Misja, która wystartowała we wrześniu 2016 roku rozpoczęła kolejny etap. Sonda OSIRIS-REx zbliżyła się bowiem do swojego celu na odległość 2 milionów kilometrów. W ziemskiej skali wydaje się to sporo, jednak jak na kosmiczne realia, asteroida Bennu znajduje się tak naprawdę tuż za rogiem.
Obiekt o długości ok. 500 metrów od pewnego czasu spędzał naukowcom sen z powiek. Wszystko za sprawą teorii o możliwym zderzeniu asteroidy z Ziemią. W latach 2169-2199 zbliży się ona aż ośmiokrotnie w okolice naszej planety. Łączna szansa na tragiczne rozwiązanie sytuacji wynosi 1:2700, jednak NASA zamierza przygotować plan awaryjny w razie spełnienia czarnego scenariusza.
Kiedy OSIRIS-REx (nazwa jest skrótem od dłuuugiej, angielskiej nazwy, której Wam oszczędzę) dotrze na orbitę Bennu, co powinno nastąpić w grudniu, rozpocznie się kolejny etap misji, czyli lądowanie. Wiemy jak niełatwy i pełen komplikacji jest to proces, szczególnie jeśli przypomnimy sobie misję sondy kosmicznej osiadającej na komecie 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Będzie to jednocześnie najmniejszy obiekt, na którym wyląduje (jeśli misja się powiedzie) NASA. Bennu ma wymiary ok. 500m x 490m i waży 77 miliardów ton. W przypadku zderzenia z Ziemią konsekwencje byłyby bardzo poważne.
Przez 6 miesięcy sonda będzie skanować powierzchnię planetoidy, aby uzyskać trójwymiarowy obraz Bennu. Po zakończeniu skanowania OSIRIS-REx rozpocznie zbieranie próbek. Opuszczenie planetoidy ma nastąpić w marcu 2021 roku, a sonda trafi z powrotem na Ziemię w specjalnej kapsule we wrześniu 2023 roku, a więc równe 7 lat po rozpoczęciu misji.
[Źródło: digitaljournal.com; grafika: NASA]