna, która stanowi naturalną tarczę przed patogenami całych społeczności. Przyjmując szczepienia ochronne, wzmacniamy nie tylko własną odporność, ale ograniczamy występowanie patogenów chorobotwórczych wokół. To oznacza mniej zachorowań. Brak szczepień ma odwrotny skutek. To właśnie dlatego obserwuje się liczne powroty chorób uznawanych za pokonane.
Ciągłe mutacje wirusa grypy
Grypa to wirus, przed którym trudno się ochronić. Obecnie najlepszą formą zabezpieczenia jest coroczna szczepionka sezonowa, która jest daleka od idealnej. Naukowcy co roku wypuszczają nową szczepionką, ale nie dlatego, by koncerny farmaceutyczne mogły na nich zarobić. Jest to konsekwencją wysokiego potencjału mutagennego wirusa grypy. Oznacza to, że kiedy szczepionka jest już dostępna i ludzie z niej korzystają, to już pojawiają się w obiegu szczepy wirusa opornego na nią.
Skuteczność szczepionki przeciwko grypie zależy od roku i miejsca na świecie. W sezonie 2015-16 połowa osób, które się zaszczepiły były faktycznie chronione. Sezon 2014-15 był gorszy, bo zaledwie 19% zaszczepionych osób nie zachorowało. Dlaczego? Każda szczepionka zawiera antygeny skierowane przeciwko kilku szczepom wirusa, ale w przyrodzie jest ich kilkadziesiąt. To stopień mutacji szczepu decyduje o poziomie wirulencji (jak niebezpieczny jest wirus). Wokół nas wciąż jest wiele szczepów wirusa grypy, przed którymi nasz organizm nie jest w stanie się obronić.
Łatwość podróżowania
Podróże narażają ludzi na całkowicie nowe choroby lub nieznane odmiany znanych chorób. Wybierając się na wakacje rzadko odwiedzanych miejsc, można przypadkowo przenieść tam bakterie lub wirusy, które normalnie tam nie występują. Już wiele odizolowanych cywilizacji wyginęło w ten sposób. Epidemia wirusa Ebola z 2014 r. w Afryce Zachodniej była tak groźna, ponieważ region ten nigdy wcześniej nie miał kontaktu z tym patogenem. Nieprzygotowany system opieki zdrowotnej, brak wrodzonej odporności, brak szybkiej reakcji – wszystko to doprowadziło do szeregu zgonów. To nie wszystko.
Dzisiejsza łatwość podróżowania sprawia, że wystarczy tylko jeden pacjent z szczególnie groźnym patogenem, by zarazić dziesiątki tysięcy na drugim końcu świata. Właśnie taki początek miała epidemia SARS w 2003 r. Zainfekowany chiński lekarza zatrzymał się w hotelu w Hongkongu (przed zachorowaniem), co wystarczyło do rozprzestrzenienia mikroorganizmów w powietrzu. Te przedostały się na inne osoby w hotelu i dalej. W ciągu pięciu miesięcy, zachorowało ponad 8000 osób w trzydziestu różnych krajach, a 774 przypadki były śmiertelne. Takich sytuacji jest więcej, ale nie ze wszystkich zdajemy sobie sprawę. Łatwość podróżowania ułatwia podróże także patogenom.