Odpowiedź jest krótka i stanowcza: nie. Przynajmniej na tę chwilę. Ważniejszym pytaniem jest, dlaczego w ogóle baterie się rozładowują? Postarał się na nie odpowiedzieć profesor Steve Martin, który przez ponad 30 lat uczył o zasadach termodynamiki.
Pewnie nie raz zdarzyło wam się, że całkiem niedawno naładowany telefon znowu zaczął wyświetlać komunikat o konieczności podłączenia go do prądu. Naukowcy tłumaczą to zjawisko tzw. zanikiem pojemności. Jest ono powiązane z drugą zasadą termodynamiki, zakładającej, że przy każdym zachodzącym procesie pojawia się pewna ilość zmarnowanej energii, której nigdy nie uda się odzyskać. Podczas ładowania baterii również część energii się marnuje, co wpływa na zanik jej pojemności.
Aby lepiej wyobrazić sobie opisany wyżej problem, badacze proponują wyobrazić sobie scenę przelewania wody z jednego kubka do innego. Przelewając płyn, choćby jeden raz i zakładając, że uda nam się go nie rozlać, wciąż dochodzi do sytuacji, w której pojedyncze krople H2O pozostaną w jednym z pojemników. Powtarzając procesy setki, a nawet tysiące razy (w zależności od tego, czy mówimy np. o telefonie komórkowym czy samochodzie elektrycznym) pojedyncze, rozlane krople wody przekształcą się w mililitry, a ostatecznie – litry. Podobnie wyglądają sprawy z akumulatorami.
Z upływem czasu do naładowania baterii potrzeba więcej energii niż początkowo i nawet pomimo tego pozornego wzrostu, poziom naładowania wcale nie wzrośnie – wręcz przeciwnie. Stosunek zmarnowanej do zmagazynowanej energii rośnie za każdym razem, choć różnice nie są zauważalne przy pojedynczych próbach i można je zauważyć dopiero z dalszej perspektywy.
[Źródło: popsci.com; grafika: inhabitat.com]