Ostatnie doniesienia wskazywały, że w 2018 roku wiele państw z całego świata rozprawi się z kryptowalutami. Wprawdzie ich działań nie widać na pierwszy rzut oka, ale swoje plany mogą już realizować przez podmioty trzecie. Można tak sądzić po ostatniej decyzji amerykańskich i brytyjskich banków, które uniemożliwiły zakupu Bitcoina za pośrednictwem kart kredytowych.
Początkowo wspomnianą blokadę nałożył Bank of America i natychmiast wywołał swoistą lawinę, do której dołączyły instytucje Citigroup, Discover, Capital One oraz JP Morgan Chase. Każdą z nich łączy jedno – są głównymi dostarczycielami kart kredytowych, więc nie możemy mówić o zwykłych płotkach. Do tego dumnego grona dołączyły również europejskie banki, a mianowicie wszystkie oddziały Lloyds Banking Group.
Swoje działanie uzasadniają tym, że chcą ochronić klientów przed zadłużaniem się przy nietrafionych inwestycjach w kryptowaluty. Ale zaraz, zaraz – pomyślicie pewnie, że inne inwestycje również są obarczone ryzykiem, przez co wytłumaczenie banków nie trzyma się kupy. Jednak patrząc na ostatnie spadki kursów i koniec okresu spłaty zaciągniętych kredytów można sądzić, że banki po prostu chronią swoje interesy, ponieważ liczne bankructwa kredytobiorców nie wyjdą im na korzyść. Na potwierdzenie tego można przytoczyć przykład tzw. frankowiczów.
Z drugiej jednak strony często słyszy się o współpracy rządu państw z działającymi w nich oddziałami banków… w wyniku czego te mogły dostać cynk, że w najbliższym czasie przeciw kryptowalutom zostaną wytoczone potężne działa, które mogą skończyć z nimi raz na zawsze. Nie ma jednak wiązać z tym ogromnych nadziei, ponieważ swojego czasu w sieci pojawiało się wiele podobnych spekulacji. Innymi słowy – czas pokaże, ale jeśli Bitcoin ponownie skoczy do wartości przekraczającej 20 tysięcy dolców, to będzie to moment, o którym ekonomiczne uczelnie będą rozprawiać przez naprawdę długie lata.
Źródło: theguardian.com, kitguru.net