Ziemia się ociepla i arktyczny lód topnieje, to oczywiste, ale po drugiej stronie planety sprawy są bardziej skomplikowane, o czym świadczy najnowszy zanik lodu morskiego w Antarktyce.
Antarktyda weszła w nowy rok z rekordowo niskim poziomem pokrywy lodowej. 1 stycznia pokrył on zaledwie 2,1 miliona mil kwadratowych wody na Oceanie Południowym, schodząc o 726 000 mil. Wydawać by się mogło, że to normalna sprawa związana z globalnym ociepleniem, jednak analiza przeprowadzona po katastrofalnym topnieniu lodu w latach 2016-2017 wykazała, że zbiegło się ono z wyjątkowo negatywną fazą tzw. Southern Annular Mode.
Obecnie nie jest jasne, co kryje się za tegoroczną katastrofą lodową. Warto zauważyć, że badaczka lodu morskiego z Uniwersytetu w Waszyngtonie, Cecilia Bitz zauważyła, że tegoroczny SAM nieszczególnie się wyróżnia. Wpływu nie ma również słynny El Niño, który szczególnie mocno dał o sobie znać w 2016 roku.
Son Ngheim z NASA stwierdził, że wszystko, od wiatrów napędzanych przez antarktyczną topografię kontynentalną po prądy kontrolowane przez kształt dna morskiego Oceanu Południowego wpływają na lód Antarktydy. Opady śniegu mogą również wpływać na zmienność pokrywy lodowej z roku na rok. Należący do NASA satelita do ICESat-2 może być pomocny w tej kwestii.
[Źródło: earther.gizmodo.com; grafika: NASA]
Czytaj też: Nowy laser NASA pozwoli na monitorowanie zmiany lodu polarnego