Po kilku obiecujących latach, w czasie których emisja gazów cieplarnianych spadała, nadszedł czas na niechlubny rekord.
W 2018 roku ludzkość zanotuje wzrost w tej kwestii wynoszący 2,8% w stosunku do poprzedniego roku. Z kolei emisja w 2017 była o 1,6% wyższa niż w poprzednich dwunastu miesiącach.
Badanie z 2010 roku przeprowadzone przez NASA wykazało, że średnia temperatura naszej planety wzrosła w XX wieku o 0.8 stopnia Celsjusza .To przełożyło się na widoczne zmiany, które najbardziej dotknęły regionów arktycznych.
Niedawno okazało się, że ludzkość musi do 2030 roku ograniczyć emisję dwutlenku węgla o 45% w stosunku do 2010 roku. Wszystko po to, aby zapobiec wzrostowi temperatury o kolejne 1.5 stopni Celsjusza.
Największe wzrosty zaliczyły Chiny (4,7%), Indie (6,3%) czy Stany Zjednoczone (2,5%). W przypadku krajów Unii Europejskiej wzrost wyniósł 0,7%.
Problem polega na tym, że każdy z tej trójki niechlubnych liderów wcale nie musi zmniejszyć emisji. Wahania temperatur w USA skutkują nadmiernych korzystaniem z ogrzewania i klimatyzacji. Z kolei w Indiach dochodzi do budowy kolejnych kopalń oraz elektrowni węglowych. W Chinach natomiast trwa aktywizacja przemysłu ciężkiego, co skutkuje zwiększoną emisją szkodliwych substancji.
Jak pokazuje przykład Kanady, która ograniczyła zużycie węgla o 40 procent, ten negatywny trend można odwrócić. Przyszłością powinny być odnawialne źródła energii oraz rozwiązania takie jak np. elektryczne samochody.
[Źródło: liveacience.com]
Czytaj też: Naukowcy z Harvardu naprawdę opracowują eksperyment blokowania Słońca