W tym roku, przy okazji premiery filmu o wojnie ze Skynetem, możemy pograć w grę o wojnie ze Skynetem (i to od polskiego studia!) – jak się sprawdza Terminator: Resistance?
Terminator: Resistance – bunt maszyn po staremu
Pierwsze wrażenia miałem mieszane. Menu główne brzydkie, wstęp płytki i nudny, a grafika nierówna. Uruchamiałem Terminator: Resistance, już z odgórnie przyjętą tezą, że będzie to klapa – tak jak Rambo: The Video Game, ostatnie dziecko Teyon Games, wyprodukowane na filmowej licencji. Na całe szczęście – każda kolejna minuta gry w Terminator: Resistance wydawała się rzucać kolejny promyk nadziei, że nie jest to zwykła filmowa podróba, rzucona na ekran peceta z dodatkiem kilku interaktywnych elementów.
Akcja Terminator: Resistance ma miejsce w Stanach Zjednoczonych po buncie maszyn, sterowanym przez samoświadomy system komputerowy Skynet. Wcielając się w Jacoba Riversa – członka ruchu oporu, który stracił swój cały oddział – w wojennych zgliszczach Ameryki Północnej trafiamy na grupę ocalałych, z którymi zaczynamy przemierzać zrujnowane miasta. Nieważne jak źle nie brzmiałby wstęp, po nim rozgrywka nabiera coraz żywszych barw, które przykuwają do monitora coraz mocniej.
Gra ma formę shootera pierwszoosobowego, z przyzwoitymi elementami RPG, systemem craftingu i modyfikacji broni. Jest klimat postapo, postacie obdarzone osobowością i lokacje rojące się od śmiercionośnych robotów. Poza misjami głównymi, mamy zadania poboczne, wraz z pełną swobodą poruszania się po lokacjach – ona same nie są też jałowymi korytarzykami bez treści, a ociekającymi filmowym klimatem miejscami, od których nie można oderwać wzroku.
Polski Fallout?
No i te wybory! Od pierwszych dialogów gra wielkimi literami krzyczy, że WYBORY MAJĄ ZNACZENIE. Sposób prowadzenia rozmowy i wybór odpowiednich opcji dialogowych może wpłynąć na finalny wynik wielu sytuacji. Także wykonanie jednego, bądź drugiego zadania pobocznego może przesądzić o stosunku innych do naszej postaci. Znaczenie wyborów w Terminator: Resistance naprawdę czuć.
Terminator: Resistance mógłby być młodszym kuzynem Fallouta 4. Takim z mniejszym budżetem i zrobionym na szybkości, ale jednak! Poza ogólną mechaniką rozgrywki, sam sposób prowadzenia historii przypomina twór Bethesdy. Opowieści zasłyszane od barwnych postaci, które od lat siedzą w piekle wojny z maszynami czy porozrzucane po świecie strzępki listów; spora część historii świata opowiadana jest w ten sposób. Można przez to czasami odnieść wrażenie, że nie gramy pierwsi, a jedynie zwiedzamy zgliszcza po cudzej rozgrywce, tak jak w Falloucie 4 – możemy jednak z pewnością powiedzieć „Ale on się dobrze bawił!”
Teyon Games dało nam solidną dawkę FPSa z RPG. Po prostu. Przy Terminator: Resistance spędziłem czas nie gorzej niż we wspomnianym Falloucie, a to już sporo. Jeśli jesteś fanem wojen ze Skynetem, albo po prostu lubisz dobrego shootera, to tutaj będziesz bawił się naprawdę dobrze.