Testy na obecność przeciwciał związanych z infekcjami koronawirusowymi mogą zasugerować, czy mieliśmy już kontakt z SARS-CoV-2. Stosując je w przypadku całych populacji można określić skalę zakażeń na danym obszarze.
Na tej podstawie naukowcy uznali, że średnio zakażonych nowym koronawirusem jest ok. 10-krotnie więcej ludzi, niż udaje się to zdiagnozować. Testy na obecność przeciwciał są również potrzebne w badaniach nad szczepionkami, aby udowodnić, czy układ odpornościowy zaczyna odpowiednio reagować na kontakt z patogenem.
Problem w tym, że owe przeciwciała znikają średnio po 3 miesiącach. Poza tym często zdarzają się fałszywie ujemne wyniki, które znacząco wpływają na wyniki badań. Wszystko to powoduje, iż naukowcy z coraz większym dystansem patrzą na tego typu analizy. Amerykańskie IDSA twierdzi, że istnieją dwa scenariusze, w których poszukiwanie przeciwciał wydaje się sensowne. Jeden z nich polega na sprawdzaniu potencjalnych chorych, u których testy PCR dają negatywne wyniki bądź do których w ogóle nie ma dostępu.
Czytaj też: Zdaniem Gatesa koronawirus może doprowadzić do śmierci milionów ludzi
Warto również zauważyć, że inne koronawirusy (odpowiedzialne m.in. za powszechne przeziębienia) również mogą zostać wykryte podczas testowania w kierunku SARS-CoV-2. Lekarze twierdzą, iż testy na przeciwciała mogą być pomocne w przypadku podejrzenia wielonarządowego zespołu zapalnego u dzieci. Testy muszą jednak mieć wysoką czułość i swoistość, aby uznać je za wiarygodne.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News