Reklama
aplikuj.pl

Działalność krakowskich ekspertów ds PEM kosztowała miasto ponad milion złotych. W planach było dużo więcej

Myśląc o protestach przeciwko sieciom komórkowym mam w głowie jedno – Kraków. Największy i jeden z pierwszych bastionów komórkoscetycyzmu w Polsce. Prawdziwe zagłębie teorii spiskowych, które w latach 2016-2018 na walkę z nieistniejącym elektrosmogiem wydało ponad 1,1 mln złotych. A apetyt był na kolejnych 6 mln złotych.

Źródło danych

W poniższym materiale będę opierać się na własnych informacjach zebranych w ostatnich miesiącach, jak również genialnym materiale Jakuba, który znajdziecie w serwisie GitHub oraz Wykop. Nie ukrywam, że zrobił on ogromną robotę, na którą często brakowało mi czasu. Dlatego też jeśli poniższy materiał Ci się spodoba, koniecznie zostw swoje poparcie dla materiałów z powyższego linku. Znajdują się w nim kopie odpowiedzi oraz umów, które zostały udostępnione przez Kraków ramach wniosków o udzielenie informacji publicznej. Odnośniki zamieszczone w tekście kierują bezpośrednio do źródeł opisywanych w informacji.

Polska ma swoją Strefę 51. Krowoderskich Zuchów w Krakowie

Pierwsze protesty przeciwko masztom sieci komórkowych w Krakowie maja sporą tradycję i sięgają początków XXI wieku. Choć na głośniejsze protesty trzeba było czekać do 2007 roku. W ich trakcie centrum głównego obozu walki staje się ulica Krowoderskich Zuchów. Można ją z powodzeniem nazywać polską Strefą 51, bo rzeczy które się tam dzieją nie mieszczą się w ludzkim wyobrażeniu.

Jeśli wierzyć słowom krakowskich aktywistów, przy sławetnej ulicy albo od wielu lat nikt nie mieszka, bo wszyscy umarli z powodu skutków promieniowania elektromagnetycznego, albo właśnie dogorywa tam co najmniej trzecie pokolenie mieszkańców. Dzieją się tam również różne inne ciekawe rzeczy. Dla przykładu, do ludzi strzela się z broni laserowej:

https://youtu.be/XfvZAKeRz3g

Ciekawostką jest fakt, że przy tej samej ulicy mieści się redakcja serwisu GSMManiak. I jakoś nigdy nie zauważyłem, aby ktoś tam świecił na zielono. A widujemy się w miarę regularnie.

Sposób na zarobek – wmów ludziom strach przed czymś, co nie istnieje

Kraków jak wiadomo jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast w Polsce. Najprawdopodobniej to właśnie na fali narracji o szkodliwym smogu ktoś wpadł na pomysł stworzenia elektrosmogu. Terminu, który nie ma podstaw naukowych. Co więcej, całkowicie im przeczy.

Bardzo dobrą analizę tego zagadnienia przygotował w 2019 roku biegły sądowy w zakresie ochrony środowiska Łukasz Czyleko. W skrócie smog to pojawienie się w atmosferze szkodliwych związków chemicznych. Mówimy o nim w momencie, kiedy przekracza on przyjęte normy środowiskowe. Przyjmując to jako definicję smogu, o elektrsomogu moglibyśmy mówić w momencie, kiedy normy sztucznego promieniowania elektromagnetycznego (PEM) zostaną przekroczone.

Do końca 2019 roku w Polsce obowiązywały surowe normy PEM wynoszące 0,1 W/m2 dla gęstości mocy oraz 7 V/m dla natężenia pola. Z danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, który odpowiada za pomiary PEM w Polsce wynika, że przypadki przekroczenia przyjętych norm w Polsce są wręcz incydentalne.

W Krakowie udało się jednak przekonać nie tylko mieszkańców, ale również władze miasta do tego, że elektrosmog jednak istnieje. I dla kilku osób stało się to szalenie dochodowym interesem. Na koszt podatników.

