Coraz częściej mówi się podawaniu dawek przypominających szczepionek na COVID-19. Należy się jednak zastanowić, na jakich zasadach miałoby to przebiegać i na ile realne jest takie rozwiązanie.
Przedstawiciele firmy Pfizer ogłosili niedawno, że trzecia dawka przypominająca szczepionki na COVID-19 może być konieczna po upływie od sześciu do dwunastu miesięcy od pełnego zaszczepienia. Nowe badania, niezwiązane z tym przedsiębiorstwem, wykazały jednak, że szczepionki oparte na technologii mRNA mogą zapewnić ochronę na wiele lat.
Czytaj też: COVID-19 zmniejsza ilość substancji szarej w mózgu. Potwierdzają to skany
Amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention (CDC) zauważają dodatkowo, że niemal wszystkie ostatnie zgony i hospitalizacje związane z COVID-19 miały miejsce wśród osób nieszczepionych. Można więc uznać, że nie ma dowodów wskazujących na potrzebę wykonywania szczepień przypominających.
Przypominające dawki szczepionki na COVID-19 na obecną chwilę nie wydają się potrzebne
Poza tym, na łamach Nature ukazało się niedawno badanie sugerujące, że szczepionki oparte na technologii mRNA zapewniają długotrwałą ochronę. Analizy obejmowały 14 uczestników obserwowanych przez 15 tygodni po szczepieniu z użyciem preparatu od Pfizera. Między innymi w oparciu o te obserwacje naukowcy stwierdzili, że tzw. limfocyty B mogą przetrwać w organizmie przez lata, a nawet dekady.
Czytaj też: Niemiecka szczepionka na COVID-19 ma bardzo niską skuteczność. Co dalej z CureVac?
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) skrytykowała zarówno firmę Pfizer, jak i kraje, które dokonały już zamówień na dawki przypominające szczepionek na COVID-19. Krytyka wynika przede wszystkim z faktu, że wiele biedniejszych państw nadal nie uzyskało dostępu do tych preparatów, przez co kryzys wywołany pandemią może być w ich przypadku długi i bolesny. Szczególnie trudna sytuacja panuje pod tym względem w krajach Afryki.