Ostatnie 1,5 roku nie było może najbardziej sprzyjającym okresem w kontekście zagranicznych i krajowych podróży, ale nawet w tych trudnych czasach można sobie z tym poradzić. Przedstawiamy garść porad związanych z tanim podróżowaniem.
Tanie bilety lotnicze
Niekwestionowanym liderem w zakresie znajdowania tanich przelotów jest dla mnie skyscanner.pl Strona cechuje się bardzo intuicyjnym interfejsem, a jej największą zaletą jest możliwość wyszukiwania dowolnej destynacji na wybrane terminy. Te nie muszą obejmować konkretnych dni, lecz mogą dotyczyć całych miesięcy. Jest to szczególnie przydatne, gdy organizujemy sobie dni wolne w odniesieniu do możliwych terminów, a nie odwrotnie. Po wpisaniu interesujących nas parametrów i w zależności od tego, czy wybraliśmy opcję lotu gdziekolwiek, czy też do konkretnego kraju/miasta, skyscanner zaprezentuje nam możliwe opcje. Wyszukiwarka zbiera wyniki z różnych linii lotniczych i oferuje możliwość zakupu biletów zarówno bezpośrednio, jak i przez pośredników, takich jak na przykład Opodo. Warto w tym przypadku sprawdzić, która opcja jest najbardziej dogodna finansowo, ponieważ strony pośredniczące w sprzedaży często doliczają do końcowej ceny opłatę serwisową.
Dobrym pomysłem jest też regularne przeglądanie stron internetowych tanich europejskich przewoźników. Na tym polu zdecydowanie wyróżniają się Wizzair i Ryanair. Oczywiście trudno oczekiwać, by ich flota zapewniała komfort porównywalny z warunkami oferowanymi przez droższe linie lotnicze. Jeśli jednak kiedykolwiek jechaliście wypchanym po brzegi PKSem, to przelot Wizzairem czy Ryanairem, który zazwyczaj trwa nie dłużej niż trzy godziny, nie powinien być dla Was problemem. Wracając jednak do ich stron internetowych: tanie linie mają tendencję do niespodziewanego rzucania czasowych promocji, które – zanim zostaną „przetrawione” przez wyszukiwarki lotów – często są już nieaktualne. Właśnie z tego względu dobrze jest przeglądać oficjalne witryny i subskrybować newslettery. W ten sposób udało mi się załapać na bilety do Sztokholmu i z powrotem za 9 złotych czy też przelot w obie strony na Majorkę za 4 euro.
Czytaj też: Architektoniczna perełka tuż za południową granicą – relacja z wyjazdu do Pragi
Problemem w przypadku tanich przewoźników jest bez wątpienia konieczność wysupłania dodatkowych funduszy, jeśli chcemy poprawić swój komfort przelotu czy zwiększyć pojemność zabieranego bagażu. Ta ostatnia kwestia jest szczególnie problematyczna, jeśli macie tendencję do pakowania sporej ilości rzeczy. Z doświadczenia wiem, że w podstawowej ofercie można ze sobą zabrać wypchany po brzegi plecak szkolny, a do takowego zmieści się nawet laptop. Protip: ubrania, które macie na sobie, nie wliczają się do bagażu, a najważniejszy jest moment przejścia przez odprawę. Jeśli więc niestraszne Wam szydercze spojrzenia współpasażerów, to nic nie stoi na przeszkodzie, abyście w środku lata przeszli przez bramki w podwójnej bluzie przykrytej kurtką. Kask rowerowy na głowie też przejdzie, choć nie przekonałem się o tym na własnej skórze… Niemało rzeczy można też zmieścić w kieszeniach.
Oczywiście jeśli spodziewacie się, że nie uda Wam się spakować do pojedynczego bagażu, to warto rozważyć dokupienie dodatkowego. Ten jest jednak mniej więcej o połowę mniejszy od podstawowego, przez co w praktyce nie uzyskacie znacząco więcej miejsca. Warto natomiast rozważyć taką opcję, szczególnie, że w razie kontroli nadmiarowego bagażu kara finansowa będzie kilkukrotnie wyższa od ceny dokupienia ekstra miejsca w momencie rezerwowania biletów. Opcja podstawowa jest jednak idealna na weekendowe czy też kilkudniowe wyjazdy. Warto też pamiętać o możliwości skorzystania z pralni, które są powszechnie dostępne w hostelach i hotelach – a jeśli ich tam nie ma, to w każdym większym mieście znajdują się takie miejsca. Koszt prania zazwyczaj wynosi kilka euro i w ten sposób można zaoszczędzić ogromną ilość miejsca. A to właśnie ubrania zajmują go najwięcej.