Społeczny Doradca Prezydenta Miasta Krakowa ds. Problematyki Bioelektromagnetycznej

Pod tą bardzo skomplikowaną nazwą działa jedyne w Polsce stanowisko, z którym związane są dwie Panie – Barbara Gałdzińska-Calik (ekspert ds. PEM), która piastowała swoje stanowisko do 2019 roku, a od 1 stycznia 2019 roku zastąpiła ją koleżanka z frontu protestów – Marta Patena. Co jasno wynika ze skanów umów zawartych z miastem, jak również informacji zamieszczonych na stronach Urzędu Miasta.

Co robi ów ekspert?

Posłużmy się tutaj materiałem Sylwii Czubkowskiej w Gazecie Wyborczej:

Co konkretnie robi ekspert ds. PEM? Współtworzy pilotażowe badania ds. PEM, organizuje co roku międzynarodowe forum i odbywa rozmowy z zaniepokojonymi mieszkańcami.(…) W ramach swojej działalności (…) bada też natężenie PEM w Krakowie.

Jak bardzo kierunkowe wykształcenie mają obie ekspertki oraz doświadczenie zawodowe? Cóż… bardzo kierunkowe. Otóż Pani Gałdzińska-Calik, jest doktorem nauk ekonomicznych, z ukierunkowaniem na rynek Chiński oraz ukończyła studia podyplomowe z zakresu ochrony środowiska. Aktualnie jest asystentką społeczną posła Jarosława Sachajko z Koalicji Polskiej. Informacje na temat Pani Marty Pateny dostarcza nam strona Urzędu Miasta Krakowa:

Absolwentka matematyki i fizyki Uniwersytetu Pedagogicznego oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także zarządzania na Politechnice Krakowskiej. Samorządowiec, w latach 1998-2018 Radna Miasta Krakowa kadencji: III, V, VI i VII.

Choć powiedzmy sobie szczerze, nie trzeba mieć koniecznie kierunkowego wykształcenia aby zdobywać wiedzę w konkretnej dziedzinie. Choć zdecydowanie nie sprawdza się to w tym przypadku. W 2019 roku Gazeta Krakowska zorganizowała debatę na temat sieci 5G.

Obecny na debacie Witold Tomaszewski, wówczas reprezentujący operatora sieci Play, wspomina ją w ten sposób:

W trakcie debaty okazało się, że Pani Patena jest przekonana o tym, że Polska jest jedynym krajem na świecie, w którym wdrażana jest sieć 5G.

Działalność obu Pań, oprócz protestów, apelów i szeroko pojętego organizowania, kosztowała miasto Kraków w latach 2016 – 2018 1 133 348,12 zł. Przy czym wynagrodzenie pierwszej z nich w ciągu tych dwóch lat to łącznie 261 100 zł(!!!). Wynagrodzenie przyznawane całkowicie uznaniowo, ponieważ działalności Społecznego Doradcy oraz eksperta ds PEM nie regulują żadne przepisy, ani ustawy. Doradca wystawia fakturę w oparciu o umowę zlecenie, miasto za nie płaci. Wykaz wystawionych umów wraz z aneksami znajdziecie tutaj.

Pani Marta Patena oficjalnie nie dostaje wynagrodzenia za zajmowanie swojego stanowiska i tak, też uważam, że to wysoce niesprawiedliwe. Na początku roku Urząd Miasta Krakowa w odpowiedzi na moje pytanie napisał, że w budżecie na rok 2020 nie przewidziano na to stanowisko żadnych wydatków. Z kolei jednym z ostatnich wydatków w 2019 roku było opłacenie wyjazdu Pani Pateny na dwudniową konferencję Instytutu Łączności Pole elektromagnetyczne i przyszłość telekomunikacji. Badania. Monitoring. Doświadczenia krajowe i zagraniczne, na co miasto wydało łącznie 776,80 zł. Co faktycznie potwierdzam, siedziałem trzy rzędy za nią.

Co nieco o działalności ekspertek usłyszymy też na poniższym nagraniu. Niestety musimy posłużyć się materiałem słabej jakości. Miałem okazję być na tej konferencji, ale nie miałem możliwości nagrania jej.

https://youtu.be/7HbcHHm5bCQ

Na co jeszcze Kraków wydawał pieniądze w latach 2016-2018?

