Sytuacja jest bezprecedensowa. Jakby zagrożeń dla świata było mało, może nas czekać jedna z najgorszych susz w historii Polski. Czy nasz kraj sobie z tym poradzi?
Pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego, który na szczęście udało się już opanować nie był przypadkowy. Dyrektor rezerwatu wyznaczył nagrodę za wskazanie podpalacza, ale do tak dewastującego pożaru być może nie doszłoby, gdyby nie susza, której obecnie doświadczamy. Naukowcy ostrzegają, że może być to najgorsza susza od lat, a jej konsekwencje mogą okazać się równie dalekosiężne jak pandemii koronawirusa.
Dramatyczna sytuacja
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) poinformował, że marzec 2020 r. był wyjątkowo suchym miesiącem. Odnotowane miesięczne sumy opadów były znacznie poniżej wieloletniej normy. Jeszcze w pierwszej połowie miesiąca opady występowały, ale w drugiej były one już znikome, a w wielu miejscach nie było ich w ogóle. W kwietniu sytuacja wcale się nie polepszyła, a przecież najgorętsze miesiące w roku dopiero przed nami.
Prof. Paweł Rowiński, hydrolog, wiceprezes PAN, mówi:
Sytuacja hydrologiczna w Polsce jest znacznie gorsza niż rok temu. Zeszłoroczna susza była dotkliwa, ale to, co zagraża nam teraz jest znacznie niebezpieczniejsze. Jeżeli w kolejnych tygodniach nie pojawią się regularne opady deszczu, tegoroczna susza może być jedną z najgorszych w historii.
Naukowcy już teraz odnotowują najgorszy rodzaj suszy nazywany suszą hydrologiczną. Objawia się wyjątkowo niskim stanem wód w rzekach i obniżeniem poziomu wód gruntowych. Dla przykładu, stan wody na Wiśle jest niższy niż w tym samym okresie w ubiegłym roku. Z reguły, na wiosnę stan wód się podnosił wraz z topniejącymi śniegami.
Problem polega jednak na tym, że tegoroczna zima była bardzo ciepła, a w wielu rejonach kraju śniegu w ogóle nie odnotowano. To dziwne czasy, bo śnieg powoli staje się atrakcją, którą można zobaczyć tylko w górach lub za granicą. Nie jest to korzystne dla systemu hydrologicznego kraju. Bez śniegu nie ma co się topić, a co za tym idzie, poziom rzek i wód gruntowych nie wrasta.
To nie jedyny problemu, który mamy w związku z brakiem opadów. Niepokojąca jest także wilgotność gleby w naszym kraju. W skali wilgotności gleb od 0 do 100 %, wynosi ona obecnie 30 %. To z kolei przekłada się na poważne braki wody w strefie korzennej roślin, a przy tym ich umieranie.
Czy coś można z tym zrobić?
Problemu suszy nie da się zażegnać w łatwy i szybki sposób. Tylko wieloletnie przygotowania i działania są w stanie zminimalizować straty, zarówno rolne jak i finansowe. Niestety, w wielu miejscach na świecie, a już w szczególności w Polsce, rolnicy nie są gotowi na suszę, więc nie mogą poradzić sobie z jej konsekwencjami.
Trzeba pamiętać, że susze są zjawiskiem naturalnym i towarzyszą ludzkości od zarania dziejów. Ich intensywność w ostatnich latach jest spowodowana zmianami klimatycznymi i globalnym ocieplenie, do których wszyscy dokładamy swoją cegiełkę. W wielu miejscach Polski ostatnie krople deszczu spadły w połowie marca, a to oznacza wyjątkowo długi okres bezdeszczowy.
Polska jest przedostatnim krajem Unii Europejskiej, jeżeli chodzi o ilość wody przypadającej rocznie na jednego mieszkańca. Zasoby wodne Polski są nieznacznie większe od Egiptu, który przecież uchodzi za kraj pustynny. To dodatkowo pogłębia problem suszy. O taki stan rzeczy nie możemy jednak mieć do nikogo pretensji – wynika on z ukształtowania powierzchni, a zmiany klimatyczne jedynie problem pogłębiają.
Nie bez znaczenia jest także niewłaściwie zarządzanie zasobami wodnymi. Retencja wodna to zdolność do gromadzenia zasobów wodnych i przetrzymywania ich przez dłuższy czas w środowisku. Istnieje retencja szaty roślinnej, retencja glebowa i gruntowa, śnieżna, depresyjna, zbiorników i cieków wodnych.
Prof. Paweł Rowiński dodaje:
Zatrzymujemy w miejscu, w którym pada, za mało wody opadowej – zaledwie 6,5 %. Wody nie wyczarujemy – jeżeli jej nie zatrzymamy podczas sporadycznych opadów, nie będziemy jej mieli, gdy faktycznie będzie potrzebna.
Wodę możemy zatrzymywać także w miastach. Eksperci zachęcają do realizowania projektów tzw. miast-gąbek, czyli takich, w których jest mało betonu, a dużo zieleni i drzew. Rośliny zatrzymują wodę na dłużej, zamiast odprowadzać ją na zewnątrz. W momentach suszy, daje to ogromny bufor bezpieczeństwa dla środowiska, bo dany ekosystem po prostu jest w stanie dłużej wytrzymać bez deszczu.
Czy może być gorzej?
Pod koniec sierpnia 2019 r. straty w rolnictwie z powodu suszy sięgnęły ponad 3 mld zł. W tym roku na pewno będzie gorzej. To dlatego, że źle postrzegamy wodę. Przez lata nasz kraj traktował ją jako „zabójczy” żywioł, który tylko powoduje powodzie i niszczy domy. Osuszaliśmy więc ziemię pod uprawy, budowaliśmy tamy i wały tam, gdzie się dało, regulowaliśmy koryta rzek. Teraz przyroda się odpłaca. Gdy wody zaczyna brakować, a środowisko wysycha na naszych oczach, niewiele jesteśmy w stanie zrobić.
prof. Zbigniew Karaczun, sozolog Koalicji Klimatycznej, komentuje:
Wiele osób zmiany klimatu wciąż traktuje jak science fiction, jak coś, co dopiero nadejdzie. Tymczasem katastrofalne susze są namacalnym dowodem globalnego ocieplenia. Od trzech lat doskwiera nam głęboka susza, a co roku sytuacja jest coraz gorsza. Przecież już w 2018 r. mówiono o ówczesnej suszy jako o „suszy stulecia”. To jak nazwać obecną?
Naukowcy oszacowali, że aby uzupełnić zapas wody, który utraciliśmy, potrzebne byłyby 2- lub nawet 3-tygodniowe opady deszczu. To na obecny moment nierealne, niezależnie od tego, jakie modele meteorologiczne weźmiemy pod uwagę. A z kolei intensywne opady przyniosą nam powodzie. Z deszczu pod rynnę, jak głosi stare polskie przysłowie…