Reklama
aplikuj.pl

Recenzja Canon EOS M6 Mark II

Canon EOS M6 Mark II to nowe wcielenie przedstawiciela serii kompaktowych bezlusterkowców. Aparat przeszedł kilka zmian względem poprzednika. Zobaczmy, czy to dobry wybór dla początkującego fotografa.

Specyfikacja Canon EOS M6 Mark II

  • obudowa z tworzywa sztucznego o wymiarach 199,6 x 70 x 49,2mm, masa 408 gramów,
  • matryca APS-C, Dual Pixel CMOS o rozdzielczości 32,5 Mpix, brak stabilizacji matrycy,
  • procesor obrazu DIGIC 8,
  • ISO 100 – 256 000, rozszerzone do 512 000.
  • migawka szczelinowa 30 – 1/4000s, elektroniczna 30 – 1/160000s,
  • mocowanie Canon EF-M,
  • video 4K@30fps, FullHD@120fps,
  • 384 punkty pomiaru ostrości, wykrywanie twarzy, śledzenie AF,
  • zdjęcia seryjne 14 klatek na sekundę,
  • wbudowana lampa błyskowa,
  • odchylany ekran dotykowy, przekątna 3 cale, 1,04mln punktów, pokrycie 100%, 7 poziomów jasności,
  • łączność Wi-Fi, Bluetooth 4.1, USB-C, micro-HDMI, USB-C,
  • akumulator LP-#17,
  • cena: 3 349 zł (body).
Canon EOS M6 Mark II

Wraz z aparatem do testów dostałem obiektywy – Canon EF-M 15-45mm f/3.5-6.3 IS STM i EF-M 22mm f/2.0 STM oraz wizjer elektroniczny Canon EVF-DC2.

Canon EOS M6 Mark II to bardzo sprytny aparat

Canon EOS M6 Mark II

Nowy wariant EOS-a M6 to modelowy przykład tego, jak powinien wyglądać bezlusterkowiec ze średniej półki. Aparat jest nieduży i z krótkim obiektywem zmieścimy go nawet w nieco większej kieszeni spodni.

Canon EOS M6 Mark II

Choć obudowa w dużym stopniu jest wykonana z plastiku, nie można powiedzieć o niej złego słowa. Tworzywo jest twarde, sztywne i perfekcyjnie spasowane. W środkowej części, praktycznie na każdym boku, zastosowano wygodną gumę, która ułatwia trzymanie aparatu. Grip jest dosyć płytki, ale guma w połączeniu z małymi wymiarami daje bardzo pewny uchwyt i pozwala swobodnie fotografować przy użyciu jednej reki.

Canon EOS M6 Mark II

Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że EOS M6 Mark II ma mało przycisków, ale wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Z tyłu znajdziemy kołowy d-pad z obracanym pierścieniem wokół. przyciski Info, startu nagrywania video, Menu oraz przeglądania zdjęć, a także przełącznik pracy autofocusu wraz z przyciskiem blokady ostrości.

Canon EOS M6 Mark II

Na górnej ściance mamy koło trybów, spust migawki otoczony obracanym pierścieniem, programowalny przycisk M-Fn oraz pokrętło wraz z przełącznikiem funkcji. Wygląda jak żywcem wyjęte z aparatów Canona z wyższej półki. Taki mały smaczek. W jego dolnej części znalazło się miejsce dla włącznika.

Na lewym boku znajdziemy suwak otwarcia lampy błyskowej i zaślepione gniazdo Jack 3,5mm oraz RS-60E3. Na lewym port micro-HDMI oraz USB-C, za co należy się duży plus. Gniazdo kart jest umiejscowione obok akumulatora, pod tą samą pokrywą.

Intuicyjna i prosta obsługa

Canon EOS M6 Mark II

Ergonomia przycisków i pokręteł stoi na dobrym poziomie i jest w zasadzie identyczna jak w przypadku innych aparatów z serii EOS M. Ciekawostką są pokrętła, bo każde działa zupełnie inaczej. Pokrętło wokół d-pada jest malutkie i wymaga nieco wprawy, ale bardzo dobrze sprawdza się w trakcie przewijania zdjęć. Pokrętło zmiany trybów obraca się bardzo opornie z wyraźnym skokiem. Szkoda, że zabrakło opcji zablokowania go.

Canon EOS M6 Mark II

Pokrętło wokół przycisku Dial Func obraca się z krótkim skokiem, ale z niewielkim oporem. Wydając przy tym przyjemny, ciepły dźwięk przy każdym skoku. Możemy za jego pomocą regulować ekspozycję, balans bieli czy tryb pracy migawki. Odpowiednią opcję do zmiany wybieramy przyciskiem. Ostatnie pokrętło, wokół spustu migawki obraca się z najmniejszym oporem i wydaje nieco zimny, wysoki dźwięk w trakcie kręcenia. Nim zmienimy przysłonę lub czas otwarcia migawki. W zależności od wybranego trybu fotografowania.

