Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego przeglądarki internetowe są darmowe? Począwszy od Edge, po Firefoxa, Safari, Operę i na Google Chrome kończąc. Przecież jakoś trzeba je utrzymać. Dziś właśnie o tym.
Lubię drążyć tematy. Wszystkie. Dlatego, kiedy po raz kolejny zauważyłem, że Opera, która pełni funkcje mojej podstawowej przeglądarki, zaczęła regularnie dorzucać mi w tajemnicy kafelki nieznanych stron na ekran startowy, zadałem sobie jedno pytanie – „dlaczego?”. Odpowiedź na to jest z kolei prosta i można powiedzieć, że nawiązuje do odwiecznych zasad rządzących światem. Dlaczego? Bo pieniądze!
Wbrew pozorom, przeglądarki, to oprogramowanie, jak każde inne, ale na tyle wyjątkowe, że ułatwia nam przeglądanie stron internetowych. Stąd zresztą sama nazwa (przeglądarka), tak jak wyszukiwarka usprawnia cały proces wyszukiwania informacji. Oprogramowanie z kolei – tak to już zwykle z nim bywa – wymaga stosownej opieki, czyli łatek bezpieczeństwa oraz aktualizacji, a ich opracowanie nie bierze się znikąd.
Jako że odpowiadają za nie programiści, właściciele przeglądarek m.in. na nich muszą czerpać skądś pieniądze, co raz jeszcze podkreśla tytułowe pytanie. Na czym przeglądarki tak naprawdę zarabiają? Czy są w pełni darmowe, a pieniądze na rozwój czerpią z chmur? Przecież pobieramy je za darmo i nie płacimy ani grosza w całym czasie używania, więc skąd zarządzające nimi firmy biorą budżet?
Jak się okazuje, subtelność ich monetyzacji jest jednak większa, niż moglibyście przypuszczać. W skrócie – opiera się na „podsuwaniu” pod nos użytkowników konkretnych treści i rozwiązań tak, żeby kręcić maszyną biznesu.
Long live the Google Chrome!
Nie ważne, z jakiego obozu jesteście i o imię której przeglądarki zajadle walczycie. Na topie od dawna jest i wygląda na to, że już na zawsze będzie Google Chrome. Ten twór oczywiście firmy Google został wydany na świat w 2008 roku i od tego momentu pozamiatał na rynku przeglądarek, co przedstawiają, chociażby poniższe wykresy z Wikipedii.
Umówmy się jednak, że ich wcale nam nie potrzeba, bo gdzie tylko spojrzymy, widzimy przeglądarkę Google Chrome. Nowy telefon? Oczywiście Chrome, jako preinstalowana aplikacja (no, tego samego nie można powiedzieć już o sprzęcie Huaweia). Wpisujemy frazę „przeglądarka” w jakiejkolwiek innej, otrzymujemy prawie zawsze pierwszy wynik z Google Chrome.
Czy to aby nie dziwne, że nawet konkurencja tak ją promuje? Jak możecie się domyślać, wcale nie, bo firma Google postanowiła nie walczyć z rywalami, ale podjąć z nimi współpracę. Sowicie opłaconą współpracę.
Na czym zarabiają przeglądarki?
Jeśli mielibyśmy wskazać prawdopodobnie najważniejsze źródło dochodu dla Opery, Mozilli Firefox, czy nawet Safari na sprzęcie Apple (w 2019 „Jabłko” zgarnęło za to aż 12 miliardów dolców), to byłaby nią firma Google. Właśnie tak – właściciel najpopularniejszej na świecie przeglądarki. Jeśli zastanawiacie się, czy ma to jakikolwiek sens, to odpowiedź jest prosta – większy, niż moglibyśmy się spodziewać.
Firma Google płaci konkurencji, aby ta domyślnie ustawiała jej wyszukiwarkę, jako domyślną. Podobnie, jak to jest z wyszukiwarką Bing w przeglądarce Edge, bo tak się składa, że jej właścicielem jest Microsoft.
Dobra, więc Google płaci innym, aby ci używali jej wyszukiwarki, ale w jakim celu? Przecież firma raczej nie pragnie po prostu większego obciążenia na swoich serwerach, dlatego raz jeszcze sprowadzamy się do tego samego… pieniędzy! Wszystko sprowadza się bowiem do wyświetlania opłaconych przez inne podmioty reklam, aby przy konkretnych wyszukiwaniach użytkowników to ich strona była „pierwszym wynikiem”. Oto przykłady:
To jednak nie koniec kręcącej się w kółko maszynki do robienia pieniędzy, jaką wykreowała sobie firma Google. Jej przeglądarka jest wypełniona i wręcz „popycha” użytkowników do używania innych autorskich usług, czy aplikacji. Nie ważne, czy to Google Drive, Map, czy Gmaila, z którego zapewne każdy Was korzysta. Tam z kolei znajdziemy albo kolejne reklamy, albo dodatkowo płatne korzyści, jak np. zwiększenie pojemności w chmurze.
Nieco inną strategię przyjęła Opera (wracamy tym samym do powodu tego artykułu), która podjęła współpracę z firmami w celu umieszczania „z automatu” po instalacji stosownych kafelek na ekranie głównym. Najgorsze jest jednak to, że ich usunięcie wcale nie oznacza, że nie wrócą. Wrócą. Zapewniam Was, a Wy z przyzwyczajenia kliknięcie nie ten kafelek, który trzeba.