Zakup ekspozymetrów jest mocno dyskusyjny

Jednym z obowiązków społecznego doradcy ds. PEM był zakup ekspozymetrów do badania pola elektromagnetycznego oraz nimi późniejsze zarządzanie. Czyli wypożyczanie mieszkańcom i edukacja z ich obsługi. Koszt zakupu m.in. urządzeń EME Spy 200 i niezbędnych akcesoriów oraz oprogramowania, to 594 314,17 zł. Tutaj jednak rodzi się pytanie – czy zakup tak profesjonalnego sprzętu był właściwy i czy typowy Kowalski będzie w stanie go obsłużyć? Choć oczywiście wśród wydatków znalazło się też miejsce m.in. miejsce na druk instrukcji oraz szkolenia.

Aby to wyjaśnić, zwróciłem się z pytaniem do Instytutu Łączności. Instytucji, która jak mało kto zna się na pomiarach PEM. Moje przypuszczenia były słuszne. Ekspozymetry to profesjonalne urządzenia, które są głównie dedykowane monterom i osobom przebywających w miejscach, w których natężenie PEM jest bardzo wysokie. Ekspozymetr mierzy PEM w sposób ciągły i może wydawać sygnał ostrzegawczy w momencie, w którym ustalone wartości są przekroczone. Coś jak licznik Geigera podczas wycieczki do Czarnobyla. Dodatkowo jest w stanie wygenerować raport z okresu pomiarów.

Zakupione ekspozymetry mają tą zaletę, że pozwalają wyodrębnić promieniowanie generowane np. przez telefon i stację bazową. Ale też są bardzo podatne na wszelkiego rodzaju manipulacje. Szczególnie w zakresie okolic 2,4 GHz, czyli sieci Wi-Fi. Mówić wprost, ekspozymetr można postawić przy kuchence mikrofalowej i wyniki wyskoczą poza skalę, a później powiedzieć, że to było promieniowanie routera Wi-Fi. Wynik można też łatwo zaburzyć, np. poprzez trzymanie urządzenia zbyt blisko ciała lub elementów metalowych, które PEM odbijają. Dlatego też uzyskany wynik w dużym stopniu zależy od użytkownika, ale już sprzęt nie wykaże, że przyrząd był niewłaściwie użytkowany, a sam pomiar zmanipulowany. I podobnie jak w przypadku wielu innych profesjonalnych urządzeń, nawet jak choćby aparatów fotograficznych, w rękach kompletnego amatora ekspozymetry mogą działać nieprawidłowo.

Z tego powodu zakup tak drogich urządzeń może budzić wątpliwości, choć nie był to tak całkowicie zły pomysł. Nie można za to zrozumieć, dlaczego wraz z ekspozymetrami zostały zakupione dedykowane smartfony i tablet. W przypadku zakupionego sprzętu, oprogramowanie niezbędne do stałego monitoringu PEM w czasie rzeczywistym wymaga użycia urządzenia z Androidem. Dowolnego. Dlatego też zakup dedykowanych urządzeń mijał się z celem. Choć nie wiadomo, czy były one częścią zestawu, czy trzeba je było dokupić osobno.

W latach 2017-2018 sprzęt za prawie 600 tys. złotych był wypożyczany przez mieszkańców 180 razy. 100 razy w roku 2017 i 80 w 2018. Co daje ok 3,333 zł na pomiar. W dodatku całkowicie nieprofesjonalny. Dla porównania, profesjonalne pomiary zamawiane przez operatorów kosztują mniej niż 1 000 zł. W linkach znajdują się wyniki pomiarów. Jak łatwo zauważyć, wśród średnich wyników pomiarów, przekroczeń obowiązującej wówczas normy natężenia pola wynoszącej 7 V/m można ze świecą szukać.

Projekt EkoCyfrowi za ponad 150 tys. złotych

Dokładnie 151 933,35 zł kosztował projekt EkoCyfrowi, składający się z:

– konkursu fotograficznego – 9 000 zł,
– konkursu „Wyślij pocztówkę zamiast SMS-a” – 5 484,69 zł,
– konkursu literackiego – 2 696,55 zł,
– wystawy – 11 373,49 zł,
– pikniku bez smartfonu – 79 301,04 zł,
– pozostałych wydatków – 45 077,58 zł.

