Według dwóch amerykańskich inżynierów, radykalna zmiana korzystania z energii mogłaby odbyć się w przeciągu najbliższych 35 lat.
Szacunki dla 139 państw z całego świata – w tym Polski, przedstawiają w jaki sposób panele i elektrownie słoneczne, turbiny wiatrowe (naziemne i nawodne), tamy hydroenergetyczne, elektrociepłownie geotermalne, czy instalacje do pozyskiwania energii pływów oraz fal morskich – ale nie energetyka jądrowa! – miałyby do roku 2050 zaspokajać zapotrzebowanie gospodarstw domowych, przemysłu, rolnictwa, sektora usług, jak również transportu (!). Dane zostaną zaprezentowane na Konferencji ds. Zmian Klimatu Narodów Zjednoczonych (COP21) w Paryżu, która odbędzie się już 30 listopada.
Za projekt odpowiedzialni są: inżynier środowiska ze Stanford University, Mark Jacobson i jego kolega po fachu z University of California w Davis, Mark Delucchi. Uczeni chcieli pokazać, że świat zasilany źródłami odnawialnymi to nie tylko naiwny sen (przynajmniej w interesującej nas skali czasowej), ale realna możliwość, której wprowadzenie stworzyłoby mnóstwo miejsc pracy, jak również, w ostatecznym rozrachunku zapewniło znaczące oszczędności. W wielu wypadkach nawet bez wliczania kosztów zmiany klimatu i medycznych komplikacji związanych ze spalaniem paliw kopalnych.
Przykładowo, według inżynierów, od 3.3 do 4.6 milionów ludzi na całym świecie umiera co roku zbyt wcześnie ze względu na zanieczyszczenia powietrza. Ma to pochłaniać 3 procent globalnego PKB. Co więcej, energia wiatru w wyliczeniach, stworzonych na podstawie danych z USA okazała się nawet dwa razy tańsza niż energia produkowana z najtańszego amerykańskiego paliwa kopalnego, czyli gazu ziemnego. Bez subsydiów. Koszt ogniw fotowoltaicznych ma wkrótce również osiągnąć podobnie niski poziom.
Według Energy Post koszt energii słonecznej do 2020 roku ma osiągnąć poziom około 4.5 centa za kWh w obszarach o wysokim nasłonecznieniu (Południowy Zachód USA, Bliski Wschód, Australia) i 6.5 centa w obszarach o średnim nasłonecznieniu, jak np. Chiny oraz Indie. Zważywszy, że (w USA) energia pochodząca ze spalania węgla kosztuje od 6.6 do 15.1 centa za kWh, a ze spalania gazu – 6-8 centa (przy czym taki stan rzeczy ma związek z ostatnim boomem frackingu i nie utrzyma się wiecznie), nie licząc kosztów zdrowotnych, jest to możliwe.
Jacobson twierdzi, że problemy związane z niezawodnością, ceną czy koniecznością zajęcia dużej przestrzeni są „mityczne” i jego praca dobitnie to pokazuje. Analizuje w niej sytuację, w której wszystkie samochody, piece kuchenki, i inne urządzenia zostają zamienione na elektryczne alternatywy, co samo w sobie ma stanowić przyczynę do solidnej redukcji zapotrzebowania (dla Polski, byłoby to ok. 39%).
W podanych linkach można zobaczyć całą infografikę, jak również podobne wizualizacje dla reszty świata.
Oczywiście, wielu krytykuje ten ambitny projekt. I nietrudno się domyślić dlaczego. Skoro uczeni proponują, by 72% zapotrzebowania na energię w Polsce – kraju, gdzie warunki dla energetyki wiatrowej są w gruncie rzeczy niezbyt korzystne – pochodziło z wiatraków (w tym również usytuowanych na morzu), to znaczy, że autorzy zakładają zastosowanie dość ambitnych środków utrzymania odpowiedniej mocy, na przykład instalacji magazynujących energię, czy sieci smart grid. Technologie te niestety dopiero raczkują i nawet źródła pracy odnoszące się do tego typu zagadnień momentami napawają sceptycyzmem. Co więcej, koszt energetyki wiatrowej, w sytuacji, gdy na swoje „barki” musiałaby wziąć większość zapotrzebowania mógłby być w związku z tym znacznie większy. Dziwi również pominięcie potencjalnych korzyści – neutralnej klimatycznie, pracującej nieprzerwanie i stosunkowo taniej (choć jest to sprawa kontrowersyjna) – energetyki jądrowej.
Trzeba przy tym zauważyć, że wiele pomysłów można uznać za bardzo interesujące. Przykładowo, zastąpienie samochodów z silnikami spalania wewnętrznego, samochodami elektrycznymi faktycznie pozwoliłoby na wzrost sprawności i redukcję zapotrzebowania. Postępy w fotowoltaice również można uznać za przyczynek do ostrożnego optymizmu.
Trzeba przy tym zauważyć, że uczeni wykonali dużo pracy i każdy, kto chce sformować silną opinię na ten temat, powinien przede wszystkim przejrzeć inne materiały uczonych i oczywiście źródła, którymi się posłużyli. Choć pomysł wydaje się wręcz naiwnie ambitny, być może jest tym, czego potrzebujemy.
Stworzone na podstawie danych ze Stanford University grafiki można zobaczyć tutaj.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tematyce globalnej energetyki, zachęcamy również do przejrzenia wykresów strumieniowych przepływu światowej energii.
[źródło: sciencealert.com grafika: 100.org]