Dojazd na lotnisko
Rzecz jasna nie zawsze zdarza się, że termin naszych wakacji może być dowolny, podobnie jak ich destynacja. Należy jednak pamiętać, że istnieje możliwość wyboru innego lotniska, z którego odbędzie się wylot lub do którego skieruje się nasz samolot. Innymi słowy: warto być elastycznym pod względem dojazdu na lotnisko, ponieważ nierzadko cena biletów okazuje się znacznie niższa i opłacalny okaże się dojazd w takie miejsce. Przykład: przelot w dwie strony z Poznania do Wenecji to koszt 66 złotych (i to bez przesiadek!) podczas gdy z Warszawy: 315 złotych.
W kwestii dojazdów na lotnisko prawie zawsze wybieram opcję pt. pociąg + komunikacja miejska. Dojazd własnym samochodem jest oczywiście wygodniejszy, ale koszty są znacznie wyższe – dochodzi też konieczność zostawienia auta w okolicach lotniska, co jest zazwyczaj drogie – a jeśli takie nie jest, to pojawia się ryzyko kradzieży czy uszkodzenia. Strzeżone parkingi w pobliżu lotnisk nie należą bowiem do najtańszych, podczas gdy te tańsze, niestrzeżone… no właśnie. Jeśli celem naszej podróży jest odpowiednio turystyczne miejsce – a takowymi prawie zawsze są miasta wyposażone w lotniska – to mamy niemal 100-procentowe prawdopodobieństwo, że lokalna komunikacja miejsca umożliwi nam łatwe dotarcie do centrum. Należy wystrzegać się usług taksówkarzy, o ile nie chcecie uszczuplić swoich portfeli o kwoty kilkukrotnie wyższe od dostępnych w normalnych warunkach. Przykład? Za dojazd autobusem z lotniska do centrum Aten zapłaciłem 5 euro. Znajomy, który wybrał taksówkę, spotkał się z wydatkiem rzędu 35 euro.
Czytaj też: Anulowałem wylot do Włoch. Czy udało mi się odzyskać pieniądze?
Jeśli zależy Wam na dojeździe taksówką, to w takim przypadku warto rozważyć opcję skompletowania pasażerów, pytając współpasażerów lotu (o ile lecimy sami, a nie większą grupą) czy nie chcą „zrzucić” się na przejazd. Poza tym, zdarza się, że ktoś odbiera ich z lotniska i takie osoby (często za darmo) zgodzą zabrać się również i nas. W innym wypadku wybór komunikacji miejskiej, choć wolniejszy i mniej komfortowy, okaże się najbardziej dogodną finansowo opcją.
Przejazdy drogowe
Loty wydają się najlepszym pomysłem dla osób chcących łączyć szybkość podróży z jej niskimi kosztami. W kontekście regulacji klimatycznych, zakładających zakazanie lotów krótkodystansowych i śrubowanie emisji, lotnicze eldorado może się jednak wkrótce zakończyć. Warto w takiej sytuacji mieć alternatywne sposoby na przemieszczanie się pomiędzy miastami. Tutaj na pierwszy plan również wysuwają się korpo-przewoźnicy, tacy jak Flixbus. Nawet kupując bilety z dnia na dzień, możemy trafić na przystępne cenowo przejazdy do wielu miast Europy. Autobusy tej firmy są przy tym stosunkowo komfortowe: oferują dostęp do internetu i elektryczności, mają też klimatyzację oraz toaletę. Nawet kilkugodzinny przejazd nie sprawia więc znaczącego dyskomfortu. Szczególnie, jeśli uda Wam się kupić bilety w ramach jednej z promocji, gdzie możliwy jest zakup za złotówkę.
Przystępnym cenowo i bardzo wygodnym sposobem przemieszczania jest korzystanie z usług takich jak BlaBlaCar. W naszym kraju platforma straciła na popularności, gdy serwis zaczął wprowadzać idiotyczne opłaty za umieszczanie przejazdów oraz możliwość ich rezerwacji. Z drugiej strony, nie da się ukryć, że przejazd samochodem w ramach tej usługi może okazać się tańszy, szybszy i wygodniejszy niż w przypadku komunikacji miejskiej, a nawet samolotów. Te ostatnie nie są bowiem szczególnie konkurencyjne na krótkich trasach, ponieważ należy pamiętać, że w przypadku przemieszczania samolotem tracimy mnóstwo czasu na boardingu, rejestracji bagażu czy pokonywaniu bramek. Nie zapominajmy też o sposobie podróżowania, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu, był niezwykle powszchny i który to obecnie wydaje się powoli umierać: autostopie. Komfrot takiego przemieszczania jest rzecz jasna niższy, szczególnie dla osób przyzwyczajonych do wygód, ale wśród plusów mamy między innymi ograniczenie kosztów i doświadczanie niezapomnianych przygód. Zdecydowanie polecam.
