Nowojorski fotograf Peter Garritano postanowił odpowiedzieć sobie na pytanie „gdzie mieszka internet”. Krótkie dziennikarskie śledztwo naprowadziło go na instytucje zwane jako „carrier hotels”, czyli po polsku centra kolokacji. Z definicji centrum kolokacji to po prostu serwerownia z miejscami na wynajem. W praktyce często to również hub spinający sieci szkieletowe kilku providerów.
W centrach kolokacji duże serwisy internetowe wstawiają swoje serwery i łączą się z sieciami kilku dostawców. Część serwerów należy również do samych dostawców internetu i obsługuje ruch sieciowy. Te kluczowe dla funkcjonowania globalnej sieci miejsca, wewnątrz naszpikowane najnowocześniejszym sprzętem, z zewnątrz raczej nie zwracają na siebie uwagi.
Garritano odwiedził kilka z nich – ze względów praktycznych zapewne wybrał te, które znajdują się w Nowym Jorku. Jedno z tych wtapiających się w otoczenie centrów znajdowało się na przykład w dawnej siedzibie głównej Western Union – wieżowcu, jakich wiele na Manhattanie. Wewnątrz znajduje się za to zupełnie inny świat.
W centrach wszędzie pełno jest zabezpieczeń. Do poszczególnych pomieszczeń prowadzą często śluzy z drzwiami otwieranymi na czujniki biometryczne. Pod podłogami i sufitami wiją się kilometry światłowodów, kabli zasilających i przewodów klimatyzacji. W pomieszczeniach stoją rzędami szafy serwerów. Na pierwszy, a zapewne i na drugi, rzut oka, taka instalacja byłaby nie do odróżnienia od superkomputerów z listy TOP 500. Wszystko to, oprócz standardowych UPS-ów, zabezpieczają przed nagłą utratą dopływu energii z zewnątrz potężne generatory, gotowe włączyć się w każdej chwili żeby zapobiec blokadzie dostępu do popularnych serwisów.
Choć Garritano wpuszczono tylko do kilku centrów kolokacji i nie wszędzie czas wizyty pozwalał mu na odpowiednie przygotowanie ujęć, to udało mu się uwiecznić wiele interesujących szczegółów. Więcej fotografii zobaczyć można na stronie internetowej autora.
[źródło: wired.com, grafika: petergarritano.com]