Canon EOS M6 Mark II

Migawka wymaga nieco przyzwyczajenia, jeśli wcześniej używaliście aparatu z delikatnym spustem. Używając aktualnie Olympusa z ekstremalnie czułą migawką, na początku myślałem że może coś się w tym Canonie zepsuło. Pierwszy skok spustu jest stosunkowo głęboki. Ma to swoją zaletę, nie jest łatwo wcisnąć go przypadkiem.

Menu jest identyczne jak w innych aparatach z serii EOS M. Możemy się po nim poruszać w pełni dotykowo lub d-padem. W obu przypadkach jesteśmy w stanie wykonać dosłownie wszystkie czynności.. Opcji nie jest przesadnie dużo i bardzo łatwo jest w nich odnaleźć interesujące nas ustawienia. Istnieje też możliwość stworzenia własnych szybkich ustawień w Menu. Z kolei pod przyciskiem Q SET po środku d-pada znajdziemy najważniejsze opcje, takie jak tryb działania autofocusu, format zdjęć, czy balans bieli.

Na koniec tej części warto dodać coś o szybkości działania. Z tym EOS M6 Mark II nie ma najmniejszych problemów. Poza dosłownie kilkoma przypadkami, kiedy aparat z małym opóźnieniem zareagował na wciśnięcie migawki, wszystko działa jak należy.

Canon EOS M6 Mark II z uchylnym ekranem. Dla vlogerów – ujdzie

Canon EOS M6 Mark II

Ekran EOS-a M6 Mark II można odchylić o 45 stopni w dół oraz 180 w górę. O ile nie korzystamy z dodatkowego wizjera, można wtedy w prosty sposób mieć pogląd ekranu w trakcie vlogowania. Choć bardziej sprawdziłby się tutaj ekran obracany to osoby nagrywające w ten sposób nie powinny narzekać. Zrobienie selfie w ten sposób też nie będzie trudne.

Mechanizm odchylania ekranu działa dobrze i bardzo pewnie. Korzystając z takiego rozwiązania w EOS-ie M50, bardzo często wyciągałem wyświetlacz w swoją stronę, tak żeby mieć lepszy podgląd kadru. To duża przewaga ekranów uchylnych nad obracanymi.

Canon EOS M6 Mark II

Wyświetlacz jest bardzo dobrej jakości. Dotyk reaguje na typowo smartfonowym poziomie, a wyświetlany obraz, przy odpowiednio ustawionej jasności, pozwala na kadrowanie nawet w słoneczny dzień. Do wyboru mamy siedem poziomów jasności. Jakość obrazu stoi na dobrym poziomie. Kolory są ładne i nieprzesadnie podbite, a ekran pozostaje czytelny pod dowolnym kątem.

Elektroniczny wizjer trzeba dobrze przemyśleć

Canon EOS M6 Mark II

EOS M6 Mark II został pozbawiony wizjera, tak samo jak poprzednik. Jeśli jest on dla nas niezbędny, można go dokupić. W formie dodatkowego akcesorium montowanego na gorącej stopce aparatu. Wygląda może nieco futurystycznie, ale co najważniejsze – działa.

Wizjer EVF-DC2, którego używałem, ma na obudowie trzy elementy. Pierwszym jest pierścień regulacji ostrości obrazu. Dalej mamy przycisk przełączania się między ekranami – sam wizjer, sam ekran aparatu, albo automatyczne przełączanie po zbliżeniu do oka. Na końcu przycisk zwolnienia uchwytu.

Największą zaletą wizjera jest szerokość kadru. Widzimy w nim dokładnie to samo, co na ekranie dzięki 100% pokryciu. Obraz jest dobrej jakości za sprawą rozdzielczości 2,36 mln punktów, ale mam wrażenie, że jest minimalnie cieplejszy niż na ekranie aparatu. Nie mniej, pod tym względem nie można mu nic zarzucić. Na plus jest również sam rozmiar wizjera. Otoczony grubą i miękką gumą nie męczy w trakcie użytkowania. Największą wadą wizjera jest niestety jego cena – 1 289 zł. Przy aparacie za nieco ponad 3000 zł trzeba sobie przekalkulować, czy faktycznie jest nam niezbędny. Ale jeśli kupimy go w zestawie – nic tylko brać.

