W ubiegłą środę czasu lokalnego odnotowano trzęsienie ziemi na wschodnim wybrzeżu Japonii o magnitudzie 7,3 stopnia. Dotknęło prefektury Fukushima i Miyagi, pozbawiło miliona domów dostępu do prądu i doprowadziło do śmierci jednej osoby oraz zranienia kilkudziesięcioro kolejnych.
Trzęsienie ziemi w Japonii doprowadziło na szczęście do niewielkiego zagrożenia tsunami, ale może być jedynie preludium do koszmaru
Trzęsienie trwało ponad dwie minuty, a wkrótce po nim Japońska Agencja Meteorologiczna wydała ostrzeżenia przed tsunami dla prefektur Fukushima i Miyagi, które obejmowało ostrzeżenie przed falami uderzającymi w wybrzeże o wysokości do jednego metra. Na szczęście w praktyce w wybrzeże uderzyły „tylko” dwie niewielkie fale tsunami, które zgodnie z prawem zawiesiły kursowanie pociągów, posuwając urzędników do zalecenia ewakuacji około 39000 osób z regionu Miyagi.
Co najgorsze, ostrzeżenia przed tsunami obowiązują również w północnym regionie Fukushimy znanej całemu światu po incydencie z elektrownią jądrową w 2011 roku. Obecnie mieszkańcy również obawiają się zniszczeń, jakie może spowodować nowe tsunami, ale Japoński Urząd Regulacji Energetyki Jądrowej nie zgłosił żadnych nieprawidłowości w swoich elektrowniach jądrowych.
Czytaj też: Gdzie zderzają się płyty tektoniczne? Odpowiedzi dostarczają gorące źródła
Powodem stosunkowo niewielkiej siły i skutków tego trzęsienia ziemi pod kątem tsunami jest sam fakt, że miało swój początek około 60 km pod powierzchnią morza, dlatego nie miało dużej siły niszczącej. Teraz sejsmolodzy będą próbować odpowiedzieć, czy to „pozostałość” po trzęsieniu ziemi z przeszłości, czy może przedwczesny wstrząs przed czymś znacznie większym.