Szczepionki. Jedyne na świecie źródło autyzmu, zapalenia opon mózgowych, nowotworów, zaburzeń hormonalnych, psychozy, alergii, bezpłodności, grypy, porannego katarku i co tam jeszcze dusza zapragnie. Ot, zło wcielone, istny „cichy Armagedon”.
Poniższy artykuł zawiera indywidualne przemyślenia autora, które nie reprezentują poglądów całej redakcji serwisu WhatNext.pl
A wszystko to zmyślnie ukartowane przez wielkie światowe korporacje, rządy, większość lekarzy i pielęgniarek – bo przecież zrzeszenie takiej grupy ludzi wokół jednego, utajonego przed społeczeństwem celu to kaszka z mleczkiem. Tak przynajmniej, przy założeniu pewnego wyolbrzymienia i ubarwienia, widzą sprawę zwolennicy teorii spiskowych dotyczących szczepionek, tzw. „antyszczepionkowcy”. A tymczasem coraz częściej słyszy się o wybuchach kolejnych epidemii, dotyczących nieraz chorób, które przez długi czas były uznawane za praktycznie wygasłe (dziwnym trafem wybuch ten zbiega się w czasie z akcjami antyszczepionkowymi – przypadek?).
Powyższe to jedynie przykład teorii spiskowej. Podobnych historii istnieje wiele w masowej świadomości – a to mowa o najbogatszych, zebranych w tajnej organizacji rządzącej światem, a to o zmowie lekarzy, którzy dawno wynaleźli lekarstwo na raka czy na AIDS, a to o World Trade Center, które zostało rzekomo wyburzone celowo przez rząd Busha, czy wreszcie o wynalezieniu silnika na wodę, którego upowszechnienie miano zahamować, likwidując (czyt. uśmiercając) pomysłodawcę. Większość tych teorii łączy jedna cecha: dowody na nie przedstawiane są, delikatnie mówiąc, dyskusyjne. W większości są to po prostu poszlaki, w dodatku wysnuwane na bazie domysłów i hipotez, które roboczo przyjmuje się za obiektywnie prawdziwe. A jednak niepokojąco wiele osób w te teorie wierzy, w dodatku nazywając pozostałych ludzi „twardogłowymi”, „tępymi” czy po prostu zmanipulowanymi.
Co jednak bardziej przerażające, niejednokrotnie zwolennikami teorii spisku są ludzie bardzo inteligentni, dobrze wykształceni, posiadający szeroką wiedzę i po prostu „obyci w świecie”. Co sprawia, że takie osoby ulegają magii teorii spiskowych, nieraz do tego stopnia, że stają się odporne na jakąkolwiek krytykę ich tez?
Zrozumienie i kontrola
Zacznijmy od tego, co siedzi głęboko w naszych głowach. Otóż nasz gatunek, posiadając zdolność autorefleksji i myślenia abstrakcyjnego, dąży do zrozumienia otaczającego go świata. Z zasady nie lubimy wiedzy fragmentarycznej, niepełnej. Jeżeli nasz umysł nie jest w stanie pojąć jakiegoś zjawiska, uzupełnia niewiadome własnymi wyobrażeniami, tezami i teoriami. To nic nowego – jeszcze do niedawna takie zjawiska, jak katastrofy naturalne, epidemie czy zjawiska pogodowe tłumaczone były siłami boskimi. Pioruny to nic innego, jak gniew Zeusa. Epidemia? Kara boża za grzeszne życie mieszkańców miasta / kraju! Trzęsienie ziemi? Sami sobie odpowiedzcie.
W miarę rozwoju technologii, świat staje się jednocześnie coraz bardziej złożony, a zależności między przyczyną a skutkiem – odległe. To budzi w nas niepokój, gdyż tracimy poczucie kontroli nad otaczającą nas rzeczywistością. Nie potrafimy odpowiedzieć na wiele pytań: dlaczego wciąż nie wynaleziono lekarstwa na AIDS, mimo tak szybkiego rozwoju medycyny?; dlaczego jeszcze nie zasiedliliśmy kosmosu, skoro już udało nam się dotrzeć na Księżyc?; dlaczego wielkie mocarstwo pokroju USA pozwala na to, by kilku pomyleńców uprowadziło kilka samolotów i uderzyło nimi w najważniejsze budowle Stanów Zjednoczonych? Odpowiedź najczęściej nie jest prosta, nawet dla dobrze wykształconego człowieka – zawiera szereg niuansów, naczyń połączonych i drobiazgów, które niczym efekt motyla wpływają na ostateczny obraz sytuacji. A jednak dociekliwi ludzie chcą wiedzieć – sięgają więc po dużo prostsze w swojej strukturze wyjaśnienia, oferowane przez teorie spiskowe. Pozwala im to uzyskać poczucie kontroli nad otaczającym światem, iluzję zrozumienia, gdyż to, co rozumieją, są w stanie ujarzmić.
Źródła są ważne, ale weryfikacja – ważniejsza
Drugim głównym czynnikiem sprawiającym, że ludzie wierzą w teorie spiskowe, jest brak umiejętności czy chęci do weryfikowania podawanych źródeł, lub też bardzo selektywna ich weryfikacja. A niestety wiele tego typu tez opiera się na mizernej jakości poszlakach. Tuszowane jest to przez autorów wzajemnym cytowaniem, odniesieniami do prac innych orędowników teorii spiskowych czy też podawaniem zupełnie niepowiązanych ze sobą źródeł, nie wnoszących nic do dyskusji. Przykład? Pozwólcie, że przytoczę dwa.