W konkursach wzięło udział łącznie 159 osób, a w pikniku 500 osób. Skromnie jak na tak duże wydatki. To daje 230 zł na jednego uczestnika.

EkoCyfrowi to obecnie fajpejdż na Facebooku, który śledzi 413 użytkowników. Wpisy pojawiają się na nim bardzo rzadko, a jeśli już, to zdecydowanie są to treści, które ciężko nazwać rzetelnymi. Ze stroną Odkrywamy Zakryte na czele. Całość przypomina bardziej antykomórkową propagandę.

Fora Ochrony Środowiska Przed Zanieczyszczeniem PEM

Pod tą złowieszczo brzmiącą nazwą kryje się kolejny z obowiązków społecznego doradcy ds. PEM. To cykl spotkań, głównie z naukowcami, którzy w dużej mierze do dzisiaj opowiadają się za, nie do końca popartą dowodami, szkodliwością sieci komórkowych. Koszty tych wydarzeń w latach 2016 – 2018 to 138 997,50 zł. Co takiego zawarło się tej kwocie? Sprawy organizacyjne – druk zaproszeń, koszt tłumacza, nagrywanie wydarzeń, ale również koszty dojazdów i pobytu prelegentów, zapewnienie im rozrywki w postaci zwiedzania zabytków i kopalni soli w Wieliczce, a także organizacja uroczystej kolacji plus catering.

Forum zostało też zorganizowane w 2019 roku i patrząc na tendencje rosnących kosztów każdej kolejnej imprezy, zapewne również nie było tanie. Nie mamy jednak danych na ten temat.

Niejasne powiązania

Barbara Gałdzińska-Calik jest związana z organizacjami od lat walczącymi z sieciami komórkowymi. Wśród nich jest stowarzyszenie Nasze Bielany oraz Fundacja Instytut Badań Elektromagnetycznych Im. Jamesa Clerka Maxwella. Szczególnie ten drugi, kreowany na wybitny organ ekspercki, jest bardzo ciekawy.

W jego zarządzie znajdują się trzy osoby. Obok krakowskiej aktywistki są to dr Jerzy Gremba i Paweł Wypychowski. Pierwszy, zanim stał się ekspertem do sprawy promieniowania elektromagnetycznego, prowadził zakład usług elektronicznych. Miałem okazję słuchać jego wykładu podczas Międzynarodowej Konferencji dotyczącej sieci 5G w Krakowie. To był jedyny raz kiedy widziałem człowieka, który zaprezentował swoją teorię i jednocześnie udowodnił, że nie ma ona żadnego sensu. Jerzy Gremba brał udział we współtworzeniu Programu ochrony środowiska przed polami elektromagnetycznymi na lata 2018-2022, za co zainkasował 30 tys. złotych. Do programu zaraz przejdziemy.

Paweł Wypychowski to z kolei człowiek kreowany na eksperta przez łódzki Instytut Spraw Obywatelskich (co jest materiałem na zupełnie inny, nie mniej obszerny tekst). Dodatkowo jest właścicielem sklepu, w którym możemy kupić bardzo drogie akcesoria chroniące przed PEM. Od bielizny, przez tapety i farby ekranujące, po mierniki i prześcieradła z uziemieniem.

Nie trudno jest tutaj wyjść z założenia, że alarmistyczna działalność społecznego doradcy do sprawy PEM może napędzać klientów dla wspomnianego sklepu. Choć to oczywiście są wyłącznie moje przemyślenia.

Krytykowany program ochrony środowiska przed polami elektromagnetycznymi na lata 2018-2022

Eksperci współtworzący program, w tym wspomniany Jerzy Gremba, zainkasowali za to łącznie 100 000 zł. Założenia programu zostały boleśnie skrytykowane, m.in. przez Instytut Łączności. W zgłoszonych uwagach możemy przeczytać m.in., że w założeniach Programu przyjęto, że na terenie Krakowa istnieją obszary, na których występują istotne zagrożenia przekroczenia dopuszczalnych norm w zakresie PEM. Tymczasem, przeprowadzane do tej pory pomiary PEM w otoczeniu stacji bazowych telefonii komórkowej (SBTK) na terenie Krakowa nie potwierdziły przekroczenia dopuszczalnych wartości PEM.

