Zanim zacząłem bawić się ze smartwatchem Maimo Watch z myślą o napisaniu testu, słyszałem wiele głosów, które były zgodne co do jednego. „Szykuj się na katastrofę” – rozbrzmiewało między słowami i choć zawsze oceniam smartwatche dosyć łagodnie, bo nie jestem ich zbytnio wymagającym użytkownikiem, to zacząłem mieć obawy, czy sprzęt za 200 zł będzie warto swojej ceny.
Maimo Watch w skrócie
Pierwsze chwile z Maimo Watch nie budzą żadnych podejrzeń. Smartwatch dociera do nas w małym kartonowym opakowaniu, które oprócz niego skrywa również półmetrową ładowarkę, instrukcję obsługi i wymienny pasek w droższym zestawie. Po bliższym zapoznaniu się z Maimo Watch też trudno nastawić się do niego zbyt sceptycznie. Elastyczna, przyjazna alergikom i przyjemna w dotyku silikonowa opaska (43 mm) z teleskopami niewymagającymi narzędzi, jest leciutka, nieco zbyt cienka, ale jak najbardziej spełnia swoją rolę razem ze sprzączką z aluminium i prostej szlufce z wypustką, blokującą ją o nadmiarowe dziurki. Tych jest zresztą sporo, więc o grubość ręki nie musicie się przejmować, ale musicie pamiętać, że przez niestandardową 43-mm szerokość opasek, trudno o kompatybilność z innymi.
Odporny na ciśnienie wody do 5 atmosfer główny moduł sprowadza się do trzyczęściowej obudowy z plastikową podstawą, ramką ze stopu aluminium oraz zakrzywionego szkła (2,5D). To szkło znajduje się 1,69-calowym, dotykowym wyświetlaczem TFT-LCD w formie kwadratu o zaokrąglonych rogach. Jego jakość nie zachwyca – poszarpane krawędzie występują praktycznie na każdym kroku.
Elementy uzupełnia dosyć duży przycisk imitujący koronkę na prawym boku, który mylnie sugeruje możliwość sterowania smartwatchem poprzez jego obracanie. Z drugiej strony Maimo Watch o wymiarach 43 x 37 x 11 mm i wadze 24 gramów znajdziemy dziurkę mikrofonu dla asystenta Alexa, dwa piny z myślą o ładowarce w towarzystwie dwóch magnesów oraz moduł z czujnikami. Wszystko to zasila 300 mAh akumulator, którego ładowanie trwa około 150 minut i który zależnie od intensywności wykorzystywania pozwala sprzętowi na działanie od 6 do 10 dni. Tak przynajmniej wykazały testy.
Maimo chwali się, że smartwatch jest w stanie mierzyć tętno, poziom stresu (w co 5-minutowych cyklach) i tlenu we krwi, jak również śledzić sen (dzieląc go na płytki i głęboki). Posiada również tryby 14 treningów (styl swobodny, joga, wioślarz, orbitrek, wędrówka, krykiet i po dwa tryby dla biegania, jazdy na rowerze, pływania i chodzenia zależnie od środowiska) z opcją zapisywania ich w historii. Z tego zestawu Maimo Watch wykrywa tylko chodzenie i bieganie, ale dokonuje tego ze znaczącym opóźnieniem. W trybie treningu możemy też odczytywać wiadomości, czy sterować muzyką.
Poza tym ten model oferuje dosyć tradycyjny zestaw funkcji na czele z mierzeniem kroków, spalonych kalorii i liczby wstań po siedzeniu w ciągu doby. Jest też funkcja stopera, alarmu, odliczania czasu, szukania telefonu, podejrzenia pogody, czy sterowania muzyką i nawet trening oddechowy. Przez brak ekranu AMOLED o funkcji Always On Display możecie pomarzyć. W jej miejsce weszło działające z około sekundowym opóźnieniem wybudzanie po podniesieniu ręki albo to natychmiastowe po naciśnięciu przycisku.
