Absolutna legenda metalu i hard-rocka – Lemmy Kilmister, znany szczególnie z gry w zespole Motörhead, zmarł kilka dni po swoich siedemdziesiątych urodzinach.
Przyczyną śmierci legendarnego Lemmy’ego był rak, który pojawił się nagle i równie błyskawicznie zebrał żniwa w postaci życia lidera Motörheada. Kilmister znany był między innymi ze swojego niezwykle konsekwentnego stylu bycia (całkiem niedawno ogłosił on, że z przyczyn zdrowotnych przerzuca się on z whisky na… wódkę), opierającego się na spożywaniu alkoholu i różnych innych używek, ale i wyjątkowego wokalu. Jego koledzy z zespołu potwierdzili informację o zgonie lidera w poniedziałek na profilu Facebookowym.
Perkusista Motörheada Mikkey Dee potwierdził, że:
Pozostali członkowie zespołu po śmierci Lemmy’ego nie będą nagrywali nowego materiału lub jeździli po świecie z trasą koncertową z użyciem ikonicznej nazwy grupy. Motörhead, oczywiście, się zakończył. Lemmy świadczył o jego jakości.
Urodzony w roku 1945, Kilmister rozpoczął swoją karierę w angielskim Blackpool, grając z lokalnymi zespołami R&B. Po krótkim epizodzie w roli roadie Jimiego Hendrixa, chwycił on za gitarę basową w space-rockowym zespole Hawkwind, gdzie, jak sam twierdził, stał się przyzwoitym muzykiem. Ostatnia płyta formacji Motörhead została wydana w sierpniu 2015 pod nazwą „Bad Magic”, a sam Lemmy przyznawał przy okazji premiery, że nigdy nie spodziewał się, że grupa przetrwa aż tak długi czas. W jego oczach, Motörhead był zespołem na „około sześć miesięcy”.
[źródło i grafika: digitaltrends.com]