Zdaniem grupy naukowców nasz Wszechświat nie jest pierwszym w historii. Przed nim istniały inne, a ślady po czarnych dziurach z tamtego okresu pozostały do dzisiaj w formie mikrofalowego promieniowania tła.
Jednym ze zwolenników takiej teorii jest bliski współpracownik Stephena Hawkinga – Roger Penrose. W jego koncepcji wszechświaty rodzą się, rozszerzają a na koniec znikają, pozostawiając po sobie jedynie promieniowanie wyemitowane przez czarne dziury. Jego zdaniem (oraz kilku innych fizyków, m.in. Krzysztofa Meissnera z Uniwersytetu Warszawskiego) ślady tego promieniowania pozostały w kosmosie do dziś.
Czarne dziury, pochłaniając otaczającą je materię, doprowadzą do sytuacji, w której będą jedynymi obiektami we Wszechświecie. Jednak z czasem ich energia będzie słabnąć a masa spadnie. Stopniowo się kurcząc, czarne dziury w końcu całkowicie znikną. Zostawią po sobie jednak fotony i grawitony. Problem w tym, że tych cząsteczek nie dotyczą takie pojęcia jak czas czy przestrzeń. Wszystko przez to, że poruszają się z prędkością światła, więc nie odczuwają czasu ani odległości.
Tak rozległy, ale kompletnie pusty wszechświat jest niesamowicie ściśnięty. Niemal tak samo jak tuż przed Wielkim Wybuchem. Tylko w jaki sposób w tej pustce możemy odnaleźć jakiekolwiek ślady świadczące o istnieniu czarnych dziur? Zdaniem Penrose’a (a wcześniej także Hawkinga) chodzi o znak pozostawiony przez cały okres, w którym owe obiekty emitowały ogromne ilości energii. Jest to wspomniane już mikrofalowe promieniowanie tła (ang. cosmic microwave background).
Penrose przyznał, że nasz Wszechświat również powinien pozostawić po sobie ślady. Zostaną one odkryte w kolejnych eonach, kiedy to narodzą się nowe wszechświaty, powstałe na skutek nowego Wielkiego Wybuchu.
[Źródło: livescience.com; grafika: cosmology.berkeley.edu]