Sam ekran wprawdzie idealnej czerni nie zapewnia, ale gwarantuje świetne kąty widzenia i wysoką czytelność nawet w ostrym świetle. Nie zabrakło też automatycznej regulacji jasności, choć nic nie stoi na przeszkodzie, aby dostosować ją na pięciu poziomach. Osobiście na co dzień wystarczała mi jasność na poziomie najniższym. Nie zabrakło też trybu „nie przeszkadzać” i przypominajek co do picia wody i poruszania się po dłuższym czasie siedzenia zarówno w formie alertu wizualnego, jak i wibracji. Maimo Watch zapewnia też możliwość podmiany wyglądu tarcz, ale poza tymi z góry wgranymi, na ten moment do smartwatcha nie można wgrać innych przez błąd, który rozłącza go z telefonem podczas tego procesu.
Maimo zadbał też o aplikację, która pozwala na dostosowywanie tradycyjnych ustawień i konkretnych opcji. Czy się przydaje? W pewnym stopniu tak, a zwłaszcza pod kątem historii zapisywanych odczytów, które przynajmniej w przypadku tętna nie mijają się z prawdą. Powyżej obejrzycie poszczególne zakładki, a ja szczególną uwagę mogę zwrócić zarówno na opcję ustawiania kolejnych ekranów po przewijaniu menu z poziomu zegarka, czy integracji z Google Fit.
Problemy Maimo Watch
Prezentacja smartwatcha Maimo Watch jest na tak wysokim poziomie, że trudno spodziewać się, że producent będzie nieco minął się z prawdą. Jednak tak niestety jest już na wstępie, bo sugerowane na oficjalnej stronie śledzenie poziomu natlenienia krwi 24/7 w rzeczywistości przyjmuje formę pomiarów manualnych, których przeprowadzenie sami musimy „zlecić” zegarkowi. Na moment pisania tekstu nie możemy też pobrać nowych tarcz z aplikacji, która zresztą wyświetla odmienne wyniki pod kątem spalonych kalorii i kroków względem tego, co widzimy na zegarku. Którym odczytom mam wierzyć? Tego nie wiem.
Z oczywistych względów (cenowych) w Maimo Watch nie znajdziemy też modułu GPS i tym bardziej łączności z sieciami komórkowymi. Po uprzednim udzieleniu dostępu na powiadomienia wyskakujące na wygaszonym ekranie możecie jednak liczyć (dostęp do nich osiąga się poprzez przesunięcie w gorę ekranu) i są całkiem niezłe. Wyświetlają bowiem polskie znaki diakrytyczne i są przyzwoicie długie, choć o emotkach możecie zapomnieć. W przypadku połączeń telefonicznych Maimo Watch wyświetla zarówno nazwę kontaktu, jak i numer, umożliwiając jednak jedynie rozłączenie się.
Największe problemy? Samo działanie Maimo Watch, którego płynność i responsywność jest niespecjalnie zabawnym żartem. Na nasze działania ten smartwatch reaguje w czasie 0,5-1 sekundy, do czego po prostu nie da się przyzwyczaić. Podobnie zresztą, jak do płynności działania i animacji (hitem jest przeskakujący licznik milisekund przy stoperze), które przynoszą na myśl, co tu dużo mówić, chińskie, tanie podróbki, a nie sprzęt za 200 złotych firmy o powiązaniach z Xiaomi.
Wrażenia z użytkowania i podsumowanie
Czy Maimo Watch zostałby ze mną na dłużej, gdybym chciał przerzucić się z analogowych zegarków na smartwatche? Zdecydowanie nie. Jednak muszę przyznać, że dwa tygodnie spędzone z nim na nadgarstku nie były aż tak paskudne, jak można wywnioskować z wcześniejszych akapitów. Chociaż zupełnie go nie oszczędzałem, pracując i ćwicząc z nim, wyszedł z tego procesu cało i bez najmniejszych śladów użytkowania. Był też przydatny na co dzień, uwalniając mnie w pewnym stopniu od telefonu, dzięki swoim funkcjom.
Korzystanie z niego było toporne, tego nie ukrywam, ale w ogólnym rozrachunku ten smartwatch jest przyjemny dla oka, wytrzymuje długo na jednym ładowaniu i oferuje standardowe funkcje na czele ze wsparciem asystenta Alexa oraz obecnością mikrofonu. Jednak dopóki Maimo nie rozwiąże stosownymi aktualizacjami problemów, o których wspomniałem, na razie warto dobrze przemyśleć zakup zegarka.