Ponieważ drony ze skrzydłami stałymi (stałopłaty) są nie tylko szybsze, ale też bardziej energooszczędne niż multikoptery, to często są wykorzystywane do zadań pokroju mapowania obszarów oceanicznych. Problem z nimi pojawia się jednak po wykonaniu zadania, ponieważ ich lądowanie wymaga tradycyjnych, choć znacznie krótszych pasów rozbiegowych, co jest raczej niespotykane na otwartych wodach i przy każdym statku. Tym problemem zajął się więc zespół z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii.
W swoim nowatorskim systemie, przypominającym autonomię rodem z filmów sci-fi, sprowadzają całe „przejmowanie” tych stałopłatów do kilku kroków. Pierwszym z nich jest wyposażenie ich w małą skrzyneczkę, drugim ich zbliżenie się do statku morskiego, a trzecim – pomyślne przeprowadzenie przejęcia przed parę autonomicznych multicoperów.
Cała akcja przebiega raczej w nieskomplikowany sposób. Najpierw stałopłatowy dron otwiera wspomnianą skrzyneczkę na spodzie, wypuszczając w dół linę z hakiem, aby wkrótce potem z pokładu wystartowały dwa autonomiczne drony połączone długim kablem. Ten odgrywa w całym przedsięwzięciu kluczową rolę, ponieważ po krótkim manewrowaniu ma za zadanie zaczepienie się o wspomniany hak, spowalniając stałopłat delikatnym szarpnięciem. Przejęty dron musi następnie wyłączyć silnik i zawisnąć pod wspomnianą dwójką, która opuści go delikatnie na pokład statku.
Jak twierdzi profesor Tor Arne Johansen z uniwersytetu:
Operację można wykonać praktycznie w dowolnym miejscu, bez pasa startowego lub innej infrastruktury. Ta metoda wymaga minimalnych modyfikacji w jakimkolwiek stałopłatowym dronie, w przeciwieństwie do bardziej tradycyjnych metod odzyskiwania stałych dronów w sieciach lub liniach pionowych. Wymaga to zaprojektowania drona tak, aby był odporny na duże obciążenia napotkane podczas lądowania.
Czytaj też: Dron-pomocnik XQ-58A Valkyrie przetestowany przez lotnictwo USA
Źródło: New Atlas