Czasem nie da się nas dobudzić. Można próbować stymulacji ruchowej i werbalnej (ujmując to prościej: ktoś nas szarpie, krzycząc „obudź się!”), a my wciąż powracamy do snu. Tak jakby nasz mózg nie chciał przyjąć do wiadomości, że powinniśmy wstać. Mózg uważa, że mamy jeszcze spać – i kropka! Innym razem budzimy się jak na zawołanie, kilka minut przed dźwiękiem budzika, który sami nastawiliśmy poprzedniego wieczora. Jakby nasz mózg doskonale wiedział, że zaraz musimy wstać. Skoro wiemy, że nasz najbardziej energochłonny narząd, w czasie snu regeneruje się i porządkuje nowe szlaki pamięci, to czy jakaś jego część w tym czasie nie śpi, tylko cały czas czuwa nad naszym zegarem biologicznym?
Pierwsze, co się nasuwa na myśl, to szyszynka. Ta część naszego mózgu wydziela melatoninę, nazywaną, całkiem słusznie, hormonem snu. Okazuje się, że prawda nie jest wcale odległa od tego podejrzenia. Zespół profesora Antoine’a Adamantidisa z Uniwersytetu w Bernie, postanowił sprawdzić, która część mózgu odpowiada za nasze wybudzenie, stymulując poszczególne fragmenty mózgu myszy światłem.
Okazało się, że aby wybudzić mysz ze snu, należało pobudzić neurony znajdujące się pomiędzy wzgórzem a podwzgórzem (to ta druga część mózgu – podwzgórze – kontroluje pracę szyszynki). Pobudzenie tego rejonu mózgu skutkowało natychmiastowym wybudzeniem zwierzęcia z fazy NREM (snu wolnofalowego). Dłuższa stymulacja skutkowała natomiast długim czuwaniem.
Profesor Adamantidis uważa, że to odkrycie może mieć znaczenie nie tylko w leczeniu zaburzeń snu. Według szefa zespołu naukowców, pobudzając obszar mózgu odpowiedzialny za przebudzenie, możemy mieć szansę na wydobycie pacjentów ze stanu wegetatywnego lub stanu minimalnej świadomości. Czyżby więc świecenie myszom w mózg miało nauczyć nas odzyskiwania bliskich pozostających w okropnym stanie pomiędzy śpiączką a wybudzeniem?
[źródło i grafika: engadget.com]