Canona EOS M6 Mark II kopie migawką i ładnie ostrzy

Canon EOS M6 Mark II

Fotografując EOS-em M6 Mark II pierwszym co rzuci się nam w oczy, a w tym przypadku uszy, będzie dźwięk migawki. Hałasuje niemiłosiernie! A przy tym potrafi lekko wstrząsnąć aparatem. Więc jeśli używamy obiektywu bez stabilizacji (matryca jej nie posiada), to przy dłuższych czasach naświetlania bardzo łatwo o poruszenie kadru. Z pomocą przychodzi migawka elektroniczna, która fotografuje całkowicie bezgłośno, ale… to zdecydowanie nie jest ta przyjemność z robienia zdjęć.

Autofocus aparatu działa bardzo dobrze. Szybko i celnie, ostrząc w zdecydowanej większości przypadków dokładnie tam, gdzie tego chcemy. Zarówno w trybie pojedynczym, jak i ciągłym. Punkt ostrości możemy też wskazać ręcznie na ekranie i tutaj Canon ma w swoich aparatach ciekawą funkcję. Np. dotykając na ekranie puszki stojącej na biurku, aparat zasugeruje objęciem ostrością całej puszki, a nie np. jakiejś jej części. Użyteczna rzecz. Z poziomu ekranu możemy też sterować migawką. Dotykamy punktu ostrości i aparat sam wykonuje zdjęcie. Trzeba tylko opanować chwilowe opóźnienie, bo łatwo jest dać się zaskoczyć i poruszyć kadr.

Duża matryca = dużo szczegółów. Zazwyczaj

Canon EOS M6 Mark II

Nowa matryca o rozdzielczości 32 Mpix powinna oferować większą szczegółowość fotografii i faktycznie tak jest. Zazwyczaj. Przy niskich czułościach ISO obraz jest bardzo szczegółowy, a ostrością można się wręcz pokaleczyć. Wraz ze wzrostem czułości widać lekki spadek jakości. Nie drastyczny, ale w zakresie ISO 100 – 1200 da się łatwo zauważyć wyższą czułość. Przy większych wartościach aż tak się to nie rzuca w oczy. Powyżej wartości ISO 3200 szumy powoli dają się we znaki, ale z powodzeniem można fotografować to ISO 6400, a jeśli operujemy na małym obrazku np. do zamieszczenia zdjęcia w mediach społecznościowych, można się spokojnie pokusić o ISO 12 800.

Jeśli nie potrzebujemy maksymalnej rozdzielczości 32 Mpix, a fotografujemy przy wyższych wartościach ISO, warto delikatnie zmniejszyć rozdzielczość zdjęć. Efekt będzie zdecydowanie lepszy.

Canon EOS M6 Mark II

Pozostając przy matrycy, duży plus należy się za jej automatyczne czyszczenie przy każdym wygaszeniu ekranu. Nie tylko przy wyłączeniu aparatu, ale nawet jeśli go zostawimy włączonego i w międzyczasie przejdzie on w stan uśpienia, matryca i tak się wyczyści.

Ładna kolory, ale momentami zbyt ciepłe

Canon EOS M6 Mark II

Bezlusterkowce Canona, szczególnie w parze z jasnymi obiektywami, mają swój charakterystyczny styl kolorów i EOS M6 Mark II nadal podąża tą drogą. To oczywiście zaleta, bo kolory są bardzo ładne i cieszą oko.

Problemy pojawiają się przy sztucznym oświetleniu. Aparat bardzo lubi wtedy ocieplać kolory, momentami aż do przesady. Oczywiście to problem automatycznych ustawień i wystarczy odpowiednio skorygować balans bieli. Warto o tym pamiętać w trakcie fotografowania. Co prawda można to poprawić w trakcie obróbki, ale zawsze lepiej wyeliminować zbyt ciepłe barwy już w trakcie robienia zdjęcia.

Zdjęcia przykładowe (po prostej obróbce z RAW, zmniejszone do 1200p):

Obiektyw Canon EF-M 22mm F/2.0 STM zasługuje na osobny fragment

Canon EOS M6 Mark II

Z obiektywu EF-M 22mm f/2.0 STM korzystałem wcześniej przez kilka miesięcy wraz z EOS-em M50 i to zdecydowanie jeden z moich ulubionych obiektywów tego systemu. To on odpowiadał za większość zdjęć w moich testach w 2020 roku. Jest bardzo niepozorny, bo jak możecie zobaczyć na zdjęciach, z łatwością mieści się w dłoni i jest dosłownie malutki. A przy tym solidnie wykonany dzięki metalowej obudowie.

Canon EOS M6 Mark II
EF-M 22mm f/2.0 STM na Sigmie 16mm F/1.4 systemu Micro 4/3.