Jak szukać tanich noclegów?
O tym, jak ważny jest dobór miejsca, w którym zatrzymamy się na czas naszej podróży dobitnie przekonałem się w Atenach. Miasto niestety dość mocno mnie zawiodło. Fakt, jego turystyczne obszary, które są dość mocno porozrzucane, miały swój urok. Kiedy jednak wychodzi się do części „mieszkalnej” może nas ogarnąć co najwyżej radość, że na co dzień mieszkamy w Polsce. Mój pobyt w stolicy Grecji uratował jednak cebulacki mądry wybór hostelu. Było to miejsce zrzeszające typowych backpackerów, a więc osoby, które zazwyczaj mają masę ciekawych historii do opowiedzenia. I dopiero z nimi (oraz dzięki genialnemu właścicielowi hostelu) udało mi się poczuć choćby namiastkę klimatu Aten. Po co w ogóle ten przydługi wstęp do fragmentu o noclegach? Przede wszystkim po to, by pokazać, że nie zawsze najdroższe opcje są najlepsze. Tym bardziej, że to poradnik o tanim podróżowaniu.
Oczywiście najtańszą opcją, jeśli chodzi o noclegi w trasie jest spanie w namiocie. W tej kwestii krąży sporo legend na temat wysokich mandatów za nocowanie pod gołym niebem, ale w praktyce nigdy nie napotkałem trudności. Policja nie robi problemów, o ile sami takowych nie stwarzamy. Należy też uważać na własne bezpieczeństwo – w tym przypadku wyznaję podstawową zasadę: rozbijamy się tak, żeby widzieli nas wszyscy, albo żeby nie widział nas nikt. Taki sposób nocowania wiąże się rzecz jasna z szeregiem niedogodności (i nie polecam go, jeśli podróżujecie z droższym sprzętem, jak na przykład laptopy), ale uwierzcie – nawet najdroższy hotel nie zapewni Wam takich wrażeń, jak zasypianie na plaży przy zachodzącym Słońcu i pobudka za sprawą pierwszych jego promieni.
Jeśli szukacie budżetowych, ale mniej dzikich opcji, to w tym przypadku idealnym wyborem wydają się hostele. Wśród ich zalet można wymienić to, że często znajdują się w centrach miast i przebywają w nich interesujące osoby, a przede wszystkim – ich ceny są naprawdę przystępne. Na drugim biegunie znajdzie się oczywiście fakt, że musimy spać w wieloosobowych pokojach i korzystać ze wspólnych części użytkowych, takich jak kuchnie i prysznice. Możliwość przygotowania posiłku, wzięcia gorącego prysznica i poznania ciekawych ludzi za niewielką kwotę to bardzo kusząca opcja. W tańszych krajach (np. w Gruzji) taki nocleg kosztuje zazwyczaj około 10-15 złotych, ale i w bardziej zamożnych da się znaleźć świetne oferty. Na przykład w centrum Budapesztu udało mi się ogarnąć miejsce w hostelu za 5 euro. W przypadku zachodu trudno o tak tanie opcje, choć da się upolować nocleg za 10 do 15 euro.
W przypadku szukania noclegu na maksymalnie kilka dni (w szczególności podróżując samemu) polecam korzystanie z wyszukiwarek takich jak Booking.com. Pobierają one prowizję od właścicieli, dlatego czasami oferują oni załatwienie interesu poza kwestionariuszem strony, tak, aby zaoszczędzić pewien % końcowej kwoty. Platformy te mają jednak trzy niewątpliwe zalety: zrzeszają wiele ofert w jednym miejscu, dzięki czemu łatwo je porównać; co jakiś czas przyznają zniżki; stosunkowo szybko rozwiązują wszelkie spory z hotelami i hostelami. Wśród wad wymieniłbym natomiast niezbyt miarodajne oceny kwater – są one zazwyczaj sztucznie zawyżane, dlatego najlepiej jest porównywać opinie w kilku różnych miejscach, takich jak Google czy TripAdvisor. Może się okazać, że hostel ze średnią 8,5/10 w Booking będzie miał noty rzędu 2/5 w innych miejscach.
