Jeśli mielibyśmy wskazać pozytywne aspekty epidemii Koronawirusa, to zdecydowanie byłaby to dzisiejsza sytuacja. W Warszawie wylądowała pomoc medyczna z Chin. Zapakowana w napędzanego sześcioma silnikami odrzutowymi, ponad 80-metrowego Antonova An-225. Nie często ma się okazję zobaczyć, jak nad głową przelatują Wam dwa skrzyżowane boiska piłkarskie.
Ależ to jest bestia!
Mieszkając w Warszawie łatwo jest się przyzwyczaić do latających samolotów. Ale nawet jeśli wielokrotnie widzieliście dopiero startujące lub podchodzące do lądowania maszyny, żadna nie robi takiego wrażenia jak Antonov An-225 Mrija. Z odpowiedniej perspektywy wydaje się większy od terminala odlotów lotniska Chopina. Z kolei w powietrzu pierwszą myślą jest – jak to w ogóle lata?
Tymczasem długi na 84 metry i szeroki na 88,4 metrów Antonov bardzo zgrabnie otoczył warszawskie lotnisko niemalże z gracją jaskółki, aby po chwili wyłonić się zza drzew niczym smok. I to taki wawelski, napompowany świeżo wypitą wodą z Wisły, sunący brzuchem po płycie.
An-225 jest tak ogromny, że naprawdę ciężko jest wyobrazić go sobie bez odpowiedniego punktu odniesienia. Warto wspomnieć choćby o tym, że do jego ładowani można by zmieścić cały kadłub Boeinga 737 lub ok 100 samochodów osobowych.
Jedyny taki (latający) samolot na świecie
Antonov An-225 powstał w 1988 roku w Związku Radzieckim w jednym celu. Miał za zadanie przetransportować część wahadłowca kosmicznego Buran oraz części rakiety Energia. Sowieci to jednak mieli wyobraźnię… Trzeba przewieźć coś dużego? Ok, to budujcie samolot. I to nie jeden, bo powstawał też drugi egzemplarz An-225, ale jego produkcja została zatrzymana wraz zawieszeniem programu kosmicznego Buran. Co ciekawe, drugi samolot ciągle istnieje, choć nie jest ukończony. Jego szkielet cierpliwie spoczywa w magazynie i cały czas czeka na lepsze czasy. Koszty dalszej budowy są szacowane na 300 mln dolarów, a w planach są też kolejne, podobne konstrukcje.
Od 2001 roku Mrija jest samolotem użytku komercyjnego, należącym do ukraińskich linii Antonov Arlines. I można go… wynająć. O ile dysponuje się odpowiednimi środkami. Godzina wypożyczenie samolotu kosztuje 30 tys. euro i raczej nie obejmuje kosztów tankowania. A Antonov paliwo wciąga jak smok, bo spala średnio 18 ton na godzinę lotu.
Warto oddać, że Antonov Mirja nie jest największym samolotem w historii. Ten tytuł dzierży amerykański Hughes H-4 Spruce Goose z 1947 roku. W dużym stopniu drewniana konstrukcja miała 66,65 metrów długości oraz 97,54 metrów szerokości.
An-225 w liczbach
Oprócz wspomnianych wymiarach wynoszących 84 x 88,4 metra warto wspomnieć o nieco ponad 18 metrach wysokości, ładowni o wymiarach 43 x 6,4 x 4,4 metra, całkowitej masie 600 ton i maksymalnej masie ładunku wynoszącej 250 ton.
A jeśli to za mało, to w planach było stworzenie dodatkowego bagażnika do przewożenia fragmentów statków kosmicznych. Na wypadek, gdyby nie mieściły się do ładowani.
Sześć silników odrzutowych D-18T (ciąg 229,5 kN każdy) rozpędza go do maksymalnie 850 km/h, a prędkość przelotowa wynosi 800 km/h. An-225 lata na wysokości 10 000 km, a z pełnym ładunkiem na jednym tankowaniu jest w stanie pokonać 4 500 km.
Co Antonov An-225 robi w Polsce? Czy faktycznie był potrzebny?
Radziecka bestia jest w Polsce już trzeci raz. W 2003 roku przywiózł do Poznania bęben korujący (o masie 128 ton) dla fabryki płyt wiórowych w Szczecinku. W 2005 roku z lotniska w Pyrzowicach zabrał trzy helikoptery, które dołączyły do… pięciu innych już znajdujących się na pokładzie.
Dzisiaj, 14 kwietnia 2020 roku An-225 przywiózł do Polski pomoc medyczną z Chin. Na pokładzie znajdowało się m.in. ponad milion maseczek FFP2, 250 tys. przyłbic i ponad 200 tys. kombinezonów ochronnych.
Oczywiście transport nie zapełnił całej przestrzeni wewnątrz samolotu, ale jak tłumaczy KGHM wynajęcie tego kolosa było tańsze, niż wynajęcie dwóch innych maszyn. Pojawiły się już jednak doniesienia, że tańszą opcją byłby zwykły samolot transportowy o ładowności 100 ton, bo właśnie tyle ważył ładunek z Chin. Nie miałby jednak tak dużej wartości propagandowej artystycznej. Ciekawe jest też, że masa ładunku topniała z czasem. PAP pierwotnie informował o nawet 400 tonach (choć samolot nie ma takiej pojemności), Gazeta Polska o 100 tonach, a ostatecznie premier skończył na ok 80 tonach ładunku.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News