MB&F rzeczywiście zaprezentowało iście kosmiczny produkt, który nie ma wiele wspólnego z klasycznym podejściem na rynku. (Nie)zwyczajny zegarek HM9 może i nie być najlepszym dodatkiem do garnituru… ale z pewnością jest to coś, co przyciągnie uwagę każdego.
Tak, to naprawdę zegarek, który jednak nie skrywa w sobie niczego specjalnego oprócz nowatorskich mechanizmów z górnej półki. Projektanci podczas tworzenia HM9 wzorowali się na dawnych samochodach wyścigowych z połowy XX wieku, co zapewniło zegarkowi nie tylko unikalny wygląd, ale również pewną wartość dla fanów tamtejszej motoryzacji. Jako że nie jest to pierwszy taki wybryk firmy MB&F, to z łatwością możemy znaleźć podobieństwa z modelem No. 4 Thunderbolt. Te znajdziemy już na samym początku oferty, ponieważ współdzielą cholernie wysoką cenę – 182000$.
Taka kwota nie wzięła się jednak znikąd, ponieważ HM9 możemy z łatwością nazwać dziełem sztuki użytkowej. Pomijając sam proces projektowania i dopracowywania technologii mechanizmu, wystarczy wspomnieć o 43-częściowej obudowie wykonanej z 57 milimetrowego tytanu klasy 5 o zarówno satynowych, jak i wypolerowanych na błysk wykończeniach. Zapewniło to nie tylko wytrzymałość rodem z kadłuba statku kosmicznego, ale również niepowtarzalny wygląd, które dopełniają pięć szafirowych kryształów na tarczy. Sam szyty ręcznie pasek z tytanową sprzączką również może pochwalić się nienaganną jakością z cielęcej skóry.
Sercem zegarka jest jednak coś znacznie ciekawszego, a mianowicie ręcznie zwijany 44-klejnotowy mechanizm składający się z 301 elementów. Ten rozdziela się na dwa niezależne koła równoważące na oddzielonych podnośnikach, które pokonują różnicę planetarną i eliminują jakikolwiek rezonans. Jeśli wiecie, o czym mowa, to chylę przed Wami czoła, ale jeśli nie, to nie martwicie się – nie jesteście sami. Jestem jednak przekonany, że zaawansowanie tego mechanizmu ma po prostu zapewnić użytkownikowi niezaburzoną niczym pracę. Może eliminuje też wymóg stosowania rotomatu?