Zazwyczaj umyślne stosowanie łamiących czwartą ścianę easter eggów, utożsamiamy z filmem, grą, a nawet książką, ale nie… samochodami. Te nie są jednak obce dla koncernów samochodowych i mało tego – pełnią dla nich ważną rolę.
Dowiedzieliśmy się tego praktycznie z pierwszej ręki, bo jeden z redaktorów serwisu Road and Track ujawnił szczegóły rozmowy, jaką przeprowadził z głównym projektantem samochodu, mającego wtedy pokaz. Wynika z niej, że producenci kierują się po prostu zarobkami, choć nie brakuje w tych działaniach ludzkiego czynnika. Jak twierdził projektant „stylizacja samochodu to skomplikowana praca pełna ograniczeń. Projektanci lubią się odrywać. Zabawne wzorki pokazują, że człowiek z poczuciem humoru był zaangażowany w projektowanie tej maszyny”. Jednak poświęcenie czasu i materiałów na takie przyjemności nie jest jedynie nic nieznaczącym dodatkiem. Dzięki różnego rodzaju wzorkom oraz symbolom firmy bronią się przed nieoryginalnymi częściami. Wyświetl ten post na Instagramie.
Wszystko przez to, że te easter eggi są zarejestrowane i opatrzone znakiem towarowym, co uniemożliwia firmom produkującym zamienniki kopiowanie tych oryginalnych 1:1, a przyzwyczajenia klientów robią resztę. Prawdziwi entuzjaści są bowiem gotowi zapłacić więcej za oryginalną część, aby tylko ponownie wpatrywać się w drobny szczegół. Nie oznacza to jednak, że każdy producent stosuje takie zagrywki, bo na rynku nadal znajdziemy masę modeli, które nie mają żadnego easter egga.
Czytaj też: Praktycznie fabrycznie nowa Mazda Miata z 1990 do kupienia
Źródło: Road and Track