Ogniskowa 22mm przy matrycy APS-C daje nam ekwiwalent 35mm, czyli bardzo popularną wartość. Zapewniającą szeroki kadr, ale bez zniekształceń typowych dla ultra-szerokich obiektywów. Przysłona F/2.0 może wywoływać pewną psychologiczną barierę, bo jednak chciałoby się przynajmniej F/1.8. Ale w tym przypadku jasność jest odpowiednia. Obiektyw potrafi zaoferować bardzo ładny i naturalny efekt bokeh oraz dobrze radzi sobie w słabszych warunkach oświetleniowych. Autofocus jest bardzo szybki i celny, a ostrość ustawimy w odległości ok 10 cm od fotografowanego przedmiotu (od obiektywu). Obiektyw ma dobre właściwości optyczne. Dystorsję ciężko dostrzec, ale za to mamy dosyć mocno widoczne winietowanie przy przysłonie poniżej F/2.8. Ale jest to proste do skorygowania.

Canon EF-M 22mm F/2.0 STM to dosłownie pozycja obowiązkowa dla każdego posiadacza aparatu z serii EOS M.

Canon EOS M6 Mark II

Jeśli zaś chodzi o kitowy obiektyw EF-M 15-45mm F/3.5-6.3 IS STM to cóż… szału nie robi. Jest plastikowy, ale nieźle wykonany. Egzemplarz testowy swoje przeszedł, ale luźny pierścień zmiany ogniskowej pokazuje, że to nie jest wybitnie trwała konstrukcje. Obiektyw sprawdza się w zasadzie tylko w bardzo dobrych warunkach oświetleniowych. Bardzo zdziwiłem się, kiedy wchodząc w nieco bardziej zacienione, choć nadal względnie jasne miejsce, aparat od razu zasugerował skok ISO ze 100 do 6 400.

EOS M6 Mark II pozwala na ładowanie z powerbanku. O ile go nie używamy

Canon EOS M6 Mark II

Obecność portu USB-C bardzo cieszy, ale niestety nie możemy go w pełni użyć do zasilania aparatu. EOS M6 Mark II pozwala na ładowanie np. z powerbanku, ale nie możemy w tym samym czasie ładować akumulatora i używać aparat. Wielka szkoda.

Akumulator LP-E17 pozwala na wykonanie ok 300-350 zdjęć na pojedynczym ładowaniu. To nieco przeciętny, ale niezły wynik. W zasadzie typowy dla tego typu sprzętu.

Canon EOS M6 Mark II to bardzo udany aparat

Canon EOS M6 Mark II

Przyznam, że nieco sceptycznie podszedłem do testu EOS-a M6 Mark II. Użytkując przez kilka miesięcy modelu M50 zastanawiałem się kilka razy nad tym jak wypada wyższy model, ale ostatecznie dochodziłem do wniosku, że pewnie różnica byłaby niemal nieodczuwalna. A tutaj zaskoczenie.

EOS M6 Mark II zachowuje wysoką ergonomię. Jest bardzo wygodny podczas fotografowania i prosty w obsłudze. Nie powinien straszyć nowego użytkownika przeładowaniem opcji i ustawień. Jest też kompaktowy i bardzo dobrze leży w dłoni. Pomimo stosunkowo krótkiego gripu. Jakość zdjęć stoi na wysokim poziomie. Szczegółowość fotografii z 32 Mpix matrycy robi wrażenie, ale przy wyższych wartościach ISO warto delikatnie zmniejszyć rozdzielczość. Autofocus działa szybko i celnie, a kolory są bardzo dobre. Małym zgrzytem są zbyt ciepłe kolory przy sztucznym świetle, ale można to łatwo skorygować. Warto też pamiętać o bardzo dobrej łączności np. ze smartfonem. Przesyłanie zdjęć przez Wi-Fi za pomocą aplikacji Canon Camera Connect trwa dosłownie sekundy.

Brak wizjera zdecydowanie jest wadą. Można dokupić zewnętrzny, ale ten swoje kosztuje i wygląda nieco dziwnie. Mam wrażenie, że wywoływał u ludzi większe poruszenie niż osoba fotografująca dosłownie kilka metrów dalej za pomocą ogromnego obiektywu RF 600mm f/11 IS STM.

Canon EOS M6 Mark II to aparat, który zdecydowaniem polecam. Zarówno początkującym, jak i nieco bardziej zaawansowanym użytkownikom, którzy poszukują małego i lekkiego bezlusterkowca. Szczególnie, że jego cena spadła od momentu premiery i za body zapłacimy dzisiaj 3 349 zł.