iPhone czy Android? Pytanie to dręczy wielu użytkowników smartfonów. Po niespełna siedmiu latach użytkowania urządzeń z systemem operacyjnym Android, w końcu dopadła mnie nuda. Różne nakładki, wymyślne ROMy czy kolorowe widgety – nic nie było mnie w wstanie zaskoczyć i obcowanie z telefonem stało się normalną czynnością, a nie przyjemnością. Poddając się całemu marketingowemu szałowi, postanowiłem odpowiedzieć inaczej niż dotychczas na pytanie iPhone, czy Android i dać szansę gigantowi z Cupertino. Zapadła decyzja – zakup iPhone ’a 8.
Pierwsze co rzuca się w oczy po przesiadce z Androida na iPhone’a to ładne animacje i poczucie spójności systemu. Uczucie „dopieszczania” użytkownika nie maleje, gdy dodamy do tego świetnie symulujący obcowanie z mechanicznymi przyciskami Taptic Engine i genialny 3D Touch – funkcję wykrywającą siłę nacisku na ekran, wzbogacającą możliwości obsługi systemu i aplikacji o dodatkową akcję. Szybko uczyniłem z 3D Touch stałego towarzysza, pozwalającego na przykład: na szybko „zerknąć” co znajduje się na następnym wyniku wyszukiwania, lub jak wygląda czyiś profil na Instagramie bez właściwego odwiedzania go. Bardzo przydatne i zdecydowanie ułatwia eksplorację samego systemu, niektórych aplikacji i stron internetowych.
Kolejna sprawa to jakość ogólnego wyposażenia telefonu. Obcując z masą androidowych flagówców, w kwestii hardware’u bywało różnie – lepszy aparat równoważył mierną jakość głośnika czy mikrofonu. Tutaj wszystko jest topowe. Głośniki stereo o świetnym brzmieniu pozwalają z pełną przyjemnością posłuchać muzyki, doskonałe mikrofony dadzą radę nagrać wywiad w wietrzny dzień, a wysokiej jakości aparat zrobi przyzwoite zdjęcie i nagranie wideo, bez względu na to, w jak złych warunkach każemy mu pracować. Wszystko to, zamknięte w szklanej obudowie prezentującej się fenomenalnie i nie pozostawiającej najmniejszych złudzeń – oto trzymamy w rękach produkt premium.
Ale czy na pewno?
Poza brakiem diody powiadomień, brakiem wejścia słuchawkowego czy średniej szybkości czytnikiem linii papilarnych, ekran niskiej rozdzielczości to jedna z pierwszych większych wad, jakie wpadają w oko po przesiadce z androidowego flagowca. Na szczęście, widoczne piksele i nie tak ostry obraz szybko popadają w zapomnienie, przykryte płaszczykiem przyzwyczajenia do wyświetlanego obrazu. Nieco gorzej wypada czas pracy na baterii, bo do niego ciężej się przyzwyczaić. Uciekające w mgnieniu oka, bateryjne procenty, dają się we znaki zwłaszcza podczas użytkowania LTE, nie pozwalając na dłuższą chwilę zapomnieć o istnieniu ładowarki.
Kolejną uciążliwą wadą jest deficyt pamięci operacyjnej RAM. iPhone 8 ma jej 2GB. O ile taka ilość w zupełności wystarcza do płynnej pracy systemu iOS, to w przypadku wielozadaniowości wyraźnie jej brakuje. Telefon notorycznie nie trzyma aplikacji w tle, przeładowując je, gdy tylko spadną na nieco dalsze miejsce w stosie aplikacji, co znacząco wpływa na komfort pracy na kilku programach jednocześnie. W tym słuchania muzyki – bo podczas intensywnej pracy, i działający w tle odtwarzacz muzyczny potrafił się zatrzymać. Jak mówi stare chińskie przysłowie – Jak masz za mało ram ’u, to masz za mało ram ‘u, i żadna optymalizacja Apple ci w tym nie pomoże.
Użytkując Androida, przyzwyczaiłem się, że w 99% sytuacji jestem w stanie obejść się bez komputera. iOS poległ na polu aktualizacji znajdującej się na telefonie biblioteki muzycznej – za każdym razem wymagając korzystania z programu iTunes. Ten potrafił dzielić albumy muzyczne na pół i gubić okładki albumów – zdecydowanie trudniejszy proces niż proste wrzucenie prywatnej kolekcji na kartę pamięci lub pobranie muzyki z chmury na pamięć telefonu (w systemie iOS taka akcja byłaby całkowicie niemożliwa). Warto mieć to na uwadze stojąc przed wyborem iPhone czy Android, jeśli tak jak ja, wciąż słuchacie muzyki jak za czasów prostych odtwarzaczy mp3 – bez korzystania z serwisów strumieniujących muzykę.
iPhone czy Android? – Bez ekosystemu Apple, użytkowanie iPhone’a nie jest aż tak wygodne
Zamknięta forma systemu iOS, podczas użytkowania iPhone’a, zdecydowanie zgrzyta najbardziej i budzi najwięcej wątpliwości, gdy zadajemy sobie pytanie – iPhone czy Android. Nie mamy dostępu do faktycznej pamięci urządzenia, a podłączony do komputera iPhone wyświetla jedynie folder ze zrobionymi zdjęciami. Aplikacja do rozpakowywania archiwów RAR i ZIP widzi co innego, wgrany, applowski menadżer plików widzi co innego, pobrany z App Store inny menadżer plików widzi jeszcze co innego, a system na każdym kroku próbuje zachęcić nas do korzystania z iCloud. Można się przyzwyczaić, choć jeśli nie siedzicie w pełnym, applowskim ekosystemie to i tak będzie bardzo niewygodnie.
Niestety, i w kwestii samego wykonania telefonu nie obejdę się bez narzekania. O ile iPhone wygląda fenomenalnie po wyjęciu z pudełka, to zastosowane w nim szkło rysuje się niemalże od samego patrzenia na nie. Zauważalne ryski, pojawiające się już po kilkudniowym kontakcie telefonu z drewnianym blatem biurka, skłoniły mnie do zakupu silikonowego etui od Apple i naklejanego na ekran szkła hartowanego. W kwestii samej wytrzymałości i to nie pomogło. Już przy pierwszym upadku, z zaledwie pół metra, chodnik boleśnie zweryfikował zapewnienia Apple o „najmocniejszym szkle, jakiego kiedykolwiek użyto w smartfonie”. Jak pokazało życie, mimo zapewnień producenta – szkło to zawsze szkło, a grawitacja to grawitacja. Jest to spora niedogodność, zważywszy na horrendalne ceny naprawy potłuczonej obudowy.
Po trzech tygodniach spędzonych z urządzeniem od Apple czuję się wewnętrznie rozdarty w kwestii – iPhone czy Android. Androidowe przyzwyczajenia gryzą się z chęcią obcowania z topowym wyposażeniem iPhone’a, nieco ograniczanym przez zamkniętą formę systemu iOS. Czy go zatrzymam? – Nie wiem. Zdecydowanie najciężej przyzwyczaić się do faktu, że wydając niemałe pieniądze, z oczekiwaniem otrzymania istnej „petardy”, otrzymałem, co najwyżej, średni telefon komórkowy.