Reklama
aplikuj.pl

Grałem w nowe Saints Row. To tytuł na miarę naszych coraz bardziej szalonych czasów

Saints Row

Nie będę udawać, że byłem zagorzałym fanem poprzednich części serii. Zawsze kojarzyła mi się ze zwolnieniem mechanizmu blokady w maszynie losującej, stylistycznej wirówce przyprawionej wszelkimi znanymi człowiekowi używkami z Las Vegas Parano. Tym bardziej zastanawiałem się czy jak zniosę te cztery godziny przy nowym Saints Row.

Dzięki uprzejmości agencji Galaktus znalazłem się w gronie osób, które mogły na własnej skórze przekonać się, co reprezentuje sobą najnowsze Saints Row. Premierę rynkową gry wyznaczono dopiero na 23 sierpnia tego roku, zatem pokusa bycia przed wszystkimi była dużo wyższa.

Dostaliśmy do przetestowania wersję pecetową gry, a do sterowania można było użyć zarówno klawiatury i myszki, jak i konsolowego pada (chyba z przyzwyczajenia skorzystałem z tej drugiej opcji). Na dość swobodną rozgrywkę w trybie fabularnym i realizację kilku zadań pobocznych pozostawiono nam cztery godziny czasu.

Wesołe jest życie gangusa? Nie macie nawet pojęcia

W moim przypadku to w zupełności wystarczyło. Jeśli w swoich najskrytszych marzeniach chcieliście choć na chwilę zasmakować intensywnego życia szefa gangu, Saints Row spełnia tę zachciankę w najdrobniejszych szczegółach. Przy czym od razu warto zaznaczyć, że będzie to przygoda z gatunku absurdalnych do potęgi n.

Już w samym kreatorze postaci można spędzić długie godziny na ustawianiu najdrobniejszych szczegółów naszego wyglądu. Dozwolone są tu najbardziej absurdalne elementy garderoby. Kiedy jednak zaczyna się właściwa rozwałka gracz w magiczny sposób odrywa się od rzeczywistości.

Przede wszystkim mamy tu swobodę eksploracji, którą daje otwarty świat. Nie spodziewajcie się jednak fajerwerków graficznych, które wyciągną siódme poty z najbardziej wydajnych maszyn. Warstwa wizualna ma stanowić jedynie podbudowę do dynamicznych wydarzeń, a w grze naprawdę jest co robić.

„Dziwki, wino i pianino”, czyli GTA na sterydach

Przede wszystkim Saints Row jest pełen strzelania, eksplozji, wariackiej jazdy pojazdami z motywem spychania się z drogi, a także niezliczonych pojedynków z oponentami na dystansie i w zwarciu, które po naładowaniu odpowiedniego licznika możemy kogoś „zakończyć” efektownymi nokautami.

Wątek fabularny i naszpikowane absurdalnym humorem wypowiedzi bohaterów wydają się tu jedynie tłem. Gra nie stawia na trudne moralnie wybory – jest oderwaniem od rzeczywistości jakiego oczekujemy od dobrego kina akcji. Saints Row nie jest grą, z której wyciągniesz żadnych życiowych lekcji. To nie jest bynajmniej jej wada.

Rozgrywce towarzyszy fantastyczny soundtrack, z którego każdy wyciągnie coś dla siebie. Kipi od klasyków z różnych gatunków i urozmaica rozwałkę.

Pomyślałem sobie w pewnym momencie, że Saints Row musi mocno kusić twórców filmowych, bo idealnie nadaje się na materiał do absurdalnego kina akcji. Na tego typu produkcje jest nadal mocne ssanie. Ludzie potrzebują czasem przestać myśleć i oddać się w ręce innej rzeczywistości.

Będzie ku temu okazja już wkrótce. Saints Row poza wersją pecetową będzie dostępne na konsole Xbox One i Xbox Series X|S, PlayStation 4, PlayStation 5, a także na platformie Google Stadia. W oczekiwaniu można już teraz pobrać darmowy kreator Saints Row: Boss Factory, stworzyć sobie postać i zaimportować ją do właściwej gry.