Problem z SARS-CoV-2 polega na tym, że ciężko opanować jego rozprzestrzenianie, a kiedy już dojdzie do zakażenia, to lekarze nie mają opracowanych, pewnych metod leczenia.
Naukowcy z Wielkiej Brytanii dokonali jednak nowego odkrycia związanego z reakcją immunologiczną, które mogłoby pomóc lekarzom przewidzieć, które przypadki COVID-19 ulegną pogorszeniu. Być może nawet ich badania doprowadzą do stworzenia metody leczenia tych ciężkich powikłań.
Lekarze zauważyli bowiem, iż najpoważniejsze przypadki charakteryzują się niewielką ilości limfocytów T, które odpowiadają za reakcję immunologiczną ludzkiego organizmu. Średnio w mikrolitrze (0,001ml) krwi, powinno się znajdować od 2000 do 4000 limfocytów T., lecz u ciężko chorych na COVID-19 liczba ta wynosiła średnio od 200 do 1200.
Czytaj też: Koronawirusa zwiększa problem terroryzmu. W jaki sposób?
Co więcej, około 70% pacjentów na oddziałach intensywnej terapii ma pomiędzy 400 i 800 limfocytów na mikrolitr krwi. Lekarze zauważyli, że kiedy stan tych osób się poprawia, to zwiększa się również ilość limfocytów T. Co wiemy dzięki tego typu badaniom? Po pierwsze, można je wykorzystać do odnajdowania osób, które są potencjalnie bardziej narażone na wystąpienie ciężkich powikłań. Po drugie, lekarze planują testowanie interleukiny 7 (IL-7), która powinna – przynajmniej w teorii – zwiększać ilość limfocytów T u chorych.
Chcesz być na bieżąco z WhatNext? Śledź nas w Google News