Mógłbym zacząć tę recenzję dokładnie tak samo, jak zaczęła się recenzja Dark Souls II na naszym portalu kilka lat temu. Przez ten czas jednak seria stałą się globalnym fenomenem, docenionym przez miliony graczy. Weszła bardzo głęboko w mainstream, co wydawało się chyba niemożliwe u jej zarania, zarówno fanom jak i samym twórcom. Dziś, po ukazaniu się na rynku Demon Souls, trzech części Dark Souls, Bloodborne, klonów typu Lords of the Fallen, po tym jak od nazwy gry powstał niemalże odrębny gatunek gier ochrzczony „soulsami”, mówienie, że Dark Souls jest trudne i często się tu ginie, jest mniej więcej tak odkrywcze, jak zdjęcie przywiezione z wycieczki do Włoch, na którym ktoś „podtrzymuje” Krzywą Wieżę w Pizie. Każdy to wie i każdy to widział.
Jest coś niesamowitego w tym, że w dzisiejszych czasach tego typu gra jest znana wszystkim, sprzedaje się w milionach egzemplarzy i jest podstawą popularnych memów (chociaż od zawsze wolę po prostu określenie „śmieszne obrazki”). Z jednej strony wydawałoby się, że obecne zabiegane pokolenie nie lubi się za bardzo przemęczać grając. Woli być prowadzone za rękę, zbytnio się nie wysilać i zwyczajnie nie ma czasu zagłębiać się w skomplikowane światy, które zamiast w miarę osiągania kolejnych etapów odsłaniać przed graczem swoją historię i bogactwo, chowają wszelkie szczegóły gdzieś w kątach, opisach trzeciorzędnych przedmiotów i metaforycznych krótkich komunikatach wygłaszanych przez napotkane postacie. Od wielu, wielu lat tak zwani hardkorowi gracze utyskują, jak to dążenie do przypodobania się jak najszerszym rzeszom odbiorców spłyca mechanikę, prostuje ścieżki i wytwarza mapki z zaznaczonymi na złoto i jeszcze dużym wykrzyknikiem miejscami, gdzie należy pójść, by pchnąć akcję do przodu.
Okazuje się jednak, że ludzi grających jest na tyle dużo i stanowią oni na tyle zróżnicowaną grupę, że produkcje, które biorą nas pod włos i rzucają bezczelne wyzwanie, nie są już skazane na bycie w niszy, poza główny nurtem, z dala od chwały towarzyszącej utrzymywaniu się na szczytach list sprzedaży. Dark Souls wraz z kolejnymi wydawanymi tytułami udało się zerwać ze stereotypem bycia ciekawostką dla garstki fanów. Ogromna rzesza osób została uwiedziona doskonałym systemem rozgrywki i tym unikalnym uczuciem satysfakcji po pokonaniu każdego wroga, w pełni rekompensującym włożony w to trud i frustrację. Dark Souls III jest pięknym, dopracowanym ukoronowaniem całej serii i drogi jaką przeszło From Software utrwalając wypracowany przez siebie system rozgrywki. Gra zawiera w sobie całą kwintesencję tej marki, ulepszoną przez najlepsze, sprawdzone pomysły powstałe w toku produkcji nie tylko Dark Souls, ale i Bloodborne.
Nie zaszkodzi przypomnieć, że jest to gra z gatunku RPG akcji, w której prowadzony przez nas bohater mierzy się z wymagającymi przeciwnikami, którzy zawsze stanowią wyzwanie. Nie ważne, czy jest to pomniejszy szkielet skryty gdzieś za skrzyniami, czy ogromny boss czekający na nas na arenie ukrytej pośród gotyckich wież, każdy adwersarz bezlitośnie wykorzysta najmniejszy nawet błąd i jest w stanie sprowadzić na naszego bohatera śmierć. Zgon jest o tyle istotny, że cofa nas do ostatniego ogniska, czyli swoistego „checkpointa”, co zmusza nas do powtórzenia często niemałego fragmentu gry, na którym wszyscy przeciwnicy zostają odrodzeni.
