Chociaż większości z nas trudno zrozumieć całą tę otoczkę wokół ładowania elektrycznego samochodu na stacji, ale już śpieszę z wyjaśnieniem, dlaczego zmiany w cenniku Tesli mogą być korzystne.
Wizyta EV na stacji różni się znacznie od tego, jak tankujemy swoje samochody. Zamiast kilku minut, spędzamy „w podpięciu” dobre kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt i nie zawsze w okolicy jest jakiś lokal, żeby czas ten spędzić jakoś miło. Nawet jeśli – od czego są dodatki w samochodzie?
Tesla już dawno sprawiła, że nawet ładowanie Modeli może być przyjemne za sprawą gier, czy Netflixa w oprogramowaniu samochodowym. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej, bo podczas przyjemności łatwo zdecydować się na powiew ciepłego, lub zimnego powietrza z klimatyzacji. To z kolei przestało być w smak Tesli.
Dlatego też firma postanowiła, że zacznie doliczać do rachunku na stacjach Supercharger zużycie energii elektrycznej wykorzystywanej przez samochód w ciągu ładowania. Jak czytamy w ponoć wewnętrznej wiadomości pracowników Tesli:
Obliczenia zastosowane do naliczania opłat za ładowanie zostały zaktualizowane. Właściciele będą również rozliczani za kWh zużywane przez samochód w ramach systemu HVAC [po prostu klimatyzacji – dop. red], podgrzewacza akumulatora i innych obciążeń podczas sesji. Wcześniej właściciele byli rozliczani tylko za energię zużytą do naładowania akumulatora podczas sesji ładowania.
Właściciele mogą zauważyć zauważalny wzrost naliczonych kWh, jeśli podczas ładowania używają funkcji energochłonnych, np. klimatyzacji, ogrzewania itp. Jest to bardziej prawdopodobne w ekstremalnych warunkach klimatycznych.
Z jednej strony jest to oczywiście złe dla konsumentów, którzy będą zmuszeni płacić więcej, ale z drugiej… no cóż, może doprowadzi to do bardziej rozważnego ładowania na stacjach Supercharger? Wiecie – łatwo dać się wciągnąć np. kolejnemu odcinkowi serialu, kiedy przy okazji ładujecie samochód, zabierając miejsce innym.
