Szalone czasy wymagają szalonych rozwiązań. Dlatego też prezentacja nowego HTC Desire 20 Pro odbyła się w całości w wirtualnej rzeczywistości. Czy kolejny restart marki na rynku smartfonów tym razem się powiedzie?
HTC Desire 20 Pro to do bólu solidna średnia półka
HTC Desire 20 Pro został wyposażony w ekran IPS o przekątnej 6,5 cala i rozdzielczości 1080 x 2340 pikseli, chroniony przez szkło Gorilla Glass (nie wiemy której generacji). Sercem smartfonu jest układ Qualcomm Snapdragon 665, działający w parze z 6 GB pamięci RAM, a na pliki mamy 128 GB pamięci wbudowanej z możliwością rozszerzenia jej kartą microSD.
Główny aparat wykonuje zdjęcia w maksymalnej rozdzielczości 48 Mpix (F/1.8, 26mm, 1/2″). Dalej mamy aparat szerokokątny o rozdzielczości 8 Mpix (F/2.2, 1/4″), aparat do zdjęć makro i rozdzielczości 2 Mpix oraz czujnik głębi ostrości o rozdzielczości 2 Mpix. Aparatem przednim zrobimy zdjęcia o rozdzielczości 25 Mpix. Obiektyw został umieszczony w otworze w rogu ekranu.
Wśród dostępnych typów łączności mamy Wi-Fi ac, Bluetooth 5.0m LTE kategorii 13 (400/150 Mb/s), port USB-C, nie zabrakło też gniazda Jack 3,5mm oraz czytnika linii papilarnych z tyłu obudowy.
Za zasilanie odpowiada akumulator o pojemności 5000 mAh z obsługą szybkiego ładowania o mocy 15W.
HTC Desire 20 Pro w Polsce od dzisiaj. Cena… wydaje się dobra
Ciężko jednoznacznie powiedzieć jaka byłaby dobra wycena HTC Desire 20 Pro, bo tak naprawdę nie wiemy czego można się po nim spodziewać. Marka w zasadzie kolejny raz wraca na rynek i nie wiadomo w jakiej jest formie.
Nie mniej jednak patrząc na samą specyfikację, cena 1399 zł wydaje się niezła, choć zdecydowanie plasuje się w górnych rejonach opłacalności.
Takiej prezentacji jeszcze nie było
Wykorzystując możliwości sprzętu VR, cała prezentacja Desire 20 Pro została zorganizowana w wirtualnej rzeczywistości za pomocą HTC Vive Sync. Pomysł bardzo ciekawy, bo nawet za pomocą awatarów jesteśmy w stanie poczuć większą integrację z innymi, niż poprzez patrzenie na prezentację wyświetlaną na YouTubie.
W trakcie konferencji można było przemieszczać się po wirtualnym obszarze, robić zdjęcia i gdyby jeszcze tylko wymyślić do tego jakąś sensowną formę notowania najważniejszych informacji to taka forma konferencji mnie kupuje.
Warto też dodać, że prowadzący za pomocą szeregu czujników mogli dokładnie animować swojego awatara. Poruszające się usta, gesty, mrugające oczy, mimika twarzy… Do tej pory takie rzeczy widzieliśmy tylko na filmach.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News