Świat zaczyna zwracać coraz większą uwagę na stopień zanieczyszczenia mórz i oceanów. Sęk w tym, że to, co stanowi największy problem niekoniecznie jest tak dobrze widoczne, jak butelki czy słomki.
Chodzi o mikrowłókna, czyli kawałki poliestru, nylonu i akrylu. Imogen Napper, naukowiec z Uniwersytetu w Plymouth dodał, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, iż ich ubrania są wykonane z plastiku. Kiedy ta odzież jest przekazywana do prania, ogromna liczba włókien trafia do wody, by ostatecznie znaleźć się w oceanach.
Z analiz wynika, że przeciętna rodzina zamieszkująca Stany Zjednoczone bądź Kanadę każdego roku emituje do środowiska ponad 500 milionów mikrowłókien. Statystyki są wiec zatrważające. I choć w ogólnym rozrachunku większość tych elementów jest wychwytywanych przez oczyszczalnie, to każdego roku setki ton tego typu zanieczyszczeń trafiają do wód całego świata.
Mikroplastiki stanowią ogromne zagrożenie dla fauny i flory, choć są mocno bagatelizowane. Ale czy możemy zmniejszyć ich emisję? Naukowcy zalecają rzadsze pranie odzieży oraz robienie tego w niższych temperaturach. Poza tym dodają, że płynne detergenty są lepsze dla tkanin niż proszki, a za najlepszy środek zapobiegawczy uznają… kupowanie mniejszej ilości ubrań.