Za zabicie przeciwników otrzymujemy dusze, które służą za punkty doświadczenia, z a które możemy rozwijać nasze statystyki. Oczywiście mają one znaczenie w toku rozgrywki, ale kluczową kwestią w trakcie walk są nasze manualne i strategiczne zdolności. Powodzenie w każdym starciu zależy przede wszystkim od tego, jak dobrze posługujemy się wybranym stylem walki, czy wykażemy się cierpliwością i przewidywaniem kolejnych ataków wroga, czy zachowamy do końca zimną krew. To w tej charakterystyce leży cała głębia gry. Mechanika walk i uzależnienie sukcesu od naszego samozaparcia i chęci zdobywania doświadczenia w prowadzeniu starć to nieprawdopodobnie grywany mechanizm, który uczynił z Dark Souls tak wielki hit.
Trzecia część gry doczekała się kilku wyczuwalnych zmian względem poprzednich odsłon. Walki są trochę szybsze, a przewroty i wykonywanie krótkich ataków to bardzo efektywne sposoby radzenia sobie z przeciwnikami. W drugiej części postacie wydawały się być nieco bardziej ociężałe. Bardzo dobrze sprawdza się korzystanie z lżejszych broni, a zwłaszcza łuku, który staje niezwykle pomocnym narzędziem w trakcie całej gry. Pozwala na „wyławianie” poszczególnych przeciwników z większych grup, czy zwyczajne wytwarzanie sobie przewagi przed właściwą walką na miecze, topory czy włócznie. Inną zmianą jest powrót osobnego paska na energię magiczną i wprowadzenie nowych estusów, czyli mikstur, które odnawiają magię. Ilość noszonych przez nas flaszek do przywracania życia i magii możemy modyfikować w zależności od sposobu gry. Warto zwrócić uwagę, że zrezygnowano z mechanizmu obecnego w poprzedniej części – przeciwnicy nie znikają już ze świata gry po kilkunastokrotnym ich zabiciu, więc musimy sobie z nimi poradzić sami za każdym razem.
Dark Souls III prezentuje się pięknie, oferując oprawę godną nowej generacji, bardzo dobre efekty świetlne (pięknie wyglądają iskry pobłyskujące wokół bohatera, nawiązujące do towarzyszącego mu przydomku „Niespalonego”). Co i rusz miałem chęć zatrzymania się i podziwiania dalekich planów, na których piętrzyły się zamkowe wieże świata Lotric. Design przeciwników to osobna, niesamowita półka. Potwory budzą respekt, strach, obrzydzenie, świetnie oddziałują na klimat gry. Cieszy mnie bardzo, że grafika w dalszym ciągu podkreśla niepokojącą, oniryczną atmosferę całej przygody. Z jednej strony design średniowiecznych budowli jest bliski naszej kulturze, ale wprowadzone obce elementy, postacie, efekty graficzne robią na mnie wrażenie takie, że wszystko wygląda niepokojąco i nierealnie, jak w dziwnym śnie. Bardziej jeszcze niż grafika podoba mi się w nowym Dark Souls muzyka. Przewodni temat muzyczny z głównego menu jest świetny, wpada w ucho i kilka razy zwlekałem z rozpoczęciem rozgrywki, żeby dłużej go posłuchać.
Tak jak wspomniałem wcześniej, Dark Souls III jest doskonałym zwieńczeniem całej serii. Jest trudna, czasem do granic możliwości. Nie raz zadawałem sobie pytanie, czy pokonanie przeciwnika, przejście danego etapu rozgrywki jest w ogóle możliwe. Kluczem do wszystkiego jest jak zawsze metoda prób i błędów i stałe poprawianie swoich umiejętności i taktyki. Satysfakcja po pokonaniu kolejnego bossa ponownie nie równa się z niczym innym.
From Software nie odkryło Ameryki, nie zrewolucjonizowało serii. Dostarczyło produkt, który nie ma sobie równych w swojej klasie, spełnia wszystkie oczekiwania fanów, których w tym momencie są już miliony. Dark Souls III nie zaprasza nikogo z otwartymi ramionami, jest oschłe, na pierwszy rzut oka nieprzyjemne. Próbuje nas stłamsić, wkurzyć, zdeprymować. Za tą fasadą kryje się jednak przygoda, która daje naprawdę dużo radości, jeśli tylko jesteśmy gotowi podjąć rzuconą rękawicę.