Czytaj też: Recenzja Canon PowerShot G7 X III. Idealny kompan podróży
Jeśli planujecie się zatrzymać w danym miejscu na dłużej i podróżujecie co najmniej w dwójkę to wtedy świetnym wyborem będzie airbnb. Jest to platforma szczególnie popularna wśród właścicieli pokojów/mieszkań bądź domów na wynajem. Niestety dla samotnych podróżników może się ona okazać dość droga, ponieważ koszt wynajmu spada na barki jednej osoby, zamiast rozłożyć się na kilka czy kilkanaście. Airbnb to też świetny wybór w przypadku tzw. cyfrowych nomadów, czyli osób pracujących zdalnie, które łączą podróże z obowiązkami. Wspomniana platforma ułatwia zawieranie umów z wynajmującymi, jest przy tym bardzo przejrzysta i z góry pokazuje, jaki będzie całkowity koszt, wraz z opłatami serwisowymi.
Gdzie jeść i jak zwiedzać, aby nie zbankrutować
Znajomi wiedzą, że wśród moich ulubionych fraz wpisywanych w Mapach Google znajduje się między innymi tanie jedzenie. I to nie tak, że chodzę po najgorszych knajpach w okolicy, by później leczyć zatrucia pokarmowe. Oj nie. Podstawowym wyznacznikiem w przypadku szukania gastronomicznych perełek zagranicą jest dla mnie słuchanie opinii lokalnych mieszkańców oraz kierowanie się poza najbardziej turystyczne dzielnice. Oczywistym jest, że wynajem lokalu w ścisłym centrum starego miasta ma swoją cenę, która przekłada się potem na wysokość rachunku, jaki przyjdzie nam zapłacić po posiłku.
Jak więc znaleźć miejsca, które nie uszczuplą naszych portfeli o niebotyczne kwoty? Po pierwsze: słuchać lokalsów. Po drugie: sprawdzać Mapy Google. Jeśli nie należycie do osób, które zatrzymają napotkaną na ulicy osobę z pytaniem o najlepsze jedzenie w okolicy, to zawsze możecie zasięgnąć opinii pracowników hostelu, poszukać informacji w internecie bądź… wsłuchać się w języki, w jakich mówią goście restauracji. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, czasami potrafi zdziałać cuda. Warto też pamiętać o tym, co pisałem kilka zdań wyżej: im dalej od centrum, tym niższe ceny – i nierzadko lepsze, bardziej tradycyjne jedzenie. A jeśli już trafiliście do drogiego kraju, w którym najtańsze posiłki w karcie zaczynają się od piętnastu euro, to zawsze pozostaje Wam to, co wszędzie jest smaczne i tanie: kebab :)
Czytaj też: Relacja z wyjazdu do Gruzji, kraju pełnego kontrastów
W kwestii zwiedzania wartą rozważenia opcją są wszelkiego rodzaju bilety kilkudniowe. Ich zakup nie ma sensu, jeśli jedziecie w dane miejsce na kilkanaście-kilkadziesiąt godzin, lecz w przypadku dłuższego pobytu są świetnym pomysłem. Tego typu karty, zwane na przykład City Pass, zazwyczaj łączą w sobie wejściówki do kilku różnych atrakcji turystycznych, a nierzadko umożliwiają też nielimitowane przejazdy komunikacją miejską. Ich zakup jest z pozoru sporym wydatkiem, ale jeśli lubicie zwiedzać i korzystacie z przejazdów, to gwarantuję Wam, że taki zakup będzie znacznie lepszy niż kupowanie wejściówek z osobna. Poza tym, warto zainteresować się możliwymi zniżkami, które mogą dotyczyć różnych grup wiekowych i społecznych. Najpopularniejsze są zniżki dla uczniów i studentów oraz seniorów. Na przykład wejście na Akropol kosztuje w nominalnej cenie kosztuje 20 euro, ale już z legitymacją studencką (której nikt się zbytnio nie przygląda) przyjdzie nam zapłacić tylko 10 ero.
Świetną opcją są też tzw. free walking tours, czyli wycieczki z przewodnikami, które nie do końca są darmowe. Przewodnicy ci nie pracują bowiem za ustaloną stawkę godzinową i chętnie przyjmują wszelkiego rodzaju napiwki. Koszt takiej wycieczki jest natomiast znacznie niższy niż w przypadku „profesjonalnych” przewodników – a doznania wcale nie muszą być gorsze. Zwiedzanie jest też znacznie przyjemniejsze niż w przypadku, gdy przechadzamy się w pojedynkę i poszerzamy naszą wiedzę w oparciu o suchy tekst. Co ciekawe, o ile w przypadku gastronomii chętnie zasięgam porad od lokalnych mieszkańców, tak w przypadku atrakcji turystycznych mniej ufam ich opiniom. Powód jest prozaiczny: lokalsi, widząc te same miejsca od lat, zazwyczaj są nimi znudzeni i możecie od nich usłyszeć, że „w sumie to to i tamto większego szału nie robi”. Czasami zdarza się natomiast, że takie osoby polecą rzeczy, o których rzadko kiedy pisze się w przewodnikach.