Wszyscy żyjemy w cieniu pandemii COVID-19. Nie oznacza to jednak, że inne choroby przestały być groźne. Niedawno wykryto nieznany wcześniej szczep wirusa świńskiej grypy o pandemicznym potencjale, a teraz coraz więcej słyszy się o dżumie. Czy czarna śmierć znowu może zagrozić ludzkości?
Władze chińskie zamknęły miasto Bayan Nur w regionie autonomicznym Mongolia Wewnętrzna. Powodem jest bezpośrednie zagrożenie dżumą. W ubiegłym tygodniu do lokalnego szpitala trafiła osoba z podejrzeniem choroby, a niedawno infekcja została potwierdzona. Władze sanitarne Bayan Nur wzywają ludzi do podjęcia dodatkowych środków ostrożności w celu zminimalizowania ryzyka przenoszenia się choroby z człowieka na człowieka oraz unikania polowań, odzierania zwierząt ze skóry lub jedzenia mięsa z niepewnego źródła.
Czarna śmierć
Dżuma, zwana także czarną śmiercią lub zarazą morową, to ostra bakteryjna choroba zakaźna gryzoni i innych drobnych ssaków. Jest to zoonoza (popularny termin w ostatnim czasie), czyli choroba przenoszona ze zwierząt na ludzi. Dżumę wywołują beztlenowe bakterie Yersinia pestis.
Lekarze wyróżniają trzy podstawowe postacie dżumy: dymieniczą, septyczną i płucną. Najczęściej występuje ta pierwsza, a do infekcji zachodzi w wyniku pokąsania przez pchły szczurze. To dlatego właśnie dżumę kojarzy się ze szczurami, które mogą przenosić chorobę na pchłach. Kiedy bakterie trafią do krwiobiegu, migrują do węzłów chłonnych, a po pięciu dniach objawia się to powiększeniem tych narządów (tzw. dymienicą).
![](https://whatsnext.pl/wp-content/uploads/2020/07/chory-dzuma.jpg)
Postać septyczna to zazwyczaj powikłanie dżumy dymieniczej – u chorych dochodzi do pierwotnej sepsy, która często kończy się śmiercią. Podobnie jest z postacią płucną choroby, choć ta może występować jako zakażenie pierwotne. Co ciekawe, postać płucna dżumy jest wysoce zaraźliwa.
Pierwsze objawy dżumy dymieniczej pojawiają się w ciągu kilku dni (maksymalnie tydzień) od pokąsania przez chore zwierzęta. W pierwszych 6-8 godzinach rozwoju infekcji występują typowe objawy grypopodobne, czyli wysoka gorączka (powyżej 38 stopni Celsjusza), dreszcze, poty, bóle głowy i ogólne osłabienie. Powiększone węzły chłonne zaczynają boleć i stają się miękkie (z powodu martwicy tkanek). W rzadkich przypadkach zmiany dymienicze występują tylko w głęboko położonych węzłach chłonnych – są one trudne do rozpoznania.
Podczas septycznej postaci choroby pojawiają się mikrozatory bakteryjne w końcowych naczyniach krwionośnych palców rąk i stóp, co skutkuje zgorzelą (charakterystyczne czarne zabarwienie). To właśnie z powodu tych objawów dżumę w średniowieczu nazywano „czarną śmiercią”. Gdy pacjent jest w tej fazie choroby, rokowania są bardzo złe.
![](https://whatsnext.pl/wp-content/uploads/2020/07/yersinia-pestis.jpg)
Postać płucna dżumy objawia się wysiękowym zapaleniem płuc, z krwiopluciem i dusznościami. Rokowania w przypadku tej postaci dżumy są poważne i większości pacjentów nie udaje się uratować. Warto wspomnieć, że jeżeli chory nie zostanie odizolowany od innych, to błyskawicznie może zarazić wiele innych osób – do transmisji choroby dochodzi drogą kropelkową bez pośrednictwa pcheł.
Epidemie kiedyś i dziś
Jeden z pierwszych opisów epidemii dżumy pochodzi od Tukidydesa. Tzw. dżuma ateńska z 430 r. p.n.e. prawdopodobnie była dżumą, choć nie wyklucza się duru, dengi, ospy czy wirusa gorączki krwotocznej. Od czasów starożytnych, przez średniowiecze, aż do nowożytności opisano kilkadziesiąt epidemii dżumy.
![](https://whatsnext.pl/wp-content/uploads/2020/07/pchla-dzuma.jpg)
Największe przetoczyły się przez Europę w połowie VI w. (tzw. dżuma Justyniana) oraz w latach 1348-1352. Ta druga epidemia w niektórych rejonach zmniejszyła populację ludności nawet o 80% i wywołała daleko idące konsekwencje demograficzne, kulturowo-społeczne oraz polityczne. Za symbol dżumy uznano charakterystyczny ubiór ochronny noszony w XVI-XVIII w. przez lekarzy w czasie zarazy, z maską w kształcie dzioba, gdzie umieszczano olejki tłumiące smród rozkładających się zwłok.
Dżuma nie jest chorobą eradykowaną – wciąż jest groźna. Występuje w kilku rejonach endemicznych w Azji i Afryce (w latach 90. ubiegłego wieku odnotowano wybuchy epidemii w Wietnamie, Zambii i Indiach). W tym wieku pojawiły się epidemie w Algierii, Demokratycznej Republice Konga i na Madagaskarze. Teraz dochodzą do tego przypadki z Chin. Konieczne jest podjęcie wszelkich środków ostrożności, by stłumić rozwój ognisk zapalnych w zarodku. Nie ma jednak obaw, by dżuma stała się tak groźna jak pandemia COVID-19.
Dżuma wciąż groźna
Rosnąca liczba przypadków zoonoz, z SARS-CoV-2 na czele (wirusem wywołującym COVID-19), pokazują, że żyjemy w niebezpiecznych czasach. Zmiany klimatyczne, które dzieją się na naszych oczach, powodują utratę naturalnych siedlisk przez wiele gatunków zwierząt. Te z kolei podchodzą bliżej ludzi i łatwiej przenoszą choroby, które jeszcze 50 lat temu nas nie atakowały. Eksperci alarmują, że podobnych przypadków może być więcej w kolejnych dekadach.
Czy można spodziewać się, że nagle pojawi się jakiś groźniejszy szczep dżumy? Raczej nie, bo w przeciwieństwie do COVID-19, dżuma jest chorobą bateryjną. A te mikroorganizmy są względnie stabilne genetycznie i nie mutują tak często jak wirusy. Można je leczyć za pomocą antybiotyków, które wykazują się całkiem dużą skutecznością. Dżumę leczy się streptomycyną, gentamycyną, chloramfenikolem, ciprofloksacyną, cefalosporynami i doksycykliną. W Polsce osoby dotknięte dżumą podlegają przymusowej hospitalizacji i izolacji (nawet w łagodnych przypadkach).