Kiedy już mogłoby się wydawać, że incydenty powiązane z Pokemon Go nigdy się już nie wydarzą, problemy z tą grą zaczęło mieć wojsko w Kanadzie.
Siły Zbrojne Kanady zauważyły osobliwy trend, kiedy to kanadyjscy cywile tłumaczący się tym, że łapią potworki w grze pojawiali się w krajowych bazach wojskowych, miejscach pamięci, muzeach, a nawet na cmentarzach. Urzędnicy zareagowali na napływ ludności cywilnej z mieszaniną alarmu i rozbawienia, starając się zrozumieć grę i jej fanów.
Jak zapewne wiecie, wydany przed trzema laty na Androida oraz systemy iOS Pokemon Go, to wykorzystująca rozszerzoną rzeczywistość gra, która zachęca nas do zwiedzania świata. Nawet tego w okolicy za sprawą wirtualnych Pokemonów, Pokestopów i Pokegymów… zresztą nie będę wchodził w szczegóły – każdy zapewne wie, co to Pokemon Go.
Ważne jest to, że kanadyjskie siły zbrojne, błogo nieświadome zagrożenia ze strony Pokemon Go, zaczęły zauważać skok cywilnych wizyt przy obiektach wojskowych. Jednym razem dostrzegły dziwny samochód jadący niepokojąco blisko bazy, a drugim znalazły dzieci rodzica grającego w Pokemon Go, które spędzały czas na kanadyjskim czołgu.
Według New York Times, Narodowa Służba Śledcza Kanadyjskich Sił Zbrojnych wysłała poradę wywiadowczą do wszystkich funkcjonariuszy policji wojskowej:
Odkryto, że w kilku lokalizacjach w placówkach DND/CAF znajdują się punkty orientacyjne gry oraz ich wirtualne stwory.
Kanadyjskie wojsko starało się zrozumieć nie tylko fenomen popkultury Pokemon, ale także powód, dla którego fani gier mieliby przepychać się przez bazy wojskowe. Na szczęście jeszcze nikt nie ucierpiał.