Przykład 1: Do niedawna jednym z głównych argumentów przeciwników szczepionek było to, że zawierają one rtęć. Na poparcie tezy o szkodliwości szczepień przytaczali dwa źródła: ulotki szczepionek wprost mówiące, że jednym ze składników jest rtęć, a także wpisy encyklopedyczne wskazujące na ogromną szkodliwość rtęci dla organizmu. I… obie te informacje są prawdziwe. Mało kto jednak zwrócił uwagę na drobnostkę w postaci dawkowania. Okazało się bowiem, że owszem, związek ten jest szkodliwy, ale w określonych dawkach. W szczepionkach z kolei ilość rtęci nawet nie ocierała się o niebezpieczną wartość.
Przykład 2: Jeden z moich dobrych znajomych z czasów studenckich jest zwolennikiem teorii spiskowych. Pewnego razu, po kolejnej dyskusji na ten temat, postanowiłem zbadać źródła, które przytacza. Trochę to trwało, ponieważ postanowiłem, że muszę dotrzeć do oryginalnych danych, nie jedynie opracowań. Efekt? Za każdym razem dochodziłem do ściany. Okazywało się, że kilku autorów cytuje się wzajemnie, traktując wywód drugiego jako dowód i stwierdzając, że początkowe źródło „istnieje” – ale gdzie ono jest, tego już nikt nie był w stanie stwierdzić. Nieraz źródłem okazywały się wątpliwej jakości filmiki na YouTube, stwierdzające po prostu „fakty”, ale nijak ich nie uzasadniające. Lub też docierałem do porywających stylem, ale miałkich merytoryką blogów, tekstów na portalach zajmujących się spiskami i innych podobnych ciekawostek. Fakty, wyniki badań, dowody rzeczowe, dokumenty – totalna pustka. Co ciekawe, gdy prześledziłem tak kilka wskazywanych przez znajomego materiałów i poinformowałem go o swoich spostrzeżeniach (twierdząc, że w zasadzie to nie ma żadnych sensownych dowodów na istnienie spisku), otrzymałem odpowiedź, że dowodów nie ma, bo spiskowcy je zniszczyli lub ukryli. To ja się pytam: skąd wiadomo, że jest spisek (a zatem i spiskowcy), skoro rzekome dowody obecnie nie istnieją lub są nieosiągalne? Błędne koło.
Być wyjątkowym
Ostatnim omawianym powodem, dla którego ludzie wierzą w teorie spiskowe, jest poczucie bycia członkiem pewnej elitarnej społeczności, rozumiejącej więcej od innych, w pewien sposób wybijającej się ponad przeciętność. To zresztą kolejna nasza potrzeba psychologiczna: potrzeba indywidualności, odrębności, a jednocześnie przynależności do grupy. Niejednokrotnie moje obiekcje względem teorii spiskowych spotykały się z reakcjami typu: „Cóż, nie wszyscy muszą rozumieć”, „Kiedyś dowiesz się więcej i zrozumiesz” czy „Kiedyś wszyscy ludzie się przebudzą i przyznają nam rację!”. Niestety potrzeba przynależności czy wyróżnienia się potrafi być na tyle silna, że jednostka, nawet bardzo inteligentna, posiadająca zdolność weryfikacji złożonych hipotez, przestaje dążyć do poznania faktów, woląc selektywnie dobierać źródła potwierdzające jej przekonania. Jest to zrozumiałe – obalenie teorii spisku skutkowałoby obnażeniem słabości grupy i udowodnieniem, że jednak „wierny” nie jest w żaden sposób wyjątkowy, niczym nie wyróżnia się wśród innych. Jak widać, mechanizmy obrony samooceny potrafią być naszym wielkim wrogiem.
Warto jeszcze na koniec przytoczyć jeden trik, stosowany przez „apostołów” teorii spisku, mianowicie przerzucanie ciężaru udowodnienia tezy na odbiorcę. Pewnie spotkaliście się z sytuacją, w której taki „wierny”, przyciśnięty do muru pytaniami o dowody, bronił się słowami: „To bardzo prosto znaleźć, nie będę robił roboty za ciebie, znajdź sobie w sieci!”. To nic innego, jak pozbycie się odpowiedzialności za wygłaszane tezy i uniknięcie konieczności ich obrony. Dzięki temu delikwent może zachować poczucie wyższości własnej wiedzy, nie narażając się na ryzyko obalenia czy wyśmiania podawanych przez niego źródeł.
Spisek spiskowi nierówny
Ostatecznie jednak chciałbym zaznaczyć jedną rzecz: nie twierdzę, że spiski w takiej czy innej formie nie istnieją. Ba, zdziwiłbym się, gdyby żadne nie miały miejsca! Problem w tym, że w gąszczu tez i teorii, większość to nic niewarte fantazjowanie, a jedynie niewielki ułamek jest na tyle wiarygodnie uargumentowany, że warto brać go pod rozwagę. Kluczem jednak do obcowania z takimi teoriami, nie zostając jednocześnie przez nie pochłoniętym, jest duża doza sceptycyzmu, ogromna rzetelność przy weryfikacji źródeł i odruchowy krytycyzm wobec wszystkiego, co się przeczyta lub usłyszy. W ten sposób można dowiedzieć się zaskakujących rzeczy, nie wpadając w niebezpieczną mitomanię.