W tym tygodniu do pierwszych ćwiczeń bojowych zostanie poderwany Lockheed Martin F-35 Fighter, efekt jednego z najbardziej kosztownych projektów zbrojeniowych w historii Pentagonu.
Ćwiczenia odbędą się pod nazwą „Green Flag West”. Skupią się na testowaniu ataków powietrze-ziemia oraz wsparciu jednostek naziemnych, wskazujących w zamian potencjalne miejsca nalotu. Trzy ważące około 30 ton F-35 Lightning II (jednostki A, B i C), zaprojektowane i wyprodukowane w zakładzie Lockheed Martin w Fort Worth były przygotowywane właśnie na ten moment, tak jak kilka innych egzemplarzy F-35A, oraz dodatkowe uzbrojenie.
Generał Herbert Carlisle, dowódca Air Combat Command, stwierdził w wywiadzie z Reuters, że ćwiczenia te są dobrym sposobem, aby przeciwstawić pilotów i sprzęt z bardziej rzeczywistymi scenariuszami walki.
To niezwykle ważne, aby wyjść poza czystą teorię, i zmierzyć się z wyzwaniami dynamicznie zmieniającego się środowiska.
Dodał również, że Siły Powietrzne korzystały już w przeszłości z samolotów wyposażonych w czujniki F-35, lecz teraz do ćwiczeń zostaną zaangażowane modele „operacyjnie reprezentatywne”. Wydawałoby się, że wojsko powinno w takiej sytuacji mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, tymczasem sam Carlisle potwierdził, że technicy muszą jeszcze popracować nad wyeliminowaniem problemów związanych z czytaniem danych z radarów i sensorów oraz nad sposobami przekazywania ich do pilota. Nie powinno to jednak wpłynąć na dobre widowisko, jakie nas niewątpliwie czeka dzięki nowym samolotom (których sam rozwój kosztował około 40 miliardów dolarów) podczas nadchodzących ćwiczeń.
Marine Corps zapowiada, że eskadra dziesięciu F-35B powinna być gotowa do walki już w lipcu, te na usługach Air Force dołączą w sierpniu 2016. Tymczasem Pentagon już zaciera ręce na myśl o obciążeniu podatników zakupem 57 F-35 za przyjemną sumkę 11 miliardów dolarów w przyszłym roku fiskalnym. Mają rozmach.
[źródło: businessinsider.com, zdjęcie: nguoiduatin.vn]