Było już co nieco o klawiaturach i myszkach, więc trio peryferiów dla gracza zamykają zestawy słuchawkowe. Co tym razem wyjdzie z mojej głowy na ich temat w ramach serii Okiem Testera? Przekonajmy się!
Tradycyjnie już zacznę od tego, jak każdy model zestawu słuchawkowego oceniam. Na sam początek – pudełko i dołączone wyposażenie, któremu zwykle nie poświęcam zbyt wiele czasu. Tego nie ma zresztą co tracić, bo tuż po tym zgłębiam znacznie ważniejsze kwestie, a więc kuluary materiałów, designu oraz wykonania samego sprzętu.
Kicz, czy dobry design? Oto jest pytanie
Tutaj jest już różnie z oceną, ale najważniejsza dla mnie jest wytrzymałość, elastyczność pałąka, waga całości, jakakolwiek możliwa do odnalezienia funkcjonalność, a wreszcie wygląd i wykończenie detali. Tutaj warto zatrzymać się na moment, ponieważ po kilkudziesięciu testach już po samym wyglądzie mogę ocenić z dużą dozą prawdopodobieństwa dany zestaw.
Co tu dużo mówić, kiedy w grę wchodzi dziwnie ozdobiony, gamingowy model z masą kiczowatych detali, to już zaczynam oceniać go nieco z góry. W gusta oczywiście nie chcę atakować, ale raczej znajdzie się niewielu rozsądnych konsumentów, którzy wybierają design z masą zbędnych ozdóbek, które przecież swoje ważą. Waga jest bowiem kluczowa w przypadku słuchawek nausznych, dlatego prosty, minimalistyczny wręcz design sprowadzający się do najważniejszych elementów, to coś, czego po prostu trzeba szukać.
Nie bójcie się z kolei obecności wszechobecnego tworzywa sztucznego nawet w drogich (500 zł i wzwyż) modelach. To jest zwykle wysokiej klasy, wytrzymałe, przyjemne w dotyku i wygląda naprawdę świetnie (zwłaszcza w matowym, a nie tym badziewnym, połyskliwym wykończeniu). Dlaczego jednak plastik, a nie coś mocniejszego (aluminium)? Właśnie przez wagę, która musi utrzymywać się na poziomie do tych – powiedzmy – maksymalnie 400 gramów. Dlatego tak zawsze mierzi mnie dodatek podświetlenia, które dorzuca te kilkanaście gramów do całkowitej wagi.
Pod kątem samej konstrukcji fajnym dodatkiem jest też odpinany mikrofon i przewód, czyli połączenie, które nadaje modelowi namiastkę mobilności. Idąc dalej w ten temat, lepszym rozwiązaniem jest też umieszczenie centrum dowodzenia (regulacji poziomu głośności itp.) na muszli, a nie na przypiętym bezpośrednio do przewodu kontrolerze. Oczywiście, chyba że ten spoczywa sobie spokojnie na biurku, czyli jest umieszczony bliżej, niż dalej złącza, dzięki czemu nie obciąża dodatkowo samego przewodu.
Przechodząc z kolei do wyposażenia, cieszy mnie zawsze obecność przewodu „mobilnego” i „stacjonarnego” oraz zestawu przedłużek/adapterów. Szeroka kompatybilność w czasach wszechobecnego USB-C lub jacka 3,5mm wcale nie jest taka trudna do osiągnięcia. Szkoda tylko, że rzadko producenci w przypadku stricte mobilnych zestawów zapominają czy to o wymiennych (materiałowych) nausznikach, czy solidnych etui do transportu.
Bo wygoda jest (zwykle) najważniejsza
Następnie ocenie podlega coś znacznie bardziej empirycznego. Określenie poziomu ergonomii, na którą składa się przede wszystkim waga, wielkość nauszników, ich kształt, system regulacji i wreszcie to, z jakich materiałów są wykonane wraz z obiciem pałąka. Na szczęście mogę pochwalić się „standardową” – jak na moje oko głową – więc każdy werdykt przychodzi mi z łatwością już po kilkunastu godzinach.
Sam test jest prosty – po prostu korzystam ze słuchawek kilka godzin bez przerwy i zapisuje, kiedy zacząłem odczuwać dyskomfort (męczenie się uszu/nagły ucisk na głowie). Jeśli te dwa zjawiska nie występują albo mają miejsce, ale po kilku godzinach, to zestaw uznaję za wygodny. Szczerze? Obecnie trudno o inny zestaw za przyzwoite pieniądze.
Wraz z kolejnymi testami zauważyłem kilka rzeczy. Po pierwsze, nie liczy się grubość, a rodzaj oraz jakość pianki. Po drugie, skórzane obicie zawsze męczy szybciej od materiałowego, ale wygłusza znacznie skuteczniej i podwyższa jakość basu, choć kurczy nieco scenę (materiałowe ją rozszerzają). Najlepsze połączenie? Zdecydowanie niewielka ilość pianki memory wraz ze skórą świetnej jakości. Więcej naprawdę mi nie trzeba, jeśli mowa o stacjonarnych modelach… ale w tych mobilnych dodatek zastępczych z materiału jest po prostu wskazany.
I po trzecie – system regulacji. Nie jakiś tam na opasce, a rozbudowany, konkretny system sprowadzający się do przymocowanych do stosownych widełek muszli. Najlepszym połączeniem jest tradycyjna regulacja rozstawu muszli wraz z giętkim pałąkiem, regulacją muszli góra-dół i na boki, ale w wąskim zakresie. Wtedy to mamy pewność (o ile wspomniany pałąk nie jest za luźny), że nauszniki będą przylegać do naszej głowy pewnie i solidnie, a na dodatek nie będą wywoływać uciążliwego ucisku.
