Jak pewnie wiecie, system autonomicznej jazdy bazuje głównie na sensorach, przy których nieustannie się majstruje. Nic w tym dziwnego, ponieważ znalezienie tego właściwego i najbardziej precyzyjnego jest kluczowe dla naszego bezpieczeństwa. Nic więc dziwnego, że często się je łączy w kombinacje, do których wkrótce może zawitać sensor LGPR.
To skrót od „Ground Penetrating Radar”, który znajduje zastosowanie na polu bitwy przy skanowaniu podłoża, w którym mogą czaić się miny. Jego precyzja jest więc tak wysoka, że startup WaveSense nie zastanawiał się długo i opracowaną przez Laboratorium Lincolna w MIT zapożyczył do swojego własnego sensora LGPR. Ten nie jest drogi, bo kosztuje około 100$ (pierwszy warunek spełniony) i (drugi całkiem ważny warunek) działa! Ale jak? I co zapewnia systemowi sterującemu autonomicznemu samochodowi? W skrócie – skan drogi do trzech metrów pod powierzchnią.
Umożliwia to bezproblemowe poruszanie się po ośnieżonych drogach i przydaje się nawet przy tych w dobrym stanie. Wszystko przez to, że LGPR nieustannie zbiera dane o podłożu i porównuje je już z tymi wcześniejszymi, aby określić miejsce pojazdu na drodze co do kilku centymetrów. Wymaga to oczywiście stworzenie odpowiedniej bazy danych, ale struktura naszej ziemi nie zmienia się zbyt często, więc pomysł jest naprawdę trafiony. Zebranie wszystkich potrzebnych informacji to kwestia czasu. Wystarczy zamontować urządzenia, które będą wyłącznie zbierać skany w czasie zwyczajnych podróży.
W połączeniu z danymi z dokładnych modułów GPS, map w wysokiej rozdzielczości, czujników na podczerwień i kamer rozsianych po całym autonomicznym samochodzie, LPGR wniesie precyzje na znacznie wyższy poziom. Oczywiście dopiero wtedy, kiedy trafi do obowiązkowego wyposażenia takich pojazdów.
Źródło: Arstechnica
Zdjęcia: Arstechnica