Instytut Łączności zwrócił też uwagę na to, że plan programu jest napisany w sposób rażąco nieprawidłowy. Zawierał bardzo obszerne opisy stanu faktycznego, nie przedstawiając nawet szczegółowego harmonogramu działań w ramach programu. Dodatkowo autorzy powoływali się w nim na nieprawdziwe dane dotyczące norm emisji PEM. Ogółem, dokument opisujący Program wyglądał bardziej jako alarmistyczny opis potencjalnej szkodliwości oddziaływania sieci komórkowych i nie przedstawiał żadnych rozwiązań, które mogłyby ograniczyć ekspansję mieszkańców Krakowa na promieniowanie. Nie zakładał np. kampanii edukacyjnej, która przekonałaby mieszkańców do przejścia z routerów Wi-Fi na kablowe lub ograniczenia korzystania ze smartfonów. Zamiast tego uderzał w istnienie stacji bazowych sieci komórkowych.

Spis wszystkich uwag dotyczących projektu znajduje się tutaj.

W podsumowaniu konsultacji czytamy, że w ramach konsultacji społecznych do przedmiotowego programu wpłynęło wiele merytorycznych i prawnych opinii negatywnych. Ze względu na fakt, że w wykonywanych pomiarach PEM na terenie miasta stwierdzono zaledwie trzy przypadki minimalnego przekroczenie obowiązujących wówczas norm, realizacja Programu miała być wyłącznie warunkowa. Dodatkowo uznano, że Program wymaga dalszych analiz i konsultacji eksperckich w dziedzinie PEM, dlatego też nie podjęto ostatecznej decyzji w sprawie przedłużenia ww. Programu.

Czyli stworzono bardzo zły i bardzo źle napisany Program, który został odrzucony, ale tworzący go eksperci na swoją wypłatę nie mogli narzekać. Szacowany koszt całego projektu zakładał wydatki na poziomie 6 235 000 zł.

Kraków jak dojna krowa skubana przez pseudonaukę

Teoretycznie można powiedzieć – miasto chce, to miasto wydaje. Miasto, w tym przypadku Kraków, nie wydaje jednak swoich pieniędzy. Wydaje pieniądze mieszkańców, podatników, którzy ciężko na nie pracują. Wydaje je na realizację ambicji osób, które od lat prowadzą krucjatę przeciwko wymyślonemu przez siebie zagrożeniu. Zagrożeniu, którego od wielu lat nie potwierdzają żadne wiarygodne badania naukowe.

To jest jednak wspólna cecha całego środowiska antykomórkowego. Żerowanie na ludzkim strachu, wykreowanym na podstawie nieistniejącego zagrożenia. A to bardzo dochodowy interes i osobom takim jak społeczne doradczynie prezydenta Krakowa ds. problematyki bioelektromagnetycznej możemy tylko… zazdrościć. Pomysłowości. Bo kto nie chciałby zostać ekspertem od rzeczy, o których nie ma pojęcia, za 100 000 zł rocznie?

Pieniądze wydane na prywatną wojnę kilku osób można było znacznie lepiej zagospodarować. Tylko w tym roku Kraków wyda 5 mln złotych na wymianę realnego zagrożenia – pieców będących przyczyną smogu w mieście. Zostanie za to kupionych 400 nowych pieców. Za pieniądze wydane na wymyślony elektrosmog w samych tylko latach 2016-2018 można by kupić 90 kolejnych.

Panią Gałdzińską-Calik, która zapewne zaraz napisze do nas w sprawie naruszenia jej dóbr osobistych (co już się jej zdarzało) informuję, że w tej sprawie należy zwrócić się do Urzędu Miasta Krakowa, który jest źródłem zdecydowanej większości przedstawionych tutaj informacji.

Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News