Aplikacja – wbrew pozorom, czasem przydatna
Chociaż miałem pomijać kwestię ewentualnego oprogramowania, to warto napomknąć kilka słów na jego temat. Szczerze? Zwykle jest bezużyteczne, ale tylko wtedy, kiedy nie posiada wbudowanego equalizera, czy funkcji mogących podbić jakość dźwięku albo przynajmniej dostosować go do naszego ulubionego brzmienia. Niestety to (w dobrym wykonaniu) jest często zarezerwowane dla modeli z górnej półki w cenie od 500 złotych wzwyż. Do tej pory najlepszym wydaje mi się ten od Astro:
Brzmienie, bo to one nadaje życiu smak!
I wreszcie przechodzimy do mojej pięty achillesowej w testach gamingowych zestawów, a więc oceny jakości dźwięku. Pierwszy warunek jest prosty – brak trzasków i przesterów (szczerze? Do tej pory się z nimi nie spotkałem), a drugi równie nieprawdopodobny, czyli sprowadzający się do nagłego krwawienia z uszu.
Kończąc jednak żarty, mogę z pełną powagą powiedzieć, że większość gamingowych zestawów słuchawkowych w podobnej cenie… brzmi identycznie. Tyle. Koniec kropka i możecie mnie przekonywać latami, ale zdania tego nie zmienię. Producenci wiedzą bowiem, czego chcą gracze i dlatego stroją przetworniki tak, aby oferowały brzmienie typowo rozrywkowe, a więc podobające się praktycznie wszystkim. Przynajmniej w znakomitej większości przypadków i w cenie do 800 zł.
Kluczem do tego brzmienia są oczywiście odpowiednio podkreślone tony niskie (basy), które zwykle przyjmują ciepłą charakterystykę i różnią się tylko głębokością. Rzecz jasna marginalnie, bo nikt nie pozwoli sobie na tak dopieszczanie drogiej technologii za kilkaset złotych. Nie oznacza to jednak, że dane modele walą tylko głębokim basem – zwykle ogranicza go w pewnym stopniu jasność. Jest to jednak określenie nieco na wyrost, bo tak naprawdę cała ta jasność w przypadku gamingowych słuchawek sprowadza się do tego, że nie brzmią one, jak coś “ciemnego”. Wtedy to bowiem dźwięk wydaje się zbyt przygaszony.
Wyczucie podbicia poszczególnych pasm dźwięku jest z kolei proste – zwykle przejawia się to tym, że np. wokal (tony średnie) brzmi jakby “zza cienkiej ścianki”. Jest to o tyle częste, że typ brzmienia przyjmuje albo postać „V”, albo „U”, czyli innymi słowy, postać, która nieco zapomina o tonach średnich, co dodatkowo nadaje brzmieniu wspomniany mainstreamowy charakter.
Nie można też pominąć roli sceny muzycznej (soundstage), a więc w skrócie tego, co pozwala nam odczuć muzykę tak, jakby ta nie docierała do nas chamsko z dwóch głośników. Dzięki niej (i odpowiedniej dynamice oraz separacji poszczególnych pasm) słyszymy coś znacznie bardziej naturalnie, co ma zastosowanie zwłaszcza w grach.
Tam bowiem przestrzenność jednoznacznie wpływa na to, jak szybko i jak dokładnie określimy pozycję, z której wróg wydaje jakieś dźwięki. W muzyce z kolei nadaje całości po prostu zupełnie nowego charakteru, dzięki któremu ta staje się „żywsza”. Scenę oceniamy pod kątem jej głębokości oraz szerokości, a od czasu do czasu nadajemy jej przez to stosowny kształt (np. eliptyczny).
Zabawa w magika, czyli siedem głośników w dwóch
Jeśli już przy przestrzenności jesteśmy, to po prostu nie da się ominąć wirtualnego trybu 7.1. Czegoś, co tak naprawdę wielu uważa za pomyłkę w świecie zestawów słuchawkowych. Ja powiem jednak tylko tyle, że tryb 7.1 może być dobry… o ile dobrze zostanie wykonany. Tak więc miałem do czynienia z tym dodatkiem w modelach poniżej 100 oraz powyżej 1000 złotych i powiem tylko tyle, że różnicę słyszy się… i to jak cholera. W skrócie? Albo występuje, albo nie występuje „efekt studni”, czyli drażniącego uszy pogłosu.
Zawsze, kiedy tryb 7.1 jest wykonany przyzwoicie, korzystam z niego w rozbudowanych utworach muzycznych (zwłaszcza w tych, gdzie wokal nie gra kluczowej roli) i grach RPG, czy strzelankach pokroju Battlefielda. W CS:GO uważam jednak, że bardziej szkodzi, niż pomaga, ale zawsze podkreślam, że może to być spowodowane moim przyzwyczajeniem do tamtejszych dźwięków.
Wnioski po dziesiątkach testów
Tak sobie piszę i piszę, i kurcze – nieco zgubiłem pierwotną myśl, z którą powstawała trzecia część serii „okiem testera”, ale niespecjalnie się tym przejmuję, bo wcale jej nie pamiętam. Czytając swoje wypociny, doszedłem do wniosku, że ten wpis świetnie przedstawia proces oceny gamingowych zestawów słuchawkowych i uderza we wspólne dla większości modeli cechy. Czy więc pomoże Wam w zakupie? Wątpię, ale z pewnością będzie stanowić świetny dodatek do lektury każdego mojego testu.