Ostatnia afera z Galaxy Note 7 to dobry powód do tego, żeby zapoznać się nieco z tym jak działają baterie litowo-jonowe. Nie jest to bowiem pierwszy raz, kiedy urządzenia z tym rodzajem akumulatorów zapalają się samoistnie.
Zanim jednak przejdziemy do podstawowych przyczyn zapalania się baterii, trzeba w skrócie przypomnieć sobie, jak one działają. Na jednym z końców akumulatora siedzi dodatnia elektroda – anoda, zaś po drugiej stronie ujemna katoda. Pomiędzy nimi znajduje się zaś płyn zwany elektrolitem. Podczas ładowania jony litu kierują się do dodatniej anody, a podczas rozładowywania się do ujemnej katody. Brzmi w miarę prosto? Bo tak rzeczywiście jest, tylko że nawet w największej prostocie tkwi jakaś finezja.
Jednym z problemów powodującym zapalenie się tychże baterii, może być zbyt szybki ruch elektrod. Zwykle jest on ograniczany po to, żeby wokół anody nie gromadziły się płytki litowe, które mogą powodować lekkie zwarcia, nagrzewające później całą konstrukcję. Jeśli ciepło osiągnie wysoki pułap, wówczas łatwopalne elektrody mogą zamienić nasz akumulator w małe ognisko. Problem ten może również wynikać z niedoskonałego procesu produkcyjnego litowo-jonowych baterii. Wystarczy, że pracownicy fabryki przypadkiem zostawią malutkie dziurki w obudowie, bądź do środka „zasilacza” wpadną drobinki metalu. To również może prowadzić do wspomnianych zwarć, co kończy się nieszczęśliwym finałem.
Żeby uniknąć „sytuacji zapalnych”, naukowcy cały czas pracują nad usprawnieniem tego typu akumulatorów. Nowe typy niepodpalających się elektrod, specjalne skrypty, które mają wyłączać urządzenia w krytycznych momentach czy wykorzystanie lepszych materiałów do produkcji. Problemy sprzętu opierającego swoje działanie o litowo-jonowe rozwiązania, wkrótce być może odejdą w przeszłość.
Jeśli chodzi o sprawę Galaxy Note 7, to ciężko szukać winowajcy w baterii. Samsung stale bada sprawę samoistnych zapaleń swoich telefonów i być może pojawiły się wśród innych elementów konstrukcji. Może USB-C zawiniło? Tego pewnie dowiemy się wkrótce, ale póki co polecam uważać na swoje smartfony. Nigdy nie wiadomo, który z nich może mieć popsuty akumulator.
źródło: techradar.com | zdjęcie: solfindtech.blogspot.com