W czasach, kiedy Windows 98 szalał na komputerach pozbawionych ”gamingowych” akcentów, a rozpikselowane gry podbijały serca graczy, partycjonowanie dysków twardych było nieodzowną operacją podczas instalacji systemu operacyjnego. Jak sprawa wygląda teraz? Czy dzielenie naszych nośników na partycje jest warte kilku sekund? Okazuje się, że w wielu wypadkach jest w stanie zaoszczędzić kilka naprawdę długich godzin.
Odrobina teorii…
W przeszłości partycje (pomimo źródła wyśmienitych żartów skierowanych w stronę każdej Partycji) miały jedno bardzo ważne zadanie wynikające z ograniczeń panujących wtedy systemów plików. Otóż były one jedynym rozwiązaniem na zarządzanie miejscem pojemnych dysków twardych, ponieważ wspomniane systemy plików obsługiwały naprawdę małe ilości jednostek alokacyjnych. Przykładem niech będzie FAT16, który panował na Windowsie 98. W jego przypadku rozmiar maksymalny partycji (czyli miejsca logicznego, z którego system operacyjny może korzystać) sięgał 2 GB, co w przypadku nośników z większą pojemnością wymuszało na użytkowniku partycjonowania go. W przeciwnym wypadku nie można było wykorzystać całej przestrzeni dyskowej.
Można więc powiedzieć, że proces partycjonowanie dysku fizycznego polega na rozdzielaniu go na dyski logiczne nazywane również woluminami. To je mamy na myśli, kiedy w Windowsie mówimy o „nośnikach” z unikalnymi literami pokroju C, czy D. Sprawiają, że system operacyjny rozpoznaje owe ”części” jako odseparowane urządzenia i pozwala na zarządzanie jednym z nich bez ingerowania w pozostałe.
… oraz praktycznych informacji
To z kolei umożliwia nam zabezpieczenie swoich plików, podczas gdy posiadamy pojedynczy dysk na pliki i system operacyjny. Wtedy podzielenie go na dwa woluminy jest obowiązkiem, ponieważ w razie awarii Windowsa będziemy w stanie sformatować partycję systemową tak, że dane znajdujące się na drugiej partycji będą nienaruszone. Taka operacja przyda się również w momencie, kiedy zechcecie posiadać dwa systemy operacyjne na jednym dysku. Wtedy będziecie w stanie bez żadnego problemu zainstalować je na oddzielnych partycjach i nie martwić się o ewentualną awarię jednego z nich.
Ponadto partycjonowanie dysku pozwala na stworzenie ukrytego woluminu bez przypisanej litery, zarządzanie kopią zapasową w większym stopniu, czy nawet zwiększenie wydajności nośnika. Tak, można to zrobić, kierując się zjawiskiem zwanym ”short-stroking”. Polega ono na podzieleniu dysku tak, aby głowica miała, jak najmniej pracy podczas odczytywania danych, co ma związek ze sposobem działania tradycyjnych talerzowców. Niestety to rozwiązanie nie jest idealne, ponieważ jest cholernie czasochłonne, a powstałe w ten sposób partycje nie oferują zbyt dużej pojemności.
Jak to się robi?
Partycje możemy tworzyć podczas świeżej instalacji systemu oraz za pomocą wielu darmowych, a nawet wbudowanych programów. Najprostszym i najbezpieczniejszym wyjściem jest ta pierwsza opcja, ale jeśli dokładamy kolejny dysk do naszego komputera, to możemy to zrobić za pomocą narzędzia w konsoli, albo jego graficznego i znacznie uproszczonego brata, którego znajdziemy w zakładce ”zarządzanie komputerem”. Można jeszcze kombinować z darmowym oprogramowaniem np. MiniTool Partition Wizard i wykonać operacje w dziecinnie prostym menu.