Kiedy w ogóle niepowiązane z danym segmentem rynku firmy wchodzą na niego bez większego namysłu, możemy od razu zacząć kręcić nosem na ich nowe projekty. Nic w tym złego – po prostu sprawiają wrażenie, jakby próbowały uszczknąć sobie kawałek tortu bez większego namysłu. Pytanie, czy elektryczna hulajnoga Audi e-tron pójdzie w te same ślady?
Czytaj też: Oto Lotus Evija, najmocniejszy elektryczny samochód w histori
Obecnie hulajnoga Audi e-tron jest jedynie koncepcją, ale z planami rozpoczęcia produkcji pod koniec przyszłego roku i to nawet z ustaloną już celną (około 2000 euro). Na ten moment jest dosyć tradycyjna i sprowadza się do czterech kółek i trójkątnym uchwycie kierowniczym. Składa się ponadto podobnie, jak większość dostępnych już modeli i umożliwia „tryb”, w którym po prostu ciągniemy ją za sobą, jak jakiś wózek.
Audi obiecuje jednak jazdę podobną do surfowania, ale na ulicach. To uczucie pochodzi podobno z konfiguracji koła podobnej do deskorolki, gdzie kierowanie odbywa się przez kierowców zmieniających ciężar, a ruchome osie zapewniają możliwość pokonywania „wyjątkowo ciasnych zakrętów”.
Na pokładzie elektrycznej hulajnogi e-tron nie zabrakło baterii wbudowanej w całej rurce kierownicy, zintegrowanego wyświetlacza, oświetlenia oraz tradycyjnego sterowania na kierownicy. Po stronie technicznej nie zabrakło m.in. mechanizmu odzyskiwania energii podczas hamowania przy jednoczesnej obecności hamulca nożnego.
Po stronie specyfikacji możemy liczyć na zasięg do 20 kilometrów i maksymalną prędkość 20 km/h. Plany dotyczą wykonania z drewna lub z włókna węglowego, co pozwoli utrzymać wagę rzędu 11,8 kilogramów, a sama hulajnoga zapowiada się na świetny dodatek dla nabywców elektrycznych samochodów Audi.
Czytaj też: Polska firma Goclever upadła. Co z klientami?